Dzieci chore, ja chora... na nogach od 5 bo inhalacje, zbijanie gorączki, jak jeden zasypia to drugi się budzi...niestety tylko ten trzeci śpi jak kamień...
ale za to jak padlam tak nie miał trzeci król wyjścia ...musiał dać mi odespać i tak spałam do 12:D
śniadanie więc było na obiad, obiad na podwieczorek, a na kolację znowu obiad...
Menu:
śniadanie: omlet z jablkiem
obiad: 2 pałeczki z kurczaka z kaszą gryczaną (zmieszalam bialą z prażona) + duszone warzywa - papryka, cukinia, cebula, pomidory
kolacja - zestaw jak na obiad tylko zamiast gryczanej był kuskus;)
i wpadki, czyli efekty poprzestawianych pór jedzenia: parówka, 4 podpłomyki....
Jedyna "aktywność" to przejażdżka na działkę zobaczyć jak ślubny tydzień temu domek holenderksi ustwił i mega krótki spacer brzegiem zalewu bo dzieci zaczęły kasłać jak szalone dająć do zrozumienia, że powinniśmy sie wstydzić, że ich w ogóle z domu wyprowadziliśmy;)
PS. Dzięki błonnikowi zaczynam dzień od szklanki wody jak Bóg przykazał, a nie od szklanki kawy:D - to sukces, a drugi - znalazłam rower - ten, który pokazywałam, ale używkę, niższej klasy i niestety w innym kolorze, ale za to 500 zł tańszy i mąż powiedzial ze pojedziemy zobaczyć bo to pod łodzią:D