Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chciałabym doświadczyć stanu nazywanego formą życia, zobaczyć jak to jest kiedy ciało mnie nie ogranicza, fikać akrobacje, biegać po górach, wspinać się i bawić się ruchem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6961
Komentarzy: 101
Założony: 23 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 16 stycznia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Zieroga

kobieta, 37 lat, Bielsko-Biała

162 cm, 98.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 stycznia 2023 , Komentarze (7)

Odnotowałam mały spadek, cieszę się, to musi być zasługa coraz dłuższych spacerów, bo z dietą jeśli chodzi o jakość, jak wiecie było u mnie średnio. W sylwestra się złamałam, potem były odwiedziny koleżanki i później już poszło... Cały czas pilnowałam żeby na moim talerzu było dość zdrowo, ale ciągle odbywało się to z jakimiś odstępstwami, głównie chipsami, czekoladą i piwem, które zwykle nieobecne w moim życiu, dziwnie pojawiło się ze trzy razy od sylwestra, przy okazji jakichś spotkań ze znajomymi. Chyba po prostu zaczęłam więcej wychodzić do ludzi, ale w takim razie muszę zwrócić uwagę na to piwo żeby nie weszło mi w nawyk... Wracając do tematu, ilościowo więc chyba na szczęście nie było takiego szału, bo cały czas trzymam post przerywany, co dało skromny efekt, ale dla mnie bardzo znaczący. Widzę, że nie muszę toczyć wielkich bojów, żeby coś pomału zmienić i do lata uzyskać już jakiś bezsprzecznie widoczny efekt. Gdybym się kilka miesięcy temu zdecydowała na tę zmienię i traciła równo te 2,5 kg na dwa tygodnie, to teraz dokładałabym kolejne 2,5 kg do niezłej uzbieranej już puli. Ale tak też jest okej, mam stracone 2,5 kg na dobry początek, to może końcem stycznia uda się pożegnać trzycyfrową wagę. Czuję się zmotywowana, żeby się o to postarać. Następny pomiar planuję na koniec miesiąca. Cieszę się, że potrafię ważyć się rzadko, gdybym to robiła codziennie już dawno bym się poddała, bo w ostatnim czasie miałam na pewno spore wahania wagi przez nadmiarowy cukier, który zatrzymuje wodę jak wściekły, a jeszcze miesiączkę miałam w międzyczasie... Ufff, no dałam radę, idę po więcej. 

10 stycznia 2023 , Komentarze (17)

Przepraszam Was za nieobecność. Niespodziewanie ciężki miałam ten początek roku, zakładałam że wystartuję jak strzała a tu dupa. Rozstroiła mnie mocno wizyta tej koleżanki, mam problem z pilnowaniem swojej przestrzeni, za bardzo się to przeciągnęło i zabrało mi dużo energii. Rozchorowałam się zaraz po jej wyjeździe. Inaczej to miało wyglądać, zadzwoniła w nowy rok i najpierw umówiłyśmy się, że to ja przyjadę do niej na kawę za kilka dni i pogadamy na spokojnie (bo nie chciała mówić przez telefon co się dzieje, ale była chaotyczna i niespokojna), pomyślałam że i tak muszę pojechać do Cieszyna gdzie mieszka, coś załatwić, więc mogę się przy okazji spotkać i spróbować jej pomóc. Ale to skończyło się tym, że już następnego dnia rano to ona wyrwała mnie z łóżka pukaniem do drzwi i niespodziewaną wizytą, która mocno się przeciągnęła, bo nocowała u mnie i spędzałyśmy całe dnie razem, na analizowaniu jej sytuacji i planowaniu co dalej... Ale to wszystko po nic. Jak tylko jej były chłopak zadzwonił to wrócili do siebie (to on zerwał). Nie pierwszy raz to tak wygląda, on z nią kończy z dnia na dzień, a ona traci cały grunt pod nogami bo mieszka u niego i tam ma urządzone całe swoje życie, i opiera się wtedy na mnie, niby na początek startu w nowe życie, a ostatecznie jak zwykle na czas przeczekania aż do siebie wrócą. Ręce mi opadły, ale tylko i wyłącznie z powodu mojej własnej głupoty. Nie oceniam nikogo, każdy jest odpowiedzialny za swoje szczęście i ma wolną wolę wybierać jak chce żyć. To ja głupio wybrałam, znów postawiłam kogoś na pierwszym miejscu, użyczyłam przestrzeni, czasu, ratowałam za wszelką cenę, chociaż miałam swoje plany i to sobą miałam się zająć. Nie żałuję że pomogłam, tylko że pomogłam za bardzo, ale mam kolejną cenną lekcję stawiania granic. Bo trzeba było przyjąć, posiedzieć, pogadać, dodać otuchy, napoić gorącym kakao, ale później odesłać koleżankę do rodziców gdzie mogła też się zatrzymać, potraktować ją jak dorosłą, którą przecież jest, odpowiedzialną za siebie osobę, a nie jakby była małym dzieckiem które trzeba kompleksowo zaopiekować. Mam problem z tym że za dużo dbam o innych, czułam się w dzieciństwie opuszczona przez matkę, niekochana, samotna, i teraz wszystkie biedy ratuję i ukochuję, tak jakbym liczyła na to, że ktoś w końcu zauważy moje "demony", i przyjdzie, i mnie też tak ukocha. Ale przecież wiem że nie przyjdzie, że sama to muszę zrobić. Bardzo chcę się wreszcie nauczyć wybierać siebie i swoje potrzeby, stawiać siebie na pierwszym miejscu, i przestać ratować cały świat zaniedbując swój własny. Bo ja w najtrudniejszych chwilach jestem zupełnie sama i jakoś sobie radzę, czasem leżę i wyję pół dnia, a później wstaję i robię, i jakoś się da, nie proszę o pomoc, nikomu nie mówię, że mi źle, po prostu czekam aż mi minie, bo wszystko mija... Całe to doświadczenie było dla mnie trudne też ze względu na to, że cofnęło mnie do tematu własnego długiego i fatalnie toksycznego związku, oraz trudnego rozstania, a jeszcze byłam przed okresem... No rozwaliło mnie totalnie na łopatki na kilka dni, musiałam przeczekać aż będę w stanie się znów otworzyć i wyjść do ludzi. Przeczekałam. I jestem z siebie zajebiście dumna, bo od wczoraj pada, a ja zaliczam swoje spacery bez szemrania, choroba, dół, deszcz, okres, nie ważne, byłam codziennie! A jak wczoraj miałam myśl żeby nie iść i odpocząć jeden dzień, to pojawił się taki dziwny ścisk żeby jednak pójść, że szkoda odpuszczać. Dalej jestem trochę rozwalona, ale chcę o siebie walczyć. Wróciłam na post przerywany i od trzech dni z dietą jest znowu bardzo dobrze, w połowie miesiąca planuję pomiar, nie odpuszczam, nie poddaję się i będę tu wracać do skutku.

4 stycznia 2023 , Komentarze (10)

Zniknęłam na chwilę, bo przyjechała do mnie przyjaciółka, która potrzebowała wsparcia po rozstaniu. Paliłam z nią szlugi i jadłam chrupki i czekoladę, przyznaję się bez bicia. Ale pozytywnym zwieńczeniem tych kilku dni był mój dzisiejszy bezbolesny i bardzo naturalny powrót do swojego zdrowego schematu. Mimo lekkiego przeziębienia zaczęłam dzień przechadzką na łąki i do lasu, nie zapaliłam dziś papierosa, ani jednego, i będę się starała już nie zapalić. No i jem zdrowo żeby nie obciążać organizmu i mam nadzieję łatwiej przegonić choróbsko. Właściwie męczy mnie tylko lekkie osłabienie, oraz katar i opuchnięte gardło, bo lało mi się z nosa do środka przez całą noc. Zaczynam zżeranie drugiej już dziś główki czosnku, i liczę na to że jutro będzie mi już lepiej i że będę mieć siłę na długą wędrówkę, bo tym razem była tylko "pętelka minimum", czyli niecała godzinka dreptania. 

29 grudnia 2022 , Komentarze (24)

Poranne wędrowanko po bezdrożach zaliczone, fajnie mnie to nastroiło na cały dzień i szybko zabrałam się za pracę i porządki z pełną energią, podrygując przy składance bollywoodzkiej muzyczki. Uwielbiam radość jaka wypływa z tych rytmów. Sprzątanie zajęło mi z dwa razy tyle czasu co powinno, bo co rusz podrywałam się do tańca i śpiewu, i wpadłam w tak pozytywny nastrój, że postanowiłam, że skoro już biorę się za siebie na całego to idę za ciosem i ostatecznie rzucam palenie, które sama nie wiem kiedy się do mnie przyplątało. Całe życie byłam niepaląca, zaczęłam jako dorosła osoba. To przyszło chyba w największym kryzysie, z nerwów, z pustki, z samotności, a przecież czuję się już dużo lepiej i stabilniej, i mam moc żeby sobie już tego nie robić. Tak szczerze to rzucam już od pół roku mniej więcej i ciągle: dzień palę, dwa dni nie palę, trzy dni palę, tydzień nie palę, znów kilka dni palę i tak w kółko. Konkretnie się już tym zmęczyłam i chcę być od tego wolna. Zatem od jutra poza aktywnością i posiłkami będę się szczerze spowiadać także z postępów w tej kwestii. Dziś nie mam się czym chwalić bo wypaliłam już trzy, na szczęście nie kupiłam paczki bo bym przepadła, wysępiłam od brata, i na tym kończę. Daję słowo samej sobie. Jak to mówił mój kolega: łatwe decyzje trudne życie, trudne decyzje łatwe życie. Chcę lepszego życia dla siebie i kiedyś sobie za to podziękuję. 

Z jedzeniem poszło mi dziś nieźle jeśli chodzi o ilość, ujemny bilans energetyczny został zachowany, niestety jakościowo trochę gorzej, zaczęłam wręcz idealnie, serkiem wiejskim i grahamką z szynką i pomidorem, później przez nawał pracy poszłam na łatwiznę i były dwie kanapki trójkąciki z żaby (z jajkiem, sałatą, majonezem i bekonem) oraz malinowy ryż na mleku. Wiem, że to jest absolutnie do poprawy i powinnam się skupić na spożywaniu jak najmniej przetworzonej żywności i postawić na więcej świeżych warzyw. Ale było jak było, chcę być szczera, z samą sobą i z Wami, i pokazać że drobne potknięcia nie muszą przekreślić całego procesu i najlepiej po prostu je zaakceptować, czerpać z nich doświadczenie i naukę, i starać się dalej, nie poddawać się. Dlatego przyznaję się bez bicia, a jutro wygospodaruję więcej czasu na przygotowanie sobie lepszych, zdrowszych, wartościowszych i przy okazji pewnie też tańszych posiłków. Przed snem może jeszcze pozwolę sobie na jabłko lub banana, gdyby żołądek przeszkadzał zasnąć, ale na tym dziś skończę. Na jutro planuję farbowanie włosów, nowy rok, nowe życie, nowe włosy, nie mogę się jednak zdecydować pomiędzy kolorem kasztanowym, a burgundem wpadającym w oberżynę, ach te decyzje... 😉 

28 grudnia 2022 , Komentarze (14)

Dziękuję za odzew pod wczorajszym wpisem, jesteście cudowni! Dziś mi już trochę lepiej, zaczęłam dzień spacerem na łąki i do lasku za osiedlem. Czasem jestem cały dzień w ścisku, niemocy, płaczę, nie potrafię sobie znaleźć miejsca ani zabrać się za pracę, co jeszcze potęguje negatywne myślenie i lęk, bo jak nie zrobię zamówień to nie będzie kasy na życie, a jak tu coś robić jak się człowiekowi żyć nie chce... I często w takiej sytuacji szłam się przejść choćby na pół godziny w las, co pomagało raz mniej, raz bardziej, w zależności od tego jakiego akurat miałam doła, ale jednak zawsze pomagało. Postanowiłam więc, że od jutra, każdy dzień będę zaczynać takim spacerem, żeby się już na start pozytywnie naładować kontaktem z naturą. Mojej psince też wyjdzie na dobre bo jest już dziesięcioletnim srajtkiem i troszkę się ostatnio ukulała "sareneczka beczuszeczka śliczna" jak to powiedziała jej wielka wielbicielka, Pani Marysia, osiedlowa dozorczyni. Wcześniej była po prostu sareneczką. Ja za to nigdy nie byłam sareneczką, ale bardzo bym chciała doświadczyć jak to jest. Z dietą nie mam ostatnio jakichś dużych problemów, ale zaniedbałam ruch, te parę lat temu przy tej samej wadze miałam zupełnie inne wymiary, w biodrach mniej o 10 cm, w talii, ramionach i udach też sporo mniej. Miałam więcej mięśni, więcej mi się chciało, ruch był przyjemnością, biegałam nawet i trenowałam Capoeirę. Teraz lubię spacery, ale większy wysiłek nie napawa mnie już takim optymizmem jak dawniej. Niegdyś jazda na rowerze po moim górzystym mieście nie była problemem, a teraz jakoś na samą myśl o pokonywaniu kolejnych ostrych i długich wzniesień żeby przejechać jakiś sensowny treningowo dystans, łapie mnie zniechęcenie. Jednak tak sobie myślę, że mogłabym się skusić na jeżdżenie w kółko wokół lotniska sportowego gdzie jest dość długa widokowa traska, i muszę zrobić tylko jeden w miarę krótki i stromy, i jeden długi ale dość płaski podjazd, a później mogę sobie kręcić w kółko do woli po równym. No to jest plan na jakiś najbliższy słoneczny dzień. Chciałabym się tam też wybrać 1 stycznia na lekki jogging, wielu ludzi tam wtedy biega (postanowienie noworoczne chyba, hehe) i jest bardzo fajna atmosfera, wszyscy się do siebie uśmiechają, mówią cześć, życzą sobie wszystkiego dobrego w nowym roku. Zatem tak z grubsza wyglądają moje plany na najbliższe dni, jak nie wypluję płuc na tym bieganiu w niedzielę, to może skuszę się na powrót na Capoeirę, ale tam to zdechnę na pewno! Ostatnio byłam ze dwa razy w sierpniu i było bardzo ciężko, tak że się zniechęciłam i więcej nie poszłam. Ale cały listopad pracowałam w ogrodnictwie żeby sobie dorobić na prawo jazdy i kondycja znacznie mi się poprawiła (nie chcę nawet znać swoich wymiarów sprzed tej pracy bo widzę po ciuchach, że trochę zleciałam), więc może warto spróbować znowu. Może tym razem nie będzie tak ciężko. Nie przeraża mnie zajechanie fizyczne, ale w takim stanie trudno mi się skupić i gubię się przy powtarzaniu zaproponowanych przez profesora sekwencji ruchowych, a co za tym idzie, więcej z tego u mnie irytacji niż satysfakcji. Cieszę się, że tu z Wami jestem i nie czekałam z działaniami do nowego roku, tylko już teraz powolutku małymi kroczkami coś zaczęło się dziać, daje to jakąś nadzieję, że tym razem doprowadzę ten proces do końca. Ściskam Was mocno, dzięki że jesteście! 

27 grudnia 2022 , Komentarze (29)

Poczułam się dziś strasznie nieszczęśliwa, właściwie od dłuższego czasu coś mnie męczy. Niby wszystko jest okej, mam dach nad głową, pracę którą lubię, ukochanego pieska, zainteresowania, rodzinę i znajomych... I ogromną wyrwę w sercu, pustkę wewnętrzną, która mnie atakuje niemal każdego ranka. Postanowiłam więc okazać sobie więcej miłości i zaangażować się znów w odchudzanie i dbanie o siebie. Popłakiwałam dziś rano, jak codzień od jakiegoś czasu, i pytałam siebie o co do cholery chodzi? Czemu lata temu umiałam się cieszyć, a teraz nie potrafię. Miałam wtedy partnera, okej, ale przecież długie lata go nie miałam i "przed nim" też byłam szczęśliwa, właściwie nie tyle szczęśliwa co szczęśliwsza tak naprawdę, bo to przy nim gdzieś powoli zgubiłam siebie. O czym zapomniałam? Co straciłam? I zrozumiałam. Miłość do samej siebie, którą okazywałam walką o siebie! A teraz, od jakiegoś czasu po prostu trwam, żyję z dnia na dzień, nie ma w moim życiu żadnego celu, droga wiedzie do nikąd, nawet nie w nieznane, po prostu do nikąd. I tak sobie przypomniałam o vitalii, o tym ile mocy dawało mi kiedyś odchudzanie, staranie się o siebie. Postanowiłam więc spróbować znowu, nic nie tracę, a wiele mogę zyskać. Od kilku lat oscyluję wokół setki, teraz podejżewam że będzie około 104 kg, waga pokazuje 99 kg ale ma już bardzo słabe baterie i na pewno będzie więcej, bo w centymetrach jest dużo więcej niż na ostatnim pomiarze przy wadze 106, jednak pomiar jest sprzed jakichś 7 lat więc... No cóż, możliwe że jest te 99 kg, tylko straszliwie się rozlazłam i straciłam sporo mięśni. Kupię nowe baterie i zobaczymy za parę dni. Zawalczę, co mam lepszego do roboty, wisieć na telefonie? Każde wsparcie, każda wiadomość czy komentarz jest teraz na wagę złota, próbuję się wydostać z bardzo smutnego i pustego miejsca, z depresji i nerwicy, które przyszły gdy wkroczyłam w dorosłość z naiwnością dziecka, będąc jeszcze emocjonalnie bardzo niedojrzała i życie dość brutalnie mnie zweryfikowało. Właściwie nie pamiętam już jak to jest nie czuć lęku, ale może powrót tutaj pomoże mi przypomnieć sobie kim byłam, kim jestem... I przywróci dawną nie opuszczającą mnie beztroskę i siłę. Będę bardzo wdzięczna każdemu kto przeczyta, zostawi ślad i będzie ze mną. Bo mimo, że mam ludzi wokół to czuję się bardzo samotna i nie widziana. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.