Wiosna idzie (dość powolnie, ale idzie ), więc czas na porządki w szafie.
Po kilku godzinach ślęczenia pod szafą zostałam z trzema stosami fatałaszków: 1- noszone praktycznie cały czas, i ich oczywiście jest stanowczo zawsze za mało ; 2- nigdy nienoszone, ale szkoda wyrzucić i tych jest najwięcej; gdyby mój mąż się dowiedział... oraz 3 kupka licząca parę sztuk- zostawię a może schudnę
Ta ostatnia jest tak naprawdę bardziej sentymentalna i ma charakter motywacyjny- ach ten rozmiar 38... I moje ukochane jeansy jedyne w swoim rodzaju, z delikatnymi przetarciami, podkreślające pupę- po prostu boskie. Niestety w obecnym momencie to mogę ewentualnie wcisnąć nogi. Ale żeby nie było łatwo to dodam, że tylko do połowy uda
Czasami takie rzeczy działają na nas budująco i zachęcają do ciężkiej pracy, bo są nie tylko obietnicą, ale czymś rzeczywistym, czymś co już było i co może być ponownie.
Jeansy zostawiłam. Resztę niepotrzebnych ubrań oddałam. Ale właśnie te spodnie zajmują najważniejsze miejsce w mojej szafie. Mam na nie patrzeć codziennie, przypominać sobie, jak się czułam mogąc nosić seksowne ubrania, jaką miałam samoocenę i jaka byłam szczęśliwa w swojej skórze.
Za mną tydzień zmagań z dietą i wynik -2 kg Wiem, że potrafię i że dam radę. Coś mi się wydaje, że czas wytrzepać jeansy z kilkuletniego kurzu, bo mogą się niedługo przydać.
Czy Wy, drogie Vitalianki macie takie ubrania pochowane po kątach na "lepsze czasy"? Macie coś rzeczowego, co daje Wam siłę i Was motywuje do ciężkiej pracy nad sobą i swoimi słabościami?
Pozdrawiam!