Poniedziałek, 28.04.2014
Jak obiecałam tak czynię. Dzisiaj ciąg dalszy opowieści o Stanisławie Piotrowskim, człowieku, który spowodował, że moja fascynacja polską wsią i kulturą chłopską zagościła w sercu na zawsze.
W poprzednim wpisie z 26.04.2014 umieściłam informację, w jaki sposób los skierował moje kroki do domu Stanisława i co spowodowało, że krótka wizyta miała ciąg dalszy.
Nie mogłam pozwolić, by zmarnowały się zeszyty Stanisława. Po głowie wciąż chodził mi pomysł na książkę. 90 lat życia zapisane starannym, równiutkim pismem w zeszytach, których kartki mocno pożółkły to bardzo cenne informacje dla przyszłych pokoleń. Z wielką pomocą sanockiej Biblioteki Miejskiej, a szczególnie dyrektora Puchały udało się zredagować skład do druku. Wybraliśmy nieznaczną, ale bardzo wartościową część zapisków. Nie dało się wydrukować rękopisów w całości. Musiałam sama pokryć koszty druku, a moje możliwości finansowe niekoniecznie pozwalały na więcej. Jednakże to, co zostało zawarte w książce w piękny sposób przedstawia tego prostego, ale jak bardzo wyjątkowego człowieka.
Już wtedy znałam Stanisława dość dobrze, często bywałam w jego domu z różnych powodów. Jednym z nich był mały skansen urządzony przez Stanisława w starym Domu Ludowym - Izba Pamięci. Przez wiele lat ten dzielny człowiek zbierał eksponaty ludowej kultury. Zgromadził imponujący zbiór zawierający zdjęcia, dokumenty oraz inne przedmioty z czasów międzywojennych oraz powojennych. Zwykłe przedmioty codziennego użytku, które pozwalały chłopu być samowystarczalnym. Wiecie przecież z lekcji historii, że chłop sam produkował odzież, żywność i wszelkie sprzęty niezbędne w gospodarstwie. Dzisiaj już tego nie ma.
Stanisław wiedział, że przyjdzie taki dzień, że te cuda znikną z polskiej wsi bezpowrotnie. Dlatego zbierał, pielęgnował i zapraszał do swojego małego muzeum. Robił to za własne pieniądze, bezinteresownie. Wielki człowiek.
Podczas jednej z wizyt dowiedziałam się, że Stanisław jest dalekim krewnym mojego męża. Pogrzebałam w drzewie genealogicznym i znalazłam potwierdzenie. Rodzina mojego męża od 80 lat tworzy zapis drzewa. Najdalej sięgnęli do 1757 roku i wszystkie informacje są udokumentowane.
Prace nad książką dobiegały końca. Wysłaliśmy je na Pomorze do drukarni, bo tam było najtaniej. W tym samym czasie zbliżały się 93 urodziny Stanisława. Ośmielona rodzinnymi koligacjami postawiłam sobie za cel zdążyć z drukiem i jako prezent urodzinowy podarować Jubilatowi jego "Wspomnienia".
Problemy techniczne opóźniały wydanie książki. Denerwowałam się czy drukarnia zdąży na czas. W końcu dzień przed urodzinami przed moim domem pojawił się kurier z paczkami. Odetchnęłam z ulgą. Nareszcie.....
W dniu urodzin kolejna niemiła niespodzianka. Stanisław nad ranem odwieziony został do szpitala. Problem z prostatą dał o sobie znać. Syn błagał lekarza o pomoc. W południe Msza Św. rozpoczynająca uroczystość urodzinową. Wszyscy bardzo chcieliśmy, by najważniejsza osoba mogła wziąć w niej udział. Zwłaszcza, że urodziny przygotowywaliśmy w tajemnicy przed Stanisławem i jego żona Janiną. I udało się .
Uroczystość odbyła się w starym Domu Ludowym, wśród eksponatów, które zgromadził Stanisław. Nie wyobrażałam sobie lepszego miejsca na urodziny. Na zdjęciu Jubilat z żoną Janią - tak nazywał żonę Janinę.
Zaangażowałam rodzinę Stanisława do przygotowań. Uprzątnęliśmy salę główną. Eksponaty zajmujące środek przesunięte zostały pod ściany, a w ich miejsce ustawiliśmy krzesła dla gości.
Marta, synowa Stanisława upiekła przepyszne wiejskie ciasta. Wszystko, co znalazło się na stole musiało mieć związek z tamtymi czasami. Wiejski chleb ze smalcem, swojska kiełbasa, kiszone ogórki i pięknie ubrane w stroje ludowe młode kobiety, które na plecionych z wikliny tacach częstowały przybyłych gości.
Tylko szampan przypominał nam, że od tamtych dawnych lat dzieli nas prawie wiek.
Poranna przygoda ze szpitalem uświadomiła nam, że Stanisław to starszy człowiek i niespodzianka, jaką szykujemy może być dla niego dużym szokiem. Waldek, jego syn musiał go przygotować na tę niecodzienną chwilę. Wymyślił, że planowana Msza Św. to prezent urodzinowy. Wizytę w jego Izbie Pamięci wytłumaczył tym, że właśnie przyjeżdża wycieczka szkolna, którą trzeba oprowadzić i opowiedzieć o zbiorach. Stanisław chętnie dzielił się wiedzą, pomimo wieku pięknie opowiadał i z dużym zaangażowaniem pokazywał każdy eksponat.
Po uroczystości w kościele Jubilat i jego żona przyjechali pod stary Dom Ludowy. Zdziwili się oczekującym tłumem, bo spodziewali się szkolnej wycieczki. Po wyjaśnieniach weszli do przygotowanej sali. Zaskoczenie i wielkie zdziwienie! Jeszcze nigdy nie obchodziłem tak hucznie swoich urodzin - powiedział mocno zmieszany Stanisław.
Książka okazała się ponadczasowym prezentem. Stanisław z dumą podpisywał każdy egzemplarz.
Po części oficjalnej Stanisław pokazał przybyłym gościom swoje zbiory. A było komu, na uroczystość przybyło prawie 70 osób. Trochę zmęczony poprosił mnie, abym dokończyła pokaz Izby. Najbardziej lubię opowiadać dzieciom. Uwielbiam ich wielkie otwarte ze zdziwienia oczy, gdy pokazuję stare sprzęty. Furorę zrobiły drewniane łyżwy i stary piec.
Piękna uroczystość, która niebawem przerodziła się w wielkie ucztowanie do późnych godzin.
Dzisiaj nie ma już Stanisława wśród nas. Odszedł na wieczny spoczynek, a ja dumna jestem, że jeszcze za życia mógł cieszyć się swoim dziełem.
Czasem warto szerzej otworzyć oczy, rozglądnąć się wokół siebie, by dostrzec tych wyjątkowych ludzi :)