Trumny.
Ktoś napisał, że na Okęciu, gdy przyleciał pierwszy zbiorowy transport, widział ścieranie pyłku na trumnie. Że mu migawką w oko zapadło polerowanie brzegu trumny rękawem. Jakby w obliczu śmierci ukochanej osoby oraz konieczności zachowania się przed kamerami - tylko na taki gest mógł zdobyć. Bo gdy rozpacz .... gdy strata... Gdy to wszystko powoduje, że nie jesteśmy istotami myślącymi, tylko zmieniamy się w kłębek uczuć.... gdy szok i niedowierzanie....
Nie do końca wierzyłam w ten pyłek i rękaw i trumnę.
Nocą piątkowo-sobotnią tivi oglądałam. W dzień globmaster nie mógł lądować, bo wulkan pylił. Przyleciał nocą. Oficjele czekali. Rodziny czekały. Zupełnie inna relacja, niż tamte poprzednie trumny. Dziennikarze też się męczą. Ciemność na lotnisku. Zimna noc. Zimno w duszy.
To nie była migawka. Kamera długo na nich patrzyła. Nie wiem, czyja trumna. Trzy osoby dorosłe i dziecko, nawet nie podrostek. Kurczowo zaciśnięte dłonie na brzegu trumny. I ojciec, dziadek?.... wycierający brzeg trumny z wyimaginowanego pyłku.
Rozryczałam się. A Pan i Władca nie wiedział o co chodzi. Na te cztery mrugnięcia powieki patrzył w innym kierunku.
Wczesną nocą wyglądało to zupełnie inaczej niż za dnia.
We wtorek o 9 będzie msza, a potem pogrzeb. Mariusz Kazana. Szef protokołu MSZ. Mąż Baśki. Uśmiechniętej, grubej i zadowolonej baby. Koleżanki od lat. Na spotkaniach postudenckich zawsze kończyłyśmy razem. Mocno napite. I gadając o psach. Posiadanych. Byłych. Rasach... o radościach z posiadania psa.
O czym teraz?....
Porównuję te dłonie zaciśnięte na brzegu trumny z iście królewskim splendorem krakowskich uroczystości pogrzebowych. Tragedia osobista, nocna rozpacz. I żałoba publiczna na pokaz.
Jest mi wstyd za tych, co zrobili z pogrzebu prezydenta taką dwudniową szopkę. Monarszą farsę.
Demony. Osobiste.
Sobotnim przedświtem coś mnie z łoża małżeńskiego poderwało. Krążyłam po mieszkaniu jak oszalała ćma. Obudziły się moje osobiste demony. Cała sobota na autopilocie. Pranie, osobne obiadki dla faceta i dla córki. Ja tylko po różyczce: kalafiora, romanescu i brokuła. I rower, byle dalej przed siebie, zmęczyć mięśnie i ciało do poziomu nie-myślenia.
Ocknęłam się z nie-myślenia w Lesie Kabackim. Musiałam szukać ustronnego miejsca, chyba za dużo wypiłam przed wyjściem na rower. A tu ludzie. A tu las wysokopienny, z nikłym podszytem, a w dodatku wszystko jeszcze bezlistne. Widać na kilkaset metrów. W desperacji zdarłam z siebie moją jaskrawoczerwoną rowerowa kurtkę i chociaż dołka szukałam. Uff, znalazłam w ostatniej chwili. Pierwsze w tym roku publiczne sikanie.... Uff , jaka ulga! Jadę dalej.
Wieczór... a był wieczór? nie pamiętam, autopilot dalej działał. Nie śpię. Chodzę w kółko niemalże. Wysiłek aż do bólu nie pozwala wyć demonom. Nosi mnie, jeszcze trochę, a wydepczę w podłodze ścieżki.
I nagle o 6:33 wyłącznik pstryk! Nie ma ich. Demony się wyniosły... do następnego razu. Pa.
Z pomrukiem wielkiej ulgi przytulam się do śpiąco-ciepłych PanaWładcowych pleców, gniazdko senne sobie moszczę między jego ciałem a stertą poduszeczek...
Ach, to leśne tupanie.
Przedpołudnie niedzielne w mężowskich objęciach. Ćwiczenia akrobatyczne. A na męską zadyszkę w najważniejszej chwili życia znaleźliśmy sposób. Słoneczny balkon. Mniam, miam.
Popołudniem zostałam wyprowadzona na spacer. Leśny. Chochliki w oczach. Całusy w zaroślach jałowcowych. Ach, co tam igły!..
Tyle lat już jestem na świecie, a wciąż coś budzi moje zachwycone zdumienie. Odludny zakątek lasu. Cisza. Piaszczysta wydma. Na ziemi nie ma jeszcze nic zielonego. Duże mrowisko z rojącą się masą, wyłażą, biegają dookoła, pracują. Nachylamy się, żeby popatrzeć, zdjęcia makro porobić. Szelest. Co to tak szura????? Mrówki tupią ?????? Jednej mrówki nie usłyszysz. Setki mrówek też nie. Ale gdy po zeschłych liściach biegają ich tysiące, a każda tupie sześcioma nogami..... Rewelacja!!!!!
Wracałam z lasu oczarowana. Mrówki były najważniejsze, ale przecież nie tylko one. Były i zawilce, w łanach i dywanikach. I para synogarlic. Świeże listki na jagodzinach. A jakieś samcze mikro-ptaszyny z rudym przodem zawzięcie terytorium ustalały.
Niestety, niedzielny wieczór spędziłam na podjadaniu i na jedzeniu. Ohyda. Waga poniedziałkowa oczywiście..... spuśćmy zasłonę milczenia.
Piloci.
W czas przedpogrzebowy jeszcze mnie nosiła ciekawość i wściekłość. Ciekawość, żeby jak najwcześniej i jak najdokładniej wiedzieć, dlaczego w ogóle doszło do tego wypadku. I wściekłość na niesprawiedliwość, że w ogóle do niego doszło.
Czytałam różne rzeczy. Znajdując ciekawe nazwisko, szukałam publikacji i wywiadów. Przy okazji się uczyłam.
Skopiuję tu informacje, które dla mnie okazały się najistotniejsze.
Wywiad z Krzysztofem Krawcewiczem. To były pilot i redaktor naczelny Przeglądu Lotniczego.
Pilotów nie winiłbym za sobotnią katastrofę ani dowódcy, który ich tam wysłał. Oni wszyscy są raczej ofiarami systemu - przestarzałych programów szkolenia oddalonych od współczesnych wymagań stawianych pilotom liniowym. W wojsku toleruje się podejmowanie zbyt dużego ryzyka na swoje barki, w tym schodzenie poniżej bezpiecznego minimum.
Na pewno nie był zachowany wystarczający margines bezpieczeństwa. Rozmawiałem o tym z wieloma pilotami cywilnymi krótko po katastrofie. Żaden z nich nie próbowałby nawet podejścia do lądowania we mgle na takim lotnisku jak Smoleńsk. Wszyscy twierdzili, że u nich w firmach nawet udane lądowanie w takich warunkach groziłoby wyrzuceniem z pracy i utratą licencji. ? Nie widać ziemi, to nie lądujemy i lecimy na lotnisko zapasowe?. Ewentualna katastrofa dla przewoźnika cywilnego oznacza utratę zaufania, a nawet bankructwo.
A pilotów wojskowych uczy się, jak forsować skrzyżowanie na czerwonym świetle. Są tacy, którzy tę sztukę świetnie opanowali i parę razy im się udało - dostali odznaczenia. Gdy coś nie wyjdzie, wtedy dochodzi do tragedii. To jest istota armii w każdym kraju. I to jest potrzebne, gdy się leci na misję bojową. Ale na miły Bóg - nie z żywymi ludźmi w przewozie lotniczym, w czasach pokoju!
W lotnictwie cywilnym nie dochodzi do sytuacji, że samolot zniża się do wysokości przeszkód. Jeśli schodzi do minimalnej wysokości zniżania (np. 150 m), a pilot obserwujący nie widzi ziemi, to pada komenda ''go around''.
Dla zainteresowanych całością podaję linkę
Dwa wywiady i jedna książka. Osoba - prof. dr Jerzy Maryniak , w latach 1978-1984 dziekan Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, również wykładowca Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Był w komisjach badających sprawę katastrof lotniczych Kościuszko i Kopernika.. Sam ironicznie komentuje, że "składał Kopernika".
Tu jest linka do jednego wywiadu
To jest stare lotnisko wojskowe, prymitywne, na codzień nieczynne, Otwierane jest tylko chwilowo na zapowiedziane loty. Nie posiada żadnych urządzeń elektronicznych, nie posiada ILS-u, żeby po ścieżce sprowadzać. Pas startowy ma 600 metrów, a dla Tupolewa potrzebne jest rzędu 2000 metrów. Poza tym mgła, niski pułap chmur. Oficjalne nie jest podane, (...) słyszałem tutaj w mediach, że pułap chmur tam był rzędu 50 metrów, czyli że samolot przechodził przez chmury, wchodził na teren lotniska, ale po to, żeby wylądować, musiał widzieć lotnisko, musiał widzieć pas startowy, musiał podchodzić dostatecznie płasko, dlatego że wtedy miałby za duże prędkości opadania, żeby wylądować. Ale musi to widzieć, bo nie ma elektroniki.
Piloci to widzieli, co się dzieje i mogli wiedzieć. I mogli wiedzieć, że to już jest koniec. Że nie wyciągnie. Tym bardziej, że jak jest takie lotnisko, to powinien być przynajmniej wytrzebiony las, drzewka i wszystko. Żeby podejście na ten pas startowy było czyste. A tam było zahaczenie o drzewo. I samolot się rozsypał na skutek uderzeń.
Ten sam pilot był z premierem kilka dni wcześniej, ale wtedy była kryształowa pogoda.
Tego uczymy pilotów cywilnych - Jak się nie widzi ziemi, to się nie ląduje!
O komisjach badających katastrofy : po katastrofie "Kościuszki" moskiewscy rzeczoznawcy uparcie będą dowodzić, że zniszczenie silnika było skutkiem, a nie przyczyną katastrofy w Lesie Kabackim - do dziś największej katastrofy w historii polskiego lotnictwa cywilnego. Po to są międzynarodowe składy komisji, by ani producent ani barwy przewoźnika ani pasażerowie - ani nic nie mogło zafałszować wyników na swoją korzyść
(tu moja uwaga, w wywiadzie profesora nie zgadzają się długości pasa, sądzę, że to pomyłka spisującego wywiad.... w innych mediach profesor podawał wielkości prawdziwe)
I jestem coraz bardziej wściekła. Katastrofy można by uniknąć, gdyby ktoś wcześniej POMYŚLAŁ. Ale to jest jedną z wredniejszych cech ludzkości. Historia nazywana jest matka nauk. Ale historia uczy również tego, że jeszcze nikogo niczego nie nauczyła.
Sprawdziłam dokładnie jedno. Smoleńsk, lotnisko. Na zdjęciach góglowych sprzed kilku lat stoją samoloty. Na zdjęciach satelitarnych ze szczątkami pasy są puste, zapuszczone. Lotnisko zarasta zielenią. Zbiorniki z wodą są puste.
Coś obrzydliwego czyli polemika personalna.
Któryś juz raz dostaję komentarz lub priva od jednej takiej vitaliowej wrogini. Język zawsze nienaganny. Ale treść.... czasem sobie włosy wyrywam... jak można tak myśleć?... a raczej - nie myśleć?...
Polemikę podejmę:
1. przywołując interpelację poselską na temat odznaczenia pilota - w texcie publicznym nie użyłam słów pejoratywnych. Tylko w mailu do osoby prywatnej użyłam słowa "żenująca", bo rzeczywiście, dla mnie była żenująca. Wiem, jaka jest sejmowa procedura zapytań poselskich. Co to znaczy, że użyłam słowa żenująca by "odwrócić uwagę od meritum". Kogo uwagę? Osoby, z która wymieniam maila????
2. "Temat osób które mogą być lub są dla Ciebie autorytetami omijasz, nie chcąc być osobą kojarzoną z jakiś przyczyn z żadną siłą polityczną, społeczną, itp. Daje Ci to czystą pozycje do właśnie dyskredytowania pewnych osób. Nikt Ci nie może wyargumentować merytorycznie że jesteś związana, powiedzmy choćby tylko emocjonalnie np. ze środowiskiem PO, Gazety Wyborczej czy SLD a może PSL".
Autorytetem ma być dla mnie partia ???? opcja polityczna???? wydawnictwo??? Nie rozumiem. Wydawało mi się całe życie, że autorytetem może być osoba.... najlepiej taka od dawna nieżyjąca... jakiś Platon, Jezus, JPdrugi, Chruszcow, Franco, M.L.King... Widocznie się myliłam, ale bo nie znam się na autorytetach, nie posiadam ich na stanie
I owszem, nie chcę być kojarzona z żadną opcja polityczna, bo żadna nie jest moja. Acz przyznam niechętnie, że wszystkie wymienione przez Ciebie są dla mnie mniejszym złem niż środowiska PIS czy radiomaryjne.
I proszę mi pokazać, że "dyskredytuję pewne osoby".
3. "wpis o strukturach dowodzenia w armii (poziomych pionowych) (...) byłby następnym tematem mojego ''czepiania się''"
Czepianie się struktur ? Nie rozumiem. Przecież to normalne, w każdej organizacji takie są.... w korporacji, w sieciach sprzedaży, mówi się o awansach poziomych i pionowych.. jest to określenie wywodzące się chyba z zarządzania.... więc czemu czepiać się nazwy? Że je znam? Ta wiedza jest ogólnodostępna.
4. Bedzie curiozum!!!
"W moim odbiorze robisz trochę(przepraszam), za tubę propagandową umieszczoną w portalu społecznościowym, jak nie wiadomo co zrobić, najlepiej ośmieszać, zbliżają się wybory"
Jestem tubą propagandową umieszczoną na portalu społecznościowym ??????? Przeczytałam to mojemu potomstwu oraz Panu i Władcy. Nie powinnam. Teraz do mnie mówią - Tuba. Dawno, poza oglądaniem Testosteronu, nie mieliśmy okazji do zbiorowego chichotania.
Widocznie moi hipotetyczni mocodawcy ponad rok temu przewidzieli obecna sytuację i pomysłowo mnie tu umieścili, każąc przez 13 miesięcy udawać pływanie, odchudzanie, walkę z ciałem..... każąc nawiązywać i kultywować wirtualne i realne przyjaźnie...
I moim zadaniem ma być ośmieszanie wyborów, nadchodzących..... znaczy moi mocodawcy kazali mi tu okrzepnąć i czekać na (wtedy oczekiwane) wybory jesienne 2010
Litości... LITOŚCI....
samotna.posrod.tlumow
20 kwietnia 2010, 14:45pierdolnij sie w leb , chociaz nie wiem czy Ci co kolwiek jeszcze pomoze.... Nawet nie chce mi sie czytac Twoich wypocin.
haanyz
20 kwietnia 2010, 13:51My name is Tuba, Chuda Tuba;-))))))))))))))))))))))) Ale chomika i zdechlej ryby to nie pobilo;-))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))0 hihihihihihihi
BasiaR.
20 kwietnia 2010, 11:23i komentujesz negatywne dla Ciebie komentarze ? Daj sobie spokój. Pozdrawiam. Basia.
toperzyca
20 kwietnia 2010, 10:37napiszę banalnie....ale proszę o więcej...wielką radość daje mi czytanie...czyli tuba propagandowa działa dobrze ;). Poza tym dobrze usłyszeć głos rozsądku.
malina07
20 kwietnia 2010, 09:55Czesc Tuba!W koncu nie wytrzymalas psychicznie i sie zdradzilas.Co na to Twoi mocodawcy?Chyba nie kaza Ci sie wycofac z portalu-byloby szkoda.
paniBaleronowa
20 kwietnia 2010, 09:47Baleronówa na blachach w drukarni, czekam na maila z oficjalną datą, póki co- umilam sobie życie. Ściskam.
Gumisio88
20 kwietnia 2010, 09:22Agencie o kryptonimie Tuba ten wulkan to też Twoja robota?! :)) Jak podajesz fakty (linki, cytaty z artukułów) to nie jest merytoryczne, ale jakbyś ujawiniła sympatie polityczne to wtedy stałoby się merytorycznie. Ot logika. Ubawiłem się serdecznie :DD
delicja78
20 kwietnia 2010, 01:29Szanowna Tubo! Pisz jak najwięcej:)
Lena159
20 kwietnia 2010, 00:09ad. ciało - ma Panie piękne ramiona.
Bettynka
19 kwietnia 2010, 21:30ha ha ha .. Nie no skąd Ty bierzesz te wszystkie "orły" w komentarzach?! Laska mnie rozwaliła. Pozdrawiam Jolu .. Dzielna i silna z Ciebie dziewczynka - weź miotełkę i wygoń myszki :)
renianh
19 kwietnia 2010, 20:08Widzę że dotknęło Cię to bardziej osobiście niż większość z nas ,mąż koleżanki ,każdego żal....Co do drugiej części tekstu takie wtulenie się jest najpiękniejsze.
monimoni27
19 kwietnia 2010, 19:59za cienka jestem. Ale czytam, z wypiekami na twarzy, może obudzisz we mnie zamiłowanie do zgłębiania tej dziedziny, do szperania, wyszukiwania informacji, wiadomosci? Hmm, może... Ale za opieprz moich poczynań rozpustnych, z serca dziękuję. Se zapamiętam i posłusznie postaram się wdrażać. Od piątku, bo teraz znowu grzeczna będę, choć baaardzo mi sie nie chce. A najmniej mi się chce ruszać. Wleźć do słojha mi się chce, z majonezem i do pudełka z serem, najlepiej, jakby je tunelem połaczyć. Wiem, opatentuję to: 'tunel łącznik między-słojowy".
nyks1
19 kwietnia 2010, 18:22a ja napiszę tylko, że też lubię słuchać tupotu mrówek, już za takimi doznaniami tęsknię. Nakręciłam się strasznie, jutro pójdę na spacerek do lasku na starym bemowie, może nawet moje dogi zabiorę, żeby się wychasały. Uliczna szarość mnie ostatnio dołuje. u
savelianka
19 kwietnia 2010, 17:46:)
savelianka
19 kwietnia 2010, 17:40czytalam jeszcze raz twoj wpis o tym pylku,i faktycznie,zle zrozumialam,co napisalas,,,, ale co do reszty,to zostaje przy swoim zdaniu
gaja102
19 kwietnia 2010, 17:36zazdrościć tylko spakować manatki, spakować męża i wio na Jurę.Pozdrawiam serdecznie.Grażyna.
savelianka
19 kwietnia 2010, 17:35i nie raz to juz udowodnilas,wiec nie dziwie sie ze dla ciebie moje slowa nic nie znacza.....
savelianka
19 kwietnia 2010, 17:10ze ty wszystko negujesz,albo poddajesz zwatpieniu,siejesz zamęt... ja jestem pewna,ze ten pylek,byl wytarty z trumny nie po to,by ladnie wygladala ona przed kamerami,dla mnie to akurat byl gest wzruszajacy... trzeba wierzyc ze kazdy czlowiek ma w sobie dobro,nawet Jaroslaw Kaczynski,jego na prawde boli,,,,
CuraDomaticus
19 kwietnia 2010, 17:04składa się z wiszących szybek. Jedna poszła.
Wiedzmowata
19 kwietnia 2010, 16:34Normalnie uśpionego agenta (czyli Ciebie) obudził wulkan szatański(?) (już się zamykam, bo jeszcze coś podpowiem nieopatrznie ;P) Niżej w komentarzach stało napisane, że Tuba brzmi nie_szczupło, ale z drugiej strony czy lepsza by była Chuda Fujarka, Doniosła Trąbka (puzon, klarnet są "ten")? Co wolisz? :-)) Coś mi nie bardzo pasuje ta długość pasa startowego w Smoleńsku, nie spotkałam się z 600 metrami w żadnej czytanej ostatnio publikacji, zawsze to było ok. 2000 m. Np. tutaj: https://840805.siukjm.asia/wiki/Lotnisko_wojskowe_Smole%C5%84sk-Siewiernyj (a poza tym mieli wystartować co najmniej pół godziny wcześniej...) - pozdrowionka