Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem, ale nie czuję się ze sobą dobrze i postanowiłam coś zrobić:) Może później będę bardziej wylewna.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5751
Komentarzy: 45
Założony: 26 grudnia 2007
Ostatni wpis: 6 sierpnia 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
magda9292

kobieta, 51 lat, Poznań

165 cm, 106.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lipca 2013 , Komentarze (5)

dzień dobry w środę.
Jutro ważenie, wiec dziś nie przesuwam suwaczka, żeby na pewno jutro było mniej dziwna logika, wiem heheh Nie zamierzam dzis się objadać, o nie! Ale jakby jakiś zastój albo inne cholerstwo w stylu "rozrostu mięśni" , to będę mieć zapas z dziś

Ewelincio droga, moim zdaniem najlepsze dyskusje są zawsze, jak się idzie "na fajkę". W pracy, w knajpie, na koncercie. Dopóki nie zagrażą mi zejściem z tego świata, będę popalać, to dobre słowo, chciałabym popalać, czyli zdecydowanie ograniczyć. Zacznę tak. .

Zresztą nie wszystko na raz, nie udźwignę. wciskam w siebie śniadanie, którego nie umiem jeść. I nawet popycham to II śniadaniem. Większość życia jadłam pierwszy posiłek ok. 16.00. I stąd moje kłopoty, bo nie pochłaniałam ton jedzenia nigdy. Jak widziałam, ile jedzą moje koleżanki, "chude szczypawki", to mnie zawsze krew zalewała. Ale one jadły dużo, ale z głową. A ja raz dziennie. Duzo.

Dziś zjadłam, co kazali: małą, razową kanapkę z serkiem  białym i kiełkami, brzoskwinię,pól szlanki kefiru, dopijam herbate i pękam z przejedzenia. To nie moja pora, organizm wciąż pamięta. Ale może durny się nauczy, a ja z nim. A może bardziej on ze mną... Generalnie jestesmy na siebie skazani

2 lipca 2013 , Komentarze (2)

No to dziś ja, która nie ma lekarza rodzinnego od 15 lat, chyba będę musiała zdrowotnie zadbać o siebie. Byłam po zdolność do pracy, rutynowa wizyta, która zazwyczaj opierała sie na wymianie zdań typu "Jak się pani czuje?", "No jak dobrze, to w porządku". Dziś jednak miałam wysokie ciśnienie. Pani doktor zademonstrowała na swoim bicepsie działanie mięśnia sercowego, kazała mierzyć ciśnienie i iść do lekarza rodzinnego. Nie mam go na razie, no ale tym się nie pochwaliłam:)
Zmierzę je sobie więc co jakiś czas, ale mam nadzieję, ze zmiana żywienia, spadek wagi (oby takowy trwał ), ruch pomogą mi je unormować. Alkohol przyjmuję sporadycznie i niebyt dużo. Zostały jeszcze papierosy, te też trzeba ograniczyć.
Wniosek jeden: LATA LECĄ, CHOLERA, NIEUBŁAGANIE.
No to dietkuję dalej, umówiłam się już na rowerowy maraton po południu, wyrzuciłam papierosy sprzed komputera, bo tu palę najwięcej, tak mimochodem jakby.
Czy cała ta dzisiejsza sytuacja będzie motywująca? Czas pokaże.

1 lipca 2013 , Skomentuj

No to zaczął się trzeci tydzień zmagań. Szaleństwa na wadze dziś nie było. Wypiłam piwo wieczorem. Może dlatego. Ale koncerty w plenerze były, wszyscy popijali. Usprawiedliwiłam sie tym, ze nałaziłam się okrutnie, bo to pól godziny od domu, a musiałam pokonać trasę dwa razy, więc w sumie żwawym krokiem chodziłam  dwie godziny;) A wczoraj rano wykonałam rundę wokół pobliskiego jeziora na rowerze. Dziś mam zakwasy dupne że tak powiem Nie bolą mnie nogi, tylko dupsko, a niby siedzisko w rowerze jakiejś nowej generacji hehe
Mąż pocieszył, ze mały spadek wagi spowodowany jest tym, że rozrosły mi się mięśnie Trzymam się więc kurczowo tej wersji.

Dobry nastój trwa, trudno go nie mieć jak od dziś urlop. Pęczakowy obiad zjadłam właśnie. Pęczak to odkrycie ostatnich dni. Jak byłam dzieckiem, to pamiętam, że mój ojciec gotował go, jak jechał wędkować. Chyba kusił nim ryby. W życiu go nie gotowałam. A on naprawdę smaczny. I nieustannie wymieniam posiłki tak, by zrobić pęczakowe risotto na obiad.
Kiedyś pewnie poczuję znużenie, ale na tę chwilę pęczak to dobry duch walki z kilogramami!

29 czerwca 2013 , Komentarze (2)

Tak mi dziś Szymborska od rana kołacze po głowie i parafrazując:

Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.
Mój wyścig z NADWAGĄ nadal trwa.
A jaki ona upór ma!
A jakby ona chciała przeżyć!

Nadwaga upór ma, ale ja na razie też. Jest dobrze. Nastawienie ok, choć wczoraj wieczorem zamiast jedzenia według wskazówek, zamieniłam dwa posiłki na rzecz alkoholu. No ale takie spotkania nie zdarzają się tak często. Było cudnie, wesoło, głośno, spontanicznie, letnio, wakacyjnie.
Godzinę temu przyjaciółka, która dzieliła ze mną trudy wczorajszego imprezowania knajpianego, przysłała esemes o tresci krótkiej, ale jakże trafnej; "Żyjesz?". Żyję i mam się dobrze. Głowa nie boli hehhe Zaraz ruszę na zakupy, bo muszę umieszać pęczakowy obiad;) Zawirowania w pracy i nadmiar zajęć spowodowały, że mam okrutny bałagan w domu, więc dziś będę spalać kalorie, sprzątając. Jakoś mam dziś wyborny nastrój. To fajny stan.

22 czerwca 2013 , Komentarze (1)

Tak sobie czytam te swoje wpisy sprzed lat i śmieję się z siebie... dokładnie tak jak napisałam... śmieję się z siebie. Te przemyślenia, ten zapał, ta wiara... wszystko właściwie o kant dupy roztrzaskać.
No ale znów jestem tutaj, lata mijają, a ja nic nie mądrzejsza, no ani chudsza.
I znów mogłabym dziś napisać, ze chcę zmian, że jest zapał, że wiary dużo, że tym razem to na pewno się uda. Jak patrzę na te daty, na cyferki kilogramowe, to wydaje się to żałosne. Tak, to dobre słowo. Żałosna jestem czasem. Konsekwencja to coś, z czym się nie urodziłam chyba. Można się tego nauczyć? pewnie tak, ale jak widać jestem odporna na wiedzę, uciekam z tej lekcji już 40 rok mojego życia.
Ale znów dam się zwieść chwili, znów pomarzę, że tym razem będzie ok, że wreszcie doprowadzę się do stanu, w którym polubię swoje odbicie w lustrze.
Dietkuję tydzień, coś tam drgnęło, jedna wpadka jedynie przez 7 dni i to niewielka.
Po co piszę? Może po to, aby mój wstyd był na tyle duży, by bardziej się zmobilizować? Może zadziała.
Na razie trwam przy założeniach. Przetrwam czy polegnę? Rozsądek mówi, że polegnę. Ale nadzieja podobno umiera ostatnia:) No i nie umarła jeszcze bidula.

17 stycznia 2008 , Komentarze (6)

Kurczę, niemoc czuję, wielką niemoc do wszystkiego...
Mam wrażenie, że praca wyssysa ze mnie wszystko, co najlepsze. W pracy biegam, pokrzykuję, śmieję się... Wracam do domu i spuszcza się powietrze z mojego balonika (sporego dość hehe). Chodzę rozdrażniona, irytują mnie codzienne czynności, mam wrażenie, że nie ogarniam wszystkiego, a to wprowadza jeszcze większą złość. Domownicy, no dobra, po co ta liczba mnoga, dziecka się nie czepiam, mój mąż (hehe zakontrtaktowany jakby powiedziała pewna mądra osóbka stąd) nie "działa" tak, jakbym oczekiwała... To złożony problem, tekst o działaniu spłaszczył wszystko, ale nie mam chyba teraz ochoty bardzo się "uzewnętrzniać".
Gdzie ta radość życia, siły, witalność, o której piszą niektórzy... Może ją pożarłam, gdy byłam głodna...
Czuję się bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

Za tydzien wyjeżdżam na narty. Do krainy pizzy i makaronów:))) Mam nadzieję, że nie zniweczę tam moich 4 kilogramów. Nie lubię nart, może dlatego, że jeżdżę dość słabo. Denerwują mnie niewygodne buty, wielkie rękawice... Boże, będę ukarana za ten marazm....


Czy dzieci powinno nauczac się religii w tak młodym wieku? Mój siedmioletni syn wczoraj powiedział, że mógłby umrzeć. Przeraziłam się. Tłumaczył, że zależy mu, by w tym miejscu, do którego trafi po śmierci (czyli nieba) był dzieckiem. Czy alternatywa czegoś co może się zdarzyć po śmierci jest mu teraz potrzebna?
Kończę, bo się zagalopuję. Idę robic kanapkę z ogórkiem i ruszam do pracy, miejsca gdzie jestem postrzegana jako wesoła, pełna energii, humoru... Wszędzie pozory, fuj

15 stycznia 2008 , Komentarze (3)

Ciągle chcę więcej, więcej zrzuconych kilogramów, więcej wolnego czasu, więcej miłości, czułości, więcej seksu, więcej umiejętności, wiedzy, więcej pieniędzy... Najlepiej szybko, od zaraz i małym nakładem sił. W nosie mam satysfakcję, że sie napociłam, by do czegoś dojść... Ja chcę już, jak rozkapryszona panienka...
Ratuje mnie tylko to, iż wiem, że niestety się nie da i nie robię większych histerii. Małe robię, niestety... To nie przeszkadza mi jednak wciąż chcieć, chcieć więcej:)

Pozdrawiam. Dietkowanie jakoś idzie, choć dziś wciągnęłam nieduży placek ziemniaczany na kolację, zamiast czegoś odpowiedniego z listy. Myślę, że nie wprowadzi to większych strat:) W czwartek sie ważę.
,

13 stycznia 2008 , Komentarze (1)

Mimo pomocy Ewy (dziękuję) mój problem nie został rozwiązany... Czyli trzeba czekać i samej sprawdzić jak to będzie. Ufff, to jeszcze długa droga, dlatego - mimo że wazenie mam dopiero w czwartek- dopisałam sobie dziś -0,5 kg. Tak na zachętę, bym widziała, że moje doświadczenie naukowe jest kontynuowane:) Z drugiej strony, może być przykre jak okaże się, że kilogramy mają tak wielki wpływ na moje poczucie szczęścia. Czyżbym była pusta, próżna i nie czerpała radości z innych rzeczy??? Hm.. ciekawe...
Zjadłam płateczki, jabłko wkroiłam do środka, całkiem miłe śniadanko. Dzień rozpoczął się więc sympatycznie, okropne słowo, cofam, dzień rozpoczął się przyjemnie, uroczo, uroczo to chyba przesada...
Nie lubię słowa sympatyczny, kiedyś byłam sympatyczna, brrrrrr, mam wrażenie więc, że nijaka, ale się rozwinęłam hehe
Kończę, bo chyba mnie poniosło. Idę wrzucić coś na orkiestrę.

12 stycznia 2008 , Komentarze (1)

Dziasiaj będzie jak Bóg (w osobie dietetyczki) nakazał. Nie będzie najmniejszych zmian, naczytałam się, zrobiłam listę zakupów, wyjścia wcisnęłam w odpowiednie godziny.
Pełna współpraca, bo w tygodniu z tym różnie. Już zrezygnowałam z jednego posiłku od poniedziałku, bo nie dawałam rady tak często jeść. Mądra Pani to zbilansowała i chyba powinno być łatwiej.
Napisałam dziś komentarz, który nie daje mi spokoju. Stwierdziłam, że z każdym zrzuconym kilogramem wzrasta moje poczucie własnej wartości i staję się przez to radośniejsza i szczęśliwsza. Ciekawe jaki procent moich "nieodkrytych" pokłądów szczęścia wiąże się z wyglądem, z którego teraz nie jestem zadowolona. Oczywiście mam świadomość, że nie wygląd stanowi o wartości człowieka itd itp, nie jestem też jakimś chodzącym nieszczęściem, które chowa się po kątach, ale nurtuje mnie czy zmiany we mnie samej (oczywiście jesli się pojawią) będą duże, zauważalne. Sama nie wiem jak bardzo doskwiera mi moja nadwaga... ciekawe... psychologa poproszę od zaraz...

11 stycznia 2008 , Komentarze (3)

Znów poranek nie wyszedł, wybiegłam bez śniadania i bez artykułów do spałaszowania w pracy. Wróciłam i nie bardzo wiedziałam cóż mam począć i co władować do swojego głodnego żoładka. Wybrałam dwie kanapki i warzywka. Idę dzis na kolację do knajpy, postanawiam zjeść lekko, ale będzie na pewno inaczej niż w diecie. Chyba te dwa posiłki chyba nie wprowadzą ruiny w mój dietkowy porządek.
KONSEKWENCJA. Wiem, w teorii wszystko wiem, cóż z tego, skoro w życiu z tym trudno. Mam wrażenie, że w wielu dziedzinach życia jestem mistrzynia teorii, gorzej wypadam na zajęciach praktycznych, tyczy się to diety, stosunków z partnerem, podejścia do pracy... Ale pracuję nad sobą, juz kilka dobrych lat, może przyniesie to w końcu jakiś efekt...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.