Lubię być SAMA. Na trochę, na kilka dni.
Doskonale się czuję w swoim własnym towarzystwie. Mogę robić, co chcę. Jak chcę. I kiedy chcę. Albo - nie robić.
Jeść, co i kiedy chcę. Nie musieć kupować, gotować, przyrządzać. Nie pamiętać o ich ulubionych potrawach. Wyjadać zagubione pomidory, nie walczyć z córką o resztki ukochanego śmierdzącego sera, kajzerkę kroić na 10 cieniutkich kromeczek. Opróżnić i umyć lodówkę. Pokroić na kawalątki słodkie jabłko i czekać cały dzień, aż brzeżki leciutko obeschną. Czekać bez obawy, że jak pokrojone, to oni na pewno zjedzą.
Albo nie jeść nic. Herbata ziołowa, maślanka, herbata owocowa, drink, pepsi-max, sok jabłkowy, mleko, znowu drink i znowu herbata. Wystarczy.
Najśmieszniejsze, że gdy jem w sposób absolutnie nieuporządkowany, nieregularny i nielogiczny - to nie jestem głodna. W ogóle. Jeśli jem, to dlatego, że akurat zauważyłam coś zjadliwego.
Synalek na Malcie. Córczę w domu na wsi, robi tygodniową rotacyjną imprezę pomaturalną. Pan i Władca wraca dopiero jutro nad ranem. Babciowo-wnuczkowe obowiązki dopiero jutro.
Jestem sama i, jak na razie, jest mi dobrze ze sobą!
Wczoraj w nocy zamknięto obie jezdnie Wału Miedzeszyńskiego. Nad szeroką dwupasmową ulicą góruje wał przeciwpowodziowy. Za wałem jest Wielka Woda. Kilka, z 5 albo i 6 metrów ponad poziomem jezdni. Po drugiej stronie jezdni jest uliczka lokalna i domy, domki, osiedlątka, sklepiki, warsztaty, kilka większych firemek. I wszędzie, na odcinku od Siekierkowskiej do końca wału, są wysięki wód gruntowych. Pola i ogródki, z ziemią zamienioną w bagienka. W jednym takim bagienku utkwił samochodzik straży miejskiej. Rowy przydrożne pełne wody, która nie ma gdzie spływać. Mikrostawiki urocze wzdłuż ścieżki rowerowej zamienione w rozlewiska. Prawie z każdej posesji wystaje wąż ogrodowy z tryskającą do rynsztoka wodą. Ludzie opróżniają piwnice na własną rękę. W dwóch miejscach stoją agregaty prądotwórcze straży i woda jest odprowadzana grubszymi, jak moje udo, wężami, za wał. A w jednym miejscu stoi taka potężna warcząca basowo maszyna, tak zwana pompa szybka. Od niej 6 węży, grubych okropnie, biegnie za wał i wypluwa wodę.
Te wody gruntowe przecież tu zawsze były. Niewidoczne, sączące się pod poziomem gruntu. Swobodnie spływające na tereny międzywala. Teraz ciśnienie wody stojącej za wałem zablokowało ich swobodne znikanie.
To zupełnie, jak z emocjami. Żyjemy w związkach, które składają się nie tylko z radości i słodyczy. Wciąż dzieje się coś, co nas rani. Delikatnie kłuje. Zaskakująco dźga. Boleśnie krzywdzi. Że spojrzał na inną. Że nie potrafiła zamilknąć. Dlaczego ja mam codziennie ścielić łóżko? Znowu brudne skarpetki na podłodze. Uśmiechnęła sie do innego. Niesmaczny obiad. Tylko rozkosz zamiast ekstazy. Brak pocałunku na pożegnanie.
One są cały czas w nas, te negatywne emocje. Ale znikają, rozpuszczają się w uśmiechu partnera. W ciepłych łapkach dziecięcych. W przytuleniu, w zapachu niespodziewanych kwiatów, w ulubionej potrawie.
A gdy nagle zdarzy się przybranie wód rzeki, wody gruntowe wypływają na powierzchnię. Gdy zdarzy się kryzys w związku, te negatywne emocje, jak wody gruntowe, wypływają na powierzchnię. Są brzydkie, lekko śmierdzące, psują widok, wymagają niespodziewanych środków i nudnej/żmudnej pracy, by znikły. Jeśli nie będzie wspólnej pracy, to.... wody gruntowe zaleją piwnice, zaleją dróżki do serc ... to... pęknie wał i brudna woda zaleje wszystko.
I wody podskórne. I negatywne emocje.
Batalię urzędu miasta i Wisły bezapelacyjnie wygrały słowiki.
Jechałam z 7 km pustym, nieczynnym dla samochodów Wałem Miedzeszyńskim (resztę uliczką lokalną). Jakoś głupio... i cicho... 6 pasów ruchu i tylko ja jedna. Cicho - znaczy, że nie słychać ruchu samochodowego. Za to słychać słowiki. Wzdłuż całego odcinka, całe 10 km. Nie muszą przekrzykiwać huku samochodów. Więc urządzają konkursy. Koncerty na każdym wyższym drzewie. Melodyjki i piosenki. Dzwonki i gwizdane walczyki. Śpiewają i śpiewają. Tak ślicznie, że stawałam i słuchałam. I tak okropnie brak mi nagle było Pana i Władcy.
Najlepszy słowiczy śpiewak ma większe terytorium i kilka partnerek do wyboru. Przez tę Wielką Wodę prognozuję w przyszłym roku wzrost słowiczego pogłowia.
ps.
W ramach dziwnej diety dzisiaj:
2 słabe drinki. Pół wyschniętej kajzerki. Mała szklanka maślanki. 3 łyżki zupowe lodów.
Rower. Herbaty rózne zimne - litr.
3 pomidory, pół puszki mielonki, półkromka czarnego chleba z ziarnami.
Drink mocny.
Zaraz spać.
1sweter
28 maja 2010, 17:50wiesz... czytając Cię mam wrażenie czytania powieści, opowiadań, nowelek... takich o życiu, uczuciach, szczęściu i smutkach... słucham przy tym Roda Stewarta i jest mi tak... jakoś ciepło i dobrze... Jolka... powinnaś napisać książkę... to nie miejsce dla Ciebie... ale cieszę się że tu jesteś i że Cię znalazłam... bo mam okazję czytać za darmo coś za co zapłaciłabym grubą kasę w empiku... a jak już napiszesz to obiecaj mi że dostanę od Ciebie autograf... taki wielki na cała pierwszą stronę... pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na tę książkę czytając w "międzyczasie" Twój pamiętnik Vitalii... :o)
DuzaPanna
27 maja 2010, 17:37że wspólnie odpompowaliście już wodę z Waszej piwnicy. A te słowiki skubane, znam, za oknem mi świergolą i nie przeszkadza im pora dnia ani nocy żadna.
TazWarkoczem
25 maja 2010, 22:42porównanie wody do emocji... Ty piszesz zawodowo? Jak nie. to powinnas :) buziak...:*
Emwuwu
25 maja 2010, 21:42I Leona tyż! Zawodowca!:)) Bardzo lubię ten film! I Natalie Portman, która tam debiutowała chyba! O tak..., taki dzień dla samej/samego siebie jest fajny!:) Ale dietę, to ty masz wyjebistą!:))) Chociaż moja dzisiejsza nie bardzo odbiega od Twojej,hi,hi Na późną kolację jeszcze szklaneczka wina i spaaać bo jutro muszę wcześnie wyjechać!:)) Ale dlaczego akurat kajzerkę na 10 kawałków.kroisz ..hmmm...to nie rozumiem:) Widocznie tak trzeba,ha,ha
Bettynka
25 maja 2010, 21:16zaglądać za bardzo na Vitalię, ale myślałam o Tobie podczas tej powodzi .. czy wchodząc w Wa-wę przypadkiem nie dotknęło Ciebie. Ciesze się, że ok :) Buziaki, Jolu.
Melisana
25 maja 2010, 18:08czy ty wiesz ,jak ja lubię takie Twoje przemyślenia,refleksje czy nawet felietony? Matko,jak mi tego brakowało! Lubię,jak piszesz jak postrzewgasz otaczającą cię rzeczywistość. Pozdrawiam.Buziaki ;)
Diabeleria
25 maja 2010, 16:28a jak będe czuła za duże ciśnienie na swoją, jakby nie było, specyficzną osobę, zmienię konto i będę przynudzać o kaloriach i takich tam. I nie będę nazywać kupy żadnym imieniem, a na zdjeciach będzie tylko moje sadło, hehe. Ale mam nadzieję,że do tego nie dojdzie ;P
gragar15
25 maja 2010, 16:07Tak nam wszystkim bliskie i dobrze znane. I ta niespodziewana niejednokrotnie dla nas samych tęsknota. Za tym naszym jednym jedynym - niejednokrotnie wyklętym a jednak... Tylko nie każda z nas potrafi je tak pięknie opisać. Za to dziękuję:)))
tomija
25 maja 2010, 12:23pięknie piszesz o tęknocie i miłości do Pana i Władcy...ja jestem z moim Grzybem:))10 lat i dokładnie czuje sie tak samo kiedy go nie ma ,zawsze brakuje mi go w chwilach najmniej oczekiwanych, dziwnych wręcz...powódź jest straszna, boje sie jej panicznie, boje sie teraz nawet stukotu deszczu o parapet i mysle wciąż o tych ludziach co wszystko potracili...Słońca i tych słowików życze:))buziaki Basia
bebeluszek
25 maja 2010, 11:49nie nie jolu. lodow nie bedzie. ale morze bedzie. i ta sama rodzina. i spokoj. i wiatr i pewnie procenty grillowe. ale lodow niet!
malina07
25 maja 2010, 11:13Ja tez chce byc sama!!!!!!!!Ale to chyba za dziesiec lat.Ach,jak ja Ci zazdroszcze.
kamilaph
25 maja 2010, 10:06kibicujmy słowikom...
pinia0
25 maja 2010, 08:53Z ta chwilową samotnością , to jakbym czytała siebie....cmoki
frodobeat
25 maja 2010, 08:14A gdzie te pompy małe i duże, które odpompują to co niszczy związek? kolejna co kocha samotność (po przeczytaniu kilku komentarzy wstecz)
sezamek68
25 maja 2010, 07:57taaaaa... No to ....wracam do swojego rozlewiska.
anna.helena
25 maja 2010, 07:53i ja lubię takie chwilę sam na sam ze sobą ... ostatnio tak miewam, gdy biegam wieczorem, po pustym parku, mży deszczyk, ludzisków zerrrooo, kilka drzew i mnóstwo latarni (hi hi hi) i ja ... truchtam sobie i myślę ... to taki pikny, romantyczny czas dla siebie .... przedwczoraj wybrałam się na rower, ponad 20 km wieczorem po okolicznych wioskach, też było cudnie, super odczucei wolności i przestrzeni i myślenie, że człek tyle może, tyle może osiągnąć ...... jeśli będzie chciał .... ciepło pozdrawiam
uleczka44
25 maja 2010, 07:51Objawiłaś mi się w tym co powyżej z całkiem nowej strony. Niby styl podobny, rys ten sam, a jednak inaczej. I wolę Cię taką jak dzisiaj.
atena35
25 maja 2010, 07:34właśnie "wybiły" w moim związku i jakoś nie chcą się "wchłaniać". Miłej samotności.
kitkatka
24 maja 2010, 23:47Też uwielbiam tak raz na jakiś czas i nawet częściej niż rzadziej posiedzieć sama i porządzić po swojemu. My wczoraj przejechaliśmy się do Świbna i przy ujściu Wisły już był stan bardzo wysoki. Pozdrówka
jbklima
24 maja 2010, 23:30zaskakujące skojarzenia....jesteś mądrą kobietą. Ja też lubię bywać sama....zbyt często ostatnio....pozdrawiam g.