Moje życie jest PRAWIE idealne. Mam 22 lata, fajną pracę, chociaż mało płacą. Kochającego chłopaka, który świata poza mną nie widzi. Piękny dom z ogrodem i duży pokój. Plany, marzenia i swoje przemyślenia. A moja waga nie pozwala mi żyć i być wolną.
Chociaż nie, waga nie.. to ludzie, dla których to ile ważę często ważniejsze jest od własnych spraw. Sprawa wygląda następująco. Od połowy podstawówki miałam spadki i wzrosty wagi. Zawsze trochę za gruba i za pyskata. Zdarzało się nie raz, że przezywano mnie od grubasów, chociaż patrząc na zdjęcia z tamtych czasów gruba wcale nie byłam.
Teraz zdecydowanie jestem. Wiem to, daje radę.
Mam problem ze związkiem pomiędzy mną a jedzeniem. Ogólnie jestem bardzo silną psychicznie osobą. Wiele przeszłam (no i nie mam tu na myśli rozwodu rodziców, czy jakiejś śmierci bliskiej osoby-chociaż to również byłoby tragiczne).
Dokładnie, o co chodzi z tymi moimi przejściami napiszę innym razem. Potrafię sobie poradzić niemal z każdym problemem na mojej drodzę. Jednak raz co jakiś długi czas występuje typowe bagno beznadziejności gdzie wszystko się wali na łeb i na szyję. A ja nawet nie wiedząc, kiedy ląduje z głową w lodowce i nie wychodzę, dopóki nie zajem problemu aż do zwymiotowania. Często to trwa kilka tygodni i nawet kiedy już jest lepiej to zajadając się jakby liże rany.
Naprawdę ze mnie inteligentna babka i zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę.
Nie poddaję się więc BA! Nawet nad tym ciężko pracuje i zrobiłam ogromne postępy patrząc na mnie dziś-a na tamtą mnie sprzed roku.
No i teraz wróciłam do domu! Nie było mnie kilka tygodni. Od powrotu minęło dopiero 5 dni, a ja dochodzę do skraju psychicznej wytrzymałości !
Mam bardzo specyficzną rodzinkę. Ogólnie rzadko się kłócimy, wspieramy i jeśli chodzi o sprawy wielkiej wagi (hehe) to można na sobie polegać. Jednak już od małego wszyscy za cel sobie postawili tyranie mnie, kiedy jestem gruba. A kiedy bywałam trochę mniej to zachęcali do podkręcenia tępa! Tak, żeby najlepiej ważyć, jak "prawdziwa kobieta" 50 kg.
Odkąd wróciłam to słyszę, że nic nie schudłam przez ten wyjazd. Brzydko wyglądam, przydałoby mi się pobiegać. Inaczej ubrać, bo wszystko mnie pogrubia ! Nawet nie macie pojęcia jakie to irytujące i dołujące słyszeć takie teksty kilka razy dziennie ! Nie wiem, dlaczego po takim czasie jeszcze się nie udoporniłam. Dziś rano pięknie się pomalowałam, wystroiłam i rowerem do sklepu. Co by sobie z rana już poćwiczyć. Po powrocie usłyszałam: "Przebiesz się w coś innego, bo okropnie wyglądasz, jeszcze grubiej niż jesteś!". - od babci.
Tak więc, jak żyć? Ogólnie to przez 3 ostatnie miesiące to schudłam 5 kg. Mam kompletnie rozwalony metabolizm przez różne diety. Więc zanim machina się rozrusza to trwa to bardzo długo. Startowałam z wagą 106 kg-dziś mam niecałe 101. Nie zamierzam się poddawać i rezygnować. A moim celem jest 70 kg ! Uff..