Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy. " Haruki Murakami

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4676
Komentarzy: 86
Założony: 2 września 2013
Ostatni wpis: 25 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
KobietaZWenus

kobieta, 30 lat, Lublin

174 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 września 2013 , Komentarze (7)

Kocham Mel B, kocham się pocić, kocham to, że teraz boli mnie każdy mięsień mojego ciała, uwielbiam to, że od prawie dwóch tygodni się nie objadam i kładę się spać bez poczucia winy, że znów zawaliłam i muszę zacząć od jutra.

A najbardziej kocham jak Mel B krzyczy "Zbudujmy te mięśnie"!!!


A więc buduję tę mięśnie, spalam tłuszczysko i powiem wam, ze dopiero się rozkręcam! Nie mam dość, chcę ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! I później jak już ściekam potem, mówię sobie " Maleńka było dobrze, dałaś radę, ale jutro zrobisz to lepiej". Rozpiera mnie energia i mam nadzieję, ze pozostanie we mnie przez bardzo długi czas bo świetnie się czuję w takim stanie. Choć nie schudłam dużo, widzę jak moje ciało powolutku się zmienia, widzę blask samozadowolenia w moich oczach, że coś robię i daję radę. A według mnie początki są najtrudniejsze, to aby wpaść w rytm i zmusić siebie do codziennej mobilizacji.

Przedwczoraj zrobiłam 20 minutowy zestaw Mel B treningu na całe ciało i 15 minut na rowerku.
Wczoraj zrobiłam 15 minutowy trening cardio Mel B i 10 min rowerku.

I może to nie dużo, ale dopiero zaczynam i chyba stanie się to moim uzależnieniem, bo uwielbiam się tak czuć. I bardzo długa i kręta droga przede mną, ale tym razem się nie poddam.


Bo po pierwsze mam wielką motywację, a po drugie jesteście tu Wy, moja ostoja i wsparcie. I choć Was nie znam, a wy nie znacie mnie łączy nas to, że razem, wspólnie walczymy o lepsze życie. Każda z nas z innych powodów, każda z nas ma inne motywacje, ale łączy je jedno. I myślę, ze to nie jest tylko praca nad piękniejszym ciałem, ale walka z kompleksami, demonami przeszłości, przykrymi sytuacjami i tym aby w końcu zaakceptować siebie i żyć bez wyrzeczeń, ograniczeń wynikających z samopoczucia, niskiej samooceny i braku pewności siebie.


I jeśli mam zły dzień, mogę tu wejść i ktoś mnie poklepie po plecach na otuchę, jeśli robię coś dobrze i jestem z tego zadowolona, jakaś miła, nieznajoma mi kobieta klepnie w łopatkę i powie "Dobra robota". A jeśli nawalę to ktoś klepnie mnie w twarz otwartą dłonią, abym się ogarnęła. Dziękuję Wam za to!!


Tak więc SPINAM DUPSKO i do dzieła!! Kaloryfer sam się nie zrobi.

Wczoraj wymyśliłam jeszcze jeden punkt, gdy brałam kąpiel.

15. Chcę, aby oprócz mnie w wannie zmieścił się kiedyś jeszcze jakiś opalony, umięśniony mężczyzna i aby jego uda były w stanie wcisnąć się pomiędzy moją pupencję a ściany wanny. Bo teraz mój tyłek jest królową na zamku i zajmuje całą przestrzeń.

11 września 2013 , Komentarze (7)

Dobra, koniec narzekania, koniec jęczenia i strachu.
Będzie pot, ból, łzy, jęki, wymioty i krzyk . Ale dzisiejszy stan rzeczy mnie dobija i ja nie mam już siły na bezczynność, jestem zmęczona bezustanną walką i zmaganiami, jestem wypompowana przez cierpienie jakie sobie zadałam .
 Nie jestem na tyle silna by stać z boku, uciekać i jak ćma w światło wpadać w swoje pułapki.
Ciężko jest dojść do tego, zmienić siebie, swój sposób myślenia i wybrać życie w rokoszy a nie w ciągłym uczuciu przygnębienia. Chcę inaczej i nic na to nie poradzę, chcę od życia więcej, bo teraz klęczę na poobijanych kolanach i dobija mnie to, że mimo tego bólu który czuję, ja nie chcę wstać i uparcie okaleczam siebie.
Jedyną osobą, którą mogę zmieniać i nad którą mam nieograniczoną władzę jestem ja sama. Odpowiadam za swoje czyny, ale także i za siebie.
 Jestem swoją Panią i Niewolnicą i zrobię ze sobą wszystko na co mam ochotę.


 A ochotę zamiast TEGO

założyć TO!


I wyglądać w tym niesamowicie!

Więc rozpoczynam dziś ćwiczenia ujędrniająco, odchudzająco tłuszcz spalające.
NO MORE fałdek na brzuchu przy schylaniu.
NO MORE spodni w rozmiarze 44.
NO MORE pocenia się jak prosiak w upalne dni.
NO MORE wielkich, rozciągniętych gaci.
NO MORE worków zamiast ubrań.
NO MORE siedzenia w domu.
NO MORE niszczenia samej siebie!


Bo chcę:

1. Szaleć na parkiecie, tańczyć całą noc i być królową dyskoteki, a nie wyglądać jak pląsający prosiak po halucynogennej paszy.
2. Chcę aby lato nie było dla mnie katorgą i koniecznością wystawienia moich fałd na widok publiczny.
3. Chcę normalnie jak człowiek pozować do zdjęć i prezentować swoje kształty przed fotografem, a nie chować się za ścianą z ludzkich ciał i wsysać policzki.
4. Chcę mieć wyższą samoocenę i większą wiarę w siebie oraz w swoje możliwości.
5. Chcę być tak piękna, że aż będę powodować wypadki drogowe.
6. Chcę mieć jeden podbródek i twarz w kształcie serca a nie piłki plażowej.
7. Chcę aby moje uda nie wycierały mi dziur w spodniach podczas chodzenia.
8. Nie chcę wstydzić powiedzieć publicznie ile ważę.
9. Moje palce nie będą wyglądać jak serdelki lub parówki przyozdobione biżuterią.
10. Moje obojczyki i już nie mogą doczekać się, aż pokarzą się światu.
11. Ktoś będzie mógł nosić mnie na rękach, bez obawy o swój kręgosłup. Bo teraz jak bym zemdlała nikt odważny nie udźwignąłby takiego ciężaru.
12. Będę spać nago i moja kołdra nie będzie zniesmaczona, że musi na mnie leżeć.
13. Będę nosić naprawdę seksowną bieliznę złożoną tylko z kilku sznureczków, drucików i koronki.
14. A najważniejsze jest to, ze będę wreszcie szczęśliwa i pogodzona z samą sobą, pokocham siebie i będę pięknieć z każdym dniem.

Macie jakieś pomysły Moje Drogie co jeszcze chcemy i czego potrzebujemy?

Każdy dzień przybliża nas do perfekcji, tylko nie możemy tego dnia zmarnować!


A potem spojrzę w lustro i powiem WHO IS THE BITCH ??

7 września 2013 , Komentarze (6)

        Wczorajszy dzień był dniem wyciętym z życiorysu, bo spędziłam go z termoforem na brzuchu oglądając telewizję i jedząc tabletki przeciwbólowe. Zjadłam tylko 3 kotleciki gryczane z kefirem i tyle, bo przez mdłości nic nie mogłam w siebie wcisnąć. Dziś było podobnie, znów zjadłam kotleciki z jogurtem (jem to samo przez dwa bo gotuję co drugi dzień, tak dla wyjaśnienia) i trochę popracowałam w ogrodzie. Gdy ta choroba żeńskiej populacji się skończy wezmę się ostro do roboty. Bo takie czekanie i nic nie robienie jest frustrujące. Dusza chce a ciało nie może, no ale.

       Jakoś opuścił mnie dobry humor. Czuję się tak beznadziejnie niepotrzebna, taka stara i zużyta. Nie ma we mnie młodzieńczej naiwności, chęci poznawania świata i bezustannych przyjemności. W mojej głowie jest mnóstwo negatywnych myśli, które co jakiś czas są odtwarzane na nowo i wpędzają mnie w stan bezradności i niechęci do samej siebie.Cały czas w głowie kołaczą mi się te okropieństwa, które wszystko potrafią zniszczyć "Wiecznie będziesz sama", "Nikt cię nigdy nie pokocha, bo co można w tobie pokochać", "Jesteś zbyt głupia na studia", "Będziesz bezrobotna", "Jesteś nikim, nikim, nikim". Ciągle się zawodzę na sobie i z każdym zawodem rośnie stopień pogardy. I powoli zamieniam się w taką Panią Sopel Lodu. Obojętną, nieczułą i zimną, wiecznie złą i zirytowaną, sklejającą sobie maskę dla świata kawałek po kawałku, aby ludzie podchodzili do ciebie z respektem i nie poczuli jaka bezbronna w środku jesteś. Nie chcę, aby ta maska zrosła się z moim prawdziwym "ja". Mną, która chce czułości, akceptacji, dotyku, poczucia bezpieczeństwa, po prostu miłości.Czasami nadzwyczajnie w świecie pragnę, nie chcę, ja pragnę aby ktoś mnie przytulił. Tylko jak ktoś ma pokochać mnie, skoro ja nie kocham samej siebie. I wiem, ze to jest destrukcyjne i powinnam to zmienić, myśleć bardziej pozytywnie, ale nie umiem. Zawsze musiałam dbać sama o siebie, zadbać o wszystkich na około, sama radzić sobie z problemami bo nigdy nie było nikogo przy mnie i byłam pozostawiona sama sobie. Wiem, ze to uczyniło mnie bardziej samodzielną i silną osobę oraz wyrobiło we mnie twardy charakter, ale ta siła ma swoje straszne przyczyny i skutki. Bo ja już nie chcę być silna, nie mam na to siły. Chcę być głupią nastolatką, która myśli, ze Słońce obraca się wokoło Ziemi, a jej największym problemem jest zbyt mała ilość szpilek. Może nie aż tak, lubię swój charakter, tylko jest on tłamszony brakiem pewności siebie i tymi ciągłymi wątpliwościami.
 Ajj....paskudny mam dziś nastrój, aż mi się cisną łzy do oczu a w gardle mam wielką dławiącą gule.


Co tam dużo mówić, jestem gruba, brzydka, pryszczata, głupia, mam ochydny celullit na nogach i poszladkach, a moje piersi to dwa małe wiszące pimpisie, w czym jeden pimpiś jest dwa razy większy od drugiego. Chomiś! 










"Dzisiaj będzie ten dzień,
W którym przypomną ci o przeszłości.
Dotychczas powinnaś już chyba
Zrozumieć, co musisz zrobić.
Nie wierzę, że ktokolwiek
Czuje teraz to, co ja do Ciebie

Na ulicy mówią już, że
Ten ogień w twoim sercu zgasł.
Jestem pewien, że już o tym słyszałaś,
Ale tak naprawdę nigdy nie miałaś wątpliwości.
Nie wierzę, że ktokolwiek
Czuje to, co ja teraz do ciebie.

I wszystkie drogi, którymi chodzimy są kręte.
I wszystkie światła, które nas prowadzą, oślepiają.
Jest wiele rzeczy, które chciałbym Ci powiedzieć,
Ale nie wiem jak.

Bo być może,
Będziesz tą jedyną, która mnie ocali
I mimo wszystko,
Jesteś moim cudotwórcą.

Dzisiaj miał być ten dzień,
Ale nigdy nie przypomną ci o przeszłości.
Dotychczas powinnaś już chyba
Zrozumieć, czego nie robić.
Nie wierzę, że ktokolwiek
Czuje to, co ja teraz do ciebie.

I wszystkie drogi, które cię prowadzą, były kręte.
I wszystkie światła, które oświetlają drogę, oślepiają.
Jest wiele rzeczy, które chciałbym Ci powiedzieć,
Ale nie wiem jak.

Powiedziałem, że być może,
Będziesz tą jedyną, która mnie ocali
I mimo wszystko,
Jesteś moim cudotwórcą.

Powiedziałem, że być może,
Będziesz tą jedyną, która mnie ocali
I mimo wszystko,
Jesteś moim cudotwórcą.

Powiedziałem, być może,
Będziesz tą jedyną, która mnie ocali
Będziesz tą jedyną, która mnie ocali
Będziesz tą jedyną, która mnie ocali"

5 września 2013 , Komentarze (4)

Dziś znów aktywnie, ale nie tak jak wczoraj, bo strasznie polał mnie brzuch i byłam osłabiona. Kilka machnięć łopatą i musiałam  usiąść i napić się wody, a to wszystko przez @, które wreszcie się zaczęło. I wreszcie regularnie, jak w zegarku czego nie miałam od roku przez moje odchudzanie i fanaberie jedzeniowe.

Dziś zjadłam trochę więcej.

Menu:
Śniadanie: Kromka białego chleba z sosem z kotletów sojowych.
(Tak jem sos ze wczoraj, ale to dlatego, ze strasznie go uwielbiam)
Obiad: Znów ryż z sosem.
Kolacja: Trzy małe kromki chleba pełnoziarnistego z serem i dwa pomidory.

Nie wiem dlaczego mam wyrzuty, ze dziś zjadłam zbyt dużo. Ale to już chyba taka moja chora psychika. Zazwyczaj tak jest, ze przez tydzień lub kilka dni się głodzę i jem tyle co kot napłakał a na weekendy rzucam się jak oszalała na jedzenie. A potem z objadania robi się tygodniowy maraton, potem znów się odchudzam i powtórka z rozrywki. I tak w kółko i w kółko.

Ale tym razem będzie inaczej, bo rozrywka dopiero się zaczyna i tym razem się nie poddam.

I niby jestem taką osobą, która umie nad wszystkim panować. Jeśli sobie powiem NIE, to się tego solidnie trzymam i nawet nie biorę pod uwagę potknięć w postanowieniu. Jedyną moją słabością jest jedzenie i brak opanowania w jego spożywaniu.  Grrrrr....

Ale nikt nie mówi, ze się nie da. Da się i widzę to w Waszych pamiętnikach. Jak chudniecie i zmieniacie się nie do poznania. I to mnie motywuje. W schudnięciu nie chodzi mi o to, że zmieszczę się w ubrania o których mogę teraz pomarzyć aby dobrze w nich wyglądać. Racja, możne to  też jest ważne, ale dla mnie schodzi na drugi plan i jest tylko miłym dodatkiem. Najważniejsze jest to, ze wreszcie będę mogła poczuć się swobodnie w swoim ciele. Wreszcie będę je kochać, lubić i akceptować. Będę wcierać w nie balsam z ochotą a nie z przymusu, i nie od wielkiego święta a codziennie. Codziennie będę namaszczać ciało, które kocham i szanuje. Poczuję pewność siebie, która  całkowicie odmieni mają psychikę i sprawi, ze będę bardziej otwarta, spontaniczna. Na mojej twarzy pojawi się uśmiech, szczery, a nie ten z przymusu. Nie chcę więcej czuć się wszędzie jak słoń w składzie z porcelany, taka niepasująca. Bo obecnie czuję się tak jak ktoś wsadziłby mnie do obcego, grubego ciała, a tak naprawdę sama się tam wsadziłam. Wpakowałam się tam umyślnie, bo wiedziałam jakie są konsekwencje jedzenia, a mimo tego nie przestałam. Sama to sobie zgotowałam, nikt mnie na siłę nie karmił.
Więc muszę się tym razem porządnie wziąć za siebie, jestem jeszcze taka młoda, tyle doświadczeń przede mną, tyle uczuć, uniesień, przeżyć, miejsc do zobaczenia, ludzi do poznania, tylko dlaczego waga ma mi to odpierać. Czuję się taka stara i zużyta, że mam tylko ochotę kupić sobie kota, iść na emeryturę siedzieć w domu i czytać Harlekiny.
Gdy pomyśle sobie o jakichkolwiek uniesieniach i wyobrażę jak ktoś przesuwa rękę po moim brzuchu, to aż mi się coś robi. Robi mi się gula w gardle. Nawet nie mogę spać w krótkich spodenkach, bo jestem tym zniesmaczona, a co dopiero w samej bieliźnie. Tak nie powinna się czuć młoda dziewczyna, młoda kobietka, która dopiero odkrywa uroki dorosłości i właśnie bycia kobietą. A kobieta to najwspanialsze stworzenie we wszechświecie i ja też chcę być wspaniała. Dla siebie, abym mogła dać innym to co najlepsze we mnie. Chcę być dla siebie idealna, bo mogę. Mogę to zrobić, bo jestem swoją Panią, władczynią swego ciała, swych reakcji, swych słów, być kimś dla siebie. 


Chce popatrzeć w lustro i powiedzieć " Bogini". A w odbiciu chcę zobaczyć Sukuba.

4 września 2013 , Komentarze (4)

Dziś nie będzie litanii z moich rozważań, przemyśleń i motywacji, bo nie mam siły pisać.

Menu:
Śniadanie: Pomidor z olejem i bazylią.
Obiad: Ryż z sosem z kotletów sojowych.
Deser: Marchewka.

Wiem, wiem mało tego jedzenia, ale tak ryż mnie zapchał, ze nie mogłam nic w siebie wcisnąć.

Poza tym cały dzisiejszy dzień pracowałam w ogrodzie. Od godziny 10:00 do 20:00 kopałam, przesadzałam, wyrywałam i grabiłam jak szalona. Zgrzałam się niesamowicie i jestem obolałą jak po maratonie.  Ale mimo wszystko jestem bardzo zadowolona, nie dość, że ta praca opłaciła się dla mojego ciała i ducha, to dokonałam widocznych zmian w moim otoczeniu. Jutro też idę pustoszyć ogród mojej mamy i mam nadzieję, że nie będzie mnie ganiać po nim gdy zobaczy zmiany jakich dokonałam. Choć wszystko oczywiście pod nadzorem, bo ogród to dla niej świętość, a przesadzanie to zło konieczne. Ale zgodziła się, aby to trochę ogarnąć i nadać temu kształt. Więc teraz pracuję nad tym, aby osiągnąć efekt "Zaczarowanego Ogrodu". Życzcie mi powodzenia, bo będę chyba siedzieć w kwiatkach przez dwa tygodnie:)

3 września 2013 , Komentarze (3)

"Wbiłabym sobie nóż w serce, ale najprawdopodobniej nawet nie przebiłby się przez tkankę tłuszczową, a co dopiero mówić o dosięgnięciu serca."  Gail Parent


Dzień pierwszy już za mną i czuję się wyśmienicie. Jest godzina 21:50, a ja od rana elegancko panowałam nad swoim apetytem i teraz pisząc tę notatkę jestem z siebie dumna, że dałam radę i nie rzuciłam się na jedzenie jak wygłodniała bestia. Jutro będę mogła powiedzieć, że jestem na diecie od wczoraj, a nie jak zwykle od przysłowiowego "jutra".

Moje dzisiejsze menu składało się z :

Śniadanie: 2 małe gruszki, kawa z mlekiem i słodzikiem.
Obiadu: Jajecznica z trzech jajek z cebulą, pomidor i dwie kromki pełnoziarnistego chleba.
Chyba kolacja: Garść śliwek.
W międzyczasie gorzka herbata i woda.

Nie wiem czy trochę niezbyt mało i niezbyt rzadko, ale to z powodu braku pożywienia w mojej lodówce. Jutro skoczę do sklepu po jakieś jogurty naturalne, kefiry, płatki owsiane i kaszę. Na jutrzejszy obiad planuję ugotować na parze ryż z dodatkiem sosu z kotletów sojowych. Robiłam go już kilka razy i mimo braku mięsa wychodzi przepyszny i zadowoli nawet mięsożerce. Postaram się być mniej spontaniczna w jego tworzeniu i skonstruuję jakiś przepis.

 Dzisiejszy dzień był też jak najbardziej dniem aktywnym, gdyż prężnie od samego rana brałam udział w porządkach domowych. Póki co nie rozpoczynam żadnych ćwiczeń bo lada dzień dopadną mnie Uroki Kobiecości, więc nie będzie to najlepszy czas na jakikolwiek wysiłek w moim wypadku. Może jakieś ćwiczenia rozciągające albo coś lekkiego na podłodze, pobawię się może jeszcze hantlami. Ale gdy Ciocia już odjedzie Czerwonym Polonezem biorę się ostro za aktywność. Planuję rozpoczęcie A6W, 30 minut skakania na skakance albo jazda rowerkiem stacjonarnym, ciężarki na ramiona lub zastanawiam się nad pompkami. Słyszałam, ze pompki są genialne na piersi i nadają im ładny kształt, ale nie wiem czy tak jest rzeczywiście.


Może Wy macie jakieś godne polecenia, skuteczne i sprawdzone zestawy ćwiczeń? Drogie Panie, proszę o propozycję.

Ciągle muszę wierzyć i powtarzać sobie, że mi się uda. Już nie mogę doczekać się tego aż będę chuda, szczupła smukła i niesamowicie szczęśliwa. Nie jestem zbyt brzydką dziewuchą i jak schudnę to będzie ze mnie szprycha na sto dwa. A możne o nie urodę tu chodzi tylko pewność siebie i to co się dzięki niej osiąga i jak się wtedy człowiek czuję, gdy jest pewny swej atrakcyjności.
 Oto moje wielkie marzenie, ramoneska:

Już widzę tą cudowną kurtkę na moim odchudzonym ciele. Jak opina moją wciętą talię i nie wylewają spod niej żadne boczki. Włosy opadają mi do połowy pleców. Do tego obcisłe czarne leginsy, czarny przylegający do ciała top z dekoltem, czarne wysokie szpilki i jako wisienka na torcie krwiście czerwone usta. Łuuu....ale będzie ze mnie ladacznica :D  Więc jeśli tylko będę mieć ochotę na ciąże gastronomiczną pomyśle sobie o tym i wszystko mi przejdzie.

Więc odkłądam na moją ramoneskę z eko-skóry od dziś!

2 września 2013 , Komentarze (9)

Witam wszystkich

Najwyższy czas i pora, aby wreszcie porządnie zabrać się za siebie. Za swoje wymęczone i zniekształcone ciągłym jedzeniem ciało i za wypaczoną psychikę, która jak każda borykająca się z tym problemem kobieta wie, potrafi nieźle dać w kość. A mianowicie chodzi tu o brak samoakceptacji, która czyni życie piekłem. Więc jeśli nie mogę zaakceptować siebie teraz i nie zanosi się na to abym polubiła teraźniejszy stan rzeczy, muszę coś zmienić, aby codzienne życie dawało mi choć odrobinę radości. I niby to wszystko jest na wyciągnięcie ręki, do zdobycia, do zrobienia, lecz trudno jest to osiągnąć. Dlaczego? Bo jestem leniwa, brak mi motywacji. Lecz czy życie pełną piersią nie jest wystarczającą motywacją? Pewnie, że jest i tym razem musi udać mi się to osiągnąć. Każdy człowiek dochodzi w swoim życiu do momentu kiedy znajduję się nad krawędzią i od niego zależy czy skoczy w przepaść i całkowicie się zatraci czy będzie robił małe kroczki w tył, aby znaleźć się w bezpiecznej odległości.

Każdy człowiek ma w sobie ukryty potencjał, mój potencjał jest obrośnięty i stłamszony przez tłuszcz, fałdki i idące z tym w parze rozstępy. I jeśli choć przez krótki czas uwierzę, ze mogę wszystko, na mojej drodze pojawia się lustro i psuje cały mój zapał. Może jest tak, ze widzę siebie bardziej krytycznie niż reszta społeczeństwa, ale znam swoje słabości, znam najskrytsze zakamarki swojego ciała i wiem, że to nie jest piękne ani zachwycające.

Więc muszę zrobić wszystko, aby poczuć się wreszcie szczęśliwą. Może i utrata wagi nie uczyni ze mnie Afrodyty, ale z pewnością da mi siłę abym na lepsze zmieniała swoje życie. Te z Was, które mają już sukcesy w walce z kilogramami wiedzą jaką siłę i motywację daje waga spadająca w dół. Jak wtedy czuję się człowiek gdy cyferki są coraz mniejsze i ciągle spadają. Dociera wtedy do ciebie, ze rzeczywiście możesz to zrobić. Myślę, że samo rozpoczęcie tej walki kosztuje dużo wysiłku bo trzeba zmienić wszystkie swoje nawyki, lecz gdy już się to zaakceptuje leci jak z bicza strzelił i dieta nie jest już przykrym obowiązkiem, a walką o lepsze życie, zdrowie i samopoczucie. Też chce się tak czuć. Chcę nałożyć obcisłe spodnie i opinający top, chce biegać po domu nago bez obawy, że telepie się jak galaretka, chcę wejść do sklepu i kupić taką rzecz na jaką mam ochotę i chcę wyglądać w tym niesamowicie dobrze. Chcę wreszcie dbać o siebie tak jak na to zasługuję, być bardziej uśmiechnięta, pogodna i radosna. Bo prawda jest taka, ze sama to sobie zgotowałam a teraz muszę zjeść ten niesmaczny gulasz i popić gorzką wodą. Nikt nie zrobi tego za mnie więc to moja prywatna walka. Jakaś miła osoba może klaskać i dopingować mnie w tym boju, ale to ode mnie zależy ostateczny wynik i ewentualny sukces. Koniec ze zgorzkniałą młodą osobą, która zamiast się smucić przy tym nic nie robiąc aby było lepiej, żyje sobie prawie nie żyjąc. A więc łapiemy byka za rogi! Ktoś chętny na korridę? 


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.