Dzień 13
Chciałabym zacząć liczyć dni, ale nie wiem, czy mam wliczyć te, które zawaliłam, czy nie. Postanowiłam, że policzę te dni, które mi się w miarę udawały. Żeby jakoś tak w psychice sobie zanotować, że już jakoś ruszyłam. Gdybym miała zacząć liczyć dni znowu od zera to moja motywacja by nieco przygasła...
Ogółem nagięłam wczoraj dietę. Zjadłam dodatkowo 2 placki tortilli z 2 plastrami sera i na deser świnkę z marcepanu... I wypiłam pół piwa o 4 nad ranem
Dzisiaj miałam nieco lepszy dzień. Tzn. teraz uważam, że lepszy. Bo do wieczora ten dzień był klęską. Tortillę i ser policzyłam jako dzisiejsze śniadanie, by trochę wyrównać bilans kaloryczny i załagodzić ogromne wyrzuty sumienia.
Przez nadchodzące @ pożarłam się z K. i dopiero koło 19:00 się dogadaliśmy.
Zrobiłam drugie podejście do Chodakowskiej. 15 minut i umierałam z zadyszki. Może to dlatego, że coś mnie łapie zapalenie płuc. Albo i przez brak kondycji. W każdym razie po tych kilkunastu minutach ćwiczeń tak złapały mnie bóle jajników, że wyłam i wiłam się na łóżku przez przynajmniej godzinę.
Po jakiejś godzince od Chodakowskiej, uznałam, że spróbuję swoich sił u Mel B. Powiem szczerze, że ćwiczenia Mel B są dużo przyjemniejsze i jakoś mają bardziej sympatyczny klimat. Oczywiście wycisnęłam 17 minut, ale to i tak nie jest źle. Mogłabym dokończyć robiąc dłuższe przerwy, ale wtedy jutro przez zakwasy bym nie poćwiczyła. Małymi kroczkami dojdę do lepszych wyników!
śniadanie: jak już wspomniałam, wliczyłam w śniadanie wczorajszą nocną "przekąskę"- 545 kcal
2 śniadanie: owsianka pudełkowa z lidla o smaku granatu i jagody- 262 kcal
obiad: makaron pełnoziarnisty z sosem bolońskim biedronkowym- 165 kcal
podwieczorek: jajko, tuńczyk, ogórek, kukurydza, sałata lodowa, sos sojowy, wasa- 244 kcal
kolacja: to samo tylko jeszcze słonecznik- 264 kcal
razem: 1499 kcal
Mam nadzieję, że Wam idzie lepiej niż mi!
Buziaki,
A.