dziś waga pokazała tak😉
a cola dalej stoi nie otwarta🤣🙃💪
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (8)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 7008 |
Komentarzy: | 125 |
Założony: | 8 marca 2020 |
Ostatni wpis: | 10 września 2020 |
mężczyzna, 35 lat, Szaflary
185 cm, 95.70 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
kolejny tydzień za mną... kolejne kilogramy w dół
Fajnie jest, dobrze jest 😉 rano waga pokazała 112,3 kg - to już 25 kg mniej mnie jest 👉👋👈
Wczoraj byłem na zakupach uzupełnić zapasy i taka straszna chęć mnie wzięła na cole, że nie mogłem - kupiłem cole 2l. Przyjechałem do domu i już, już miałem otworzyć butelke coli, ale sobie pomyślałem: po co mi to? Jest dobrze i chce to popsuć? Czy napewno tego chce?... i nie otworzyłem coli.
Wiem, że to była chwila słabości - silna wola wygrała😎 dziś jak patrze na tą butelke coli, nic mnie to nie rusza🤣(a wczoraj takaaa próba silnej woli) Wytrwałości sobie i Wam życzę!
niedziela... kolejny tydzień minął a na wadze dalej progres💪 114,3 kg
Trzymanie ujemnego bilansu kalorycznego + ruch sprawdza się. To działa😉 tylko trzeba być konsekwentnym i nie poddawać sie.
Ruch... samo zdrowie. Jak już gdzieś tam wspominałem, ja wybrałem rower (póki co). W niepogode - rower stacjonarny, a jak nie pada i da sie wybrać na świeze powietrze to jest rower mtb. Dla takich widoków warto...
Najgorsze są te podjazdy🤣 człowiek cìągnie w górę, a góra nie chce sie skończyć...
Za to, to uczucie jak wyjeżdzasz na szczyt - nogi robią sie lekkie i czujesz sie jak w niebie... bezcenne😉
To już 3 miesiące minęły. Ale ten czas leci... a na wadze 21 kg mniej 💪💪💪
I to uczucie kiedy wszyscy wokół mówią, że "pół" mnie nie ma 😉🙃
z tygodnia na tydzień waga spada. Dziś na wadze 117,4 kg. w sumie to już zeszło 20 kg (a dokładniej 19,9 kg) odkąd zacząłem nową drogę.
Ostatnio przesiadłem się z roweru stacjonarnego na zwykły rower. Muszę powiedzieć, że zdecydowanie lepiej jeździ się w plenerze. Świeże powietrze, ładne widoki. Lubię to
Rzecz jasna nie robię kolarskich odcinków (może kiedyś). Na początku to było po ok. 10km, teraz doszedłem do etapu gdzie spokojnie przejadę tak do 40 km. I myślę, że to wystarczy. Trening czyni mistrza
Pomyśleć, że parę lat temu przejechałem "małą pętlę" bieszczadzką (96 km) ważąc ponad 130 kg
Na pewno przejade jeszcze raz, może i "dużą" - ale jak potrenuję i jako inny/nowy JA
jak co tydzień - niedziela "dzień ważenia sie". Waga pokazała 118,9 kg.
Idzie to calkiem dobrze 😉
No... moge powiedzieć, że "mały" cel osiągnięty💪💪💪
Teraz będę wypatrywał 0 na drugim miejscu
Obawiałem się tego jak przebiegną święta. Nie mam namyśli tego co się aktualnie dzieje w kraju i na świecie, ale to czy nie zrobie jakiegoś odstępstwa od mojej "nowej" drogi. No, cóż... jestem tylko małym człowieczkiem (no dobra, troche większym człowieczkiem), ale nie zboczyłem z wybranej drogi.
Silna wola (jak kto woli mocne postanowienie poprawy) dają efekty. Bo dziś na wadze 120,7 kg
jest, jest!!! kolejny mały sukces. Co prawda nie ma jeszcze poniżej 120 kg, ale przecież staje na wage i widze te 120 (to co jest po przecinku to nie istotne z punktu widzenia psychologicznego). Bo tam... w środku coś tam mówi: jest dobrze, dajesz rade!
Wielkanoc czas szczególny....
tak wyszło, że w tę niedzielę wypadła Wielkanoc - a waga? No, waga pokazała 121,8 kg
nie robię przerwy w "mojej drodze do celu" z tego powodu. Świąteczny czas da się (chyba) spędzić zdrowo. Chyba, bo dopiero jestem po śniadaniu wielkanocnym (z zachowaniem odpowiedniej kaloryczności), a dalej wg zaplanowanych posiłków (oczywiście w charakterze świątecznym) powinno być dobrze. Tylko, że jak to w święta - zawsze jakiś serniczek, babeczka - i zamiast ujemnego bilansu, robi się spora nadwyżka... Ale wierze w siebie i wiem, że mimo wszystko nie sięgnę po te słodkości (na "czarną godzinę" mam przygotowane ciasteczka owsiane, ale powiedziałem sobie, że to w ostateczności - gdybym już nie mógł się tak bardzo, bardzo powstrzymać)
W zasadzie, to nie pamiętam żadnych takich świąt, żebym nie czuł się przejedzony, taki pełny, taki ciężki.... może to będą pierwsze takie święta?
A tymczasem - zdrowych i spokojnych świąt
drugi miesiąc za mną. Po 2 miesiącach zmiany trybu życia waga pokazała 122 kg.
W sumie przez ten czas moja waga spadła o 15,3 kg.
idzie to w dobrym kierunku
Na przestrzeni tych 2 miesięcy mogę już śmiało powiedzieć, że lepiej się
czuję. Wysypiam się (a nie jak wcześniej budziłem się co godzinę),
spokojnie śpię te 6-7.godzin. Budzę się wyspany/wypoczęty.
Poziom
cukru prawidłowy. Kiedy ostatnio byłem na badaniach kontrolnych - cukier
miałem w normie, ale lekarz profilaktycznie zalecił mi kontrolę cukru
przez jakiś czas. Praktycznie przez miesiąc sprawdzałem poziom cukru wg
wytycznych i wszystko w normie. Także jest dobrze. Profilaktycznie za
jakieś 3 miesiące mam się pojawić na badania kontrolne czy wszystko w
porządku.
ciśnienie w normie, a ostatnimi czasy było podwyższone...
3 miesiące temu czy rok temu myślałem, że to łatwe. Ot, tak i już nie ma 5 kg, 10 kg, 20 kg... jak to w reklamach. Jedz to, tego nie jedz. Ale nikt nie mówi o tym, że sukces tkwi w głowie. Teraz jak myślę o tym jak do tego podchodziłem wcześniej to myśle sobie - co za ......////### Nastawienie/sposób podejścia to kluczowe. Trzeba to powtarzać każdemu kto chce coś ze sobą zrobić, kto chce zmienić coś w swoim życiu. I nie jest to łatwe. To jest cholernie trudne. Ale jak sobie to wszystko poukładasz w głowie, oswoisz się z tym, że należy zmienić tryb życia - to wtedy dopiero zaczyna się droga do sukcesu. Długa i wyboista droga.... ale warto.
W życiu miałem kilka epizodów z "walką" z kilogramami. Był nawet taki okres, że zapisałem się do trenera personalnego. Miałem rozpisaną dietę i treningi indywidualne 2-3 razy w tygodniu. A po co się zapisałem do trenera? A no po to, żeby mieć motywację do ćwiczeń. że niby jak się umówię na trening to nie wypada nie przyjść. Takie podejście wtedy miałem - taka motywacja do ćwiczeń. A dieta? Powiedzmy,że była. Tak wytrwałem 4 miesiące, aż sobie dałem spokój. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź prosta - brak nie tyle motywacji co nastawienia do zmiany trybu życia.
Taa... łatwo jest powiedzieć: "Ej, słuchaj. chcesz schudnąć. Nic prostszego. Musisz zmienić tryb życia. Więcej sie ruszać i trzymać ujemny bilans kaloryczny. A za pół roku jesteś innym(nowym) człowiekiem". To jak? Łatwo to powiedzieć?
No, to teraz nie gadaj - tylko działaj!
Jeszcze raz - nic z tego nie będzie jeśli człowiek nie zmieni podejścia do sprawy. To musi być świadoma decyzja, że ja chcę/ ja mogę zmienić tryb życia. Tylko w ten sposób człowiek jest w stanie pokonać sam siebie.
Troche sie rozpisałem,ale jakoś tak mnie naszło.