Jak mówiłam tak zrobiłam. Wieczorem konto powstało, tak też zamiast odkładać na jutro/poniedziałek/etc. konkretne zmiany rozpoczęłam już dziś!
Choć ćwiczenia nie są dla mnie obce i choć z czystym sumieniem muszę stwierdzić, że na prawdę je lubię to dobre kino i kubełek lodów bardzo często jednak wygrywają. Jako, że śmiało mogę stwierdzić iż oglądanie filmów i seriali to moje hobby to nie trudno jest czymkolwiek przebić moją chęć spędzenia właśnie w taki sposób wieczoru. Od ponad roku mam wykupiony karnet na siłowni, to właśnie był przełom w moim życiu. Zapisanie się na siłownie, płacenie niemal 160 zł miesięcznie motywowało mnie by 3-4 razy w tygodniu udać się na drugi koniec miasta i w ten wspaniały sposób katować swoje ciało do szczytów wytrzymałości. Od 2 klasy podstawówki moje ćwiczenia ograniczały się do MINIMUM! Powód jest prosty, choroba. Nic szczególnie poważnego, guzowatość kości, prawe kolanko. Nie ukrywam, że choroba ta była dla mnie "zbawieniem", ponieważ jako mały grubasek krępowało mnie robienie czegokolwiek przy chudzinkach z mojej klasy.
Ah. oryginalna historia biednej małe tłuściutkiej dziewczynki. Tak wiem.
No ale pomińmy tą część mojego życia i wróćmy do zeszłego roku.
Jak mówiłam, kartem był przełomem. Mały kawałek plastiku który odmienił moje życie. Zaczęłam lubić ćwiczyć, a siłownia stała się moim małym azylem, miejscem gdzie mogłam spokojnie pomyśleć. tak sobie też ćwiczyłam aktywnie przez około 5-6 miesięcy. Efekty owszem były, nie jakieś ogromne. Ale patrząc na zdjęcia z przeszłości byłam z siebie dumna. Przyszedł feralny moment zerwania z "miłością mego życia" (jak to każda w tym wieku) i się ponownie zaczęło. Smutek, żal, depresja, czekolada. Po jakimś czasie się otrząsnęłam i wróciłam do ćwiczeń choć niestety już nie z takim wielkim zapałem jak wcześniej. BAM. Mój pierwszy wyjazd za granice naszego pięknego kraju, do miejsca które platonicznie kocham - LONDYN. Miast uwielbiane przeze mnie od małego berbecia mimo, że dopiero niedawno było mi pisane je zobaczyć. Nowe miejsce, nowe smaki, a co za tym idzie? - nowe słodycze. Od mniej więcej tamtej pory czyli lutego 2013r. do dnia dzisiejszego czyli 20 czerwca 2013r. niemal nie było dnia bez choć odrobiny czekoladowego szaleństwa.
"CHORA?!?"
Może i tak. Niejednokrotnie próbowałam z tym walczyć. Za każdym razem przegrywałam walkę ze słodkim potworem.
Czy teraz będzie kolejny przełom? Czy dam radę choćby jutrzejszy dzień wytrzymać bez ukochanego wroga? Mam nadzieję.
__________________________________
Opisałam kawalutek swej histori życia, cały ten rok był szalony, dziwny i pełen skrajnych emocji. Wróćmy do teraźniejszości i zobaczmy co udało mi się dziś osiągnąć.
2x trening 6min Ewy Chodakowskiej
15min treningu z gwiazdami Ewy Chodakowskiej
20min orbitrek
słodkości!
Dlaczego pani Ewa? Co o niej sądzę? To już zdradzę następnym razem.
Teraz zamykam lapka i idę spać.
xoxo