Drogie moje!
Powylewam swoje żale i nieżale na. Opowiem Wam o tym, jak to się stało, że polubiłam siebie.
Na vitalii czytam często historie odchudzania. Wszystkie takie same. Moja jest podobna :) Przyznam się Wam, że 2 lata temu (a może 3? Nie pamiętam sama...) udało mi się osiągnąć wagę 71 kg - zrzuciłam wtedy 10 kg, ale z całej tej radości przeszłam na dietę pizzową. Jak się domyślacie wróciło, no może nie wszystko, ale dopasłam się do prawie 80 kg. Opisywałam swoje odchudzanie w pamiętniku, a potem jak tchórz wykasowałam konto. Tak sobie chudłam, tyłam, chudłam, tyłam. Moje ciało flaczało, a ja miałam coraz mniej energii. Nawet w pracy nic mi się nie chciało, a każde zadanie to była kara.
Ale od początku.
Zawsze byłam dzieciakiem-pulchniakiem. Nawet w podstawówce mówili do mnie "słoniu" :) Wtedy to nie było miłe. Ale widziałam, jak każda próba kupienia mi zimowej kurtki kończy się fiaskiem, bo nie dopinam się. Moja mama zawsze powtarzała uparcie przy sprzedawcach "Jakie dziwne rzeczy teraz robią, rękawy za długie!". Kochana
W gimnazjum też byłam pulchna, w liceum też, chociaż już odrobinę mniej. Pamiętam, jak w gimnazjum na wizytach kontrolnych u lekarza zawsze dostawałam nowe diety i takie tam śmery-bajery. Pamiętam raz jak powiedziałam wszystkim, że jestem na diecie i wtedy (święcie wierząc w słuszność swojego czynu) zjadłam na koleację 3 kanapki z białym chlebem, żółtym serem i ogórkiem kiszonym:)
No i przyszedł czas studiów. Piwka, imprezki, pizza na kaca. MATKO KOCHANA! Mój przyjaciel powiedział mi kiedyś "Ty to jesteś ładna, ale MUSISZ schudnąć". Potem sobie schudłam i przytyłam, pobalowałam, dieta makaronowo-pizzowo-tania, bo to studia, a ja na własnym garnuszku. Przyszedł czas, kiedy poznałam mojego chłopca - było to 2 lata temu. Ważyłam z powrotem 81 kg. ORKA NA BRZEGU MORZA! Mówię Wam, potwór z galaretą zamiast ciała :P
Ale nie wiedzieć czemu on mnie zechciał. A potem nawet pokochał. I chciałam mu zrobić prezent, żeby się mnie nie wstydził. Ale on nie chciał tego prezentu. Powiedział, że jeśli chcę coś zmienić, to mam to zrobić dla siebie, a nie dla niego, bo miłość nie wymaga wyrzeczeń No to zaczęłam. Moje mozolne próby... Kilka miesięcy. W tym roku próbowałam już w styczniu, ale upadłam i podniosłam się znów na poczatku kwietnia. Zrzuciłam juz prawie 15 kilogramów. ALE! Rozpoczęłam teraz nowy etap! Etap "BEZ WYMÓWEK OD ĆWICZEŃ". Jakoś tak szydziłam z Ewy Chodakowskiej i ćwiczyłam Mel B. Wczoraj zrobiłam 45-minutowy trening Model Look i bardzo mi się spodobało. Kiedy zdjęłam z brzucha swój pas neoprenowy to był calutki mokrutki Także Ewo, przepraszam za złe słowa, poćwiczymy sobie
A teraz dlaczego polubiłam siebie?
- bo zaczęłam walkę i mimo wszelkim przeciwnościom idę do przodu. No może teraz moja waga stoi od kilku tygodni, ale nie podnosi się, a to ważne;
- bo jestem pogodna, miła, ciepła i empatyczna. Potrafię zrozumieć wiele rzeczy;
- bo im jestem starsza, tym dojrzalej patrzę na życie;
- bo coraz rzadziej czepiam się mojego chłopca i potrafię nakreślić problem;
- bo zaczęłam oszczędzać na ciuchy w rozmiarze S! Założyłam skarbonkę na drobne i kopertę na grube pieniądze
Zróbcie sobie mały rekonesans samych siebie, to pomaga uporządkować sprawy, SERIO! Zerknijcie czasem na mój instagram (cina_cinecka), czasem coś wrzucam :)