poprosiłam wczoraj wieczorem mojego k., po powrocie z delegacji.. i.. wyciągnęłam wino z torebki
ale od początku, czyli od rana.. miałam jechać w delegację, a że niedaleko i bliżej przez Warszawę, to przyjechaliśmy rano do biura, wypiłam kawę i zebrałam się do drogi.. wyjazd z garażu podziemnego mamy mocno pod górkę i jeszcze na koniec z zakrętem przy murku.. no i jak się już zapewne domyślacie, uszkodziłam ten murek strasznie się wściekłam na siebie.. taki ładny murek.. co prawda był już wcześniej dość mocno odrapany przez inne samochody.. ale przez moją piękną, czarną, nową i ulubioną karolkę, którą kupiłam niecałe trzy miesiące temu, jeszcze nie.. jak można być takim gamoniem i zarysować taki wyjatkowo śliczny murek? co on mi złego zrobił, że potraktowałm go tak brutalnie??.. nie mogę sobie tego wybaczyć.. no i właśnie z powodu wyrzutów sumienia i złości, że byłam kolejnym bezlitosnym oprawcą bezbronnego murku, w drodze powrotnej zajechałam do sklepu i kupiłam dobre czerwone wino.. mało tego.. wypiłam kieliszek.. pyszne..
resztą dobra zaopiekował się mój k.
jutro jadę się umówić na zatarcie śladów na narzędziu zbrodni.. drobiazg.. jedne drzwi.. drugie drzwi.. nadkole..