Po pierwszym dniu mojej dziwnej diety pierwszy spektakularny spadek. A przecież wtorkowego poruszania się nie było. Bo pogoda do doopy była.
Drugi dzień podobny. W sensie jedzenia, a nie pogody. Winogrona, żółta fasolka, półtorej kolby kukurydzy, kilka śliwek. Jako nagroda 3/4 kajzerki, posmarowane grubo prawdziwym masłem i otulone pyszną szynką. Bez tłuszczyku szynkowego, bo nie lubię. Odkroiłam i oddałam córczynemu kotu, on lubi. Resztę kajzerki synek mi ugryzł. On ma dużego gryza. Bardzo dużego!
Do tego herbatki różniste.
Zapalenie pęcherza przechodzi, ale jeszcze przez 4 dni Nolicyn będę brała i co najmniej przez tydzień dwa środki z jeżówki. Albo z żurawiny, nie pamiętam.
Popołudnie aktywne bardzo. Ale, jesuuuuu, jak mi się nie chciało ruszać. Nie chciało mi się RUSZYĆ.
Najważniejsze - to zacząć. Bo potem to już endorfinki niosą. Więc:
41 minut dreptanka międzyurzędowego, szybkiego bardzo - 152 kcale spalone
215 minut wycieczki rowerowej, wiatrrrrrrrrr przez pół drogi, 62,65 km - 1570 ckali poszło się ... hmmm... kochać.
Wróciłam, pozmywałam. Usiadłam. Taka zmęczona. I czytam vitalię. A tam u Luckiii napisane, że ja mam silny charakter, bo jako jedna z niewielu systematycznie uprawiam sporty jesienne. No nie! Wróciłam taka uchetana z roweru i już chciałam na laurach spocząć ... ale tu czytam, że ja mam mocny charakter do trenowania . . . zaczerwieniłam się z dumy i zaraz wstyd mi się zrobiło, że mnie to laurowe spoczywanie kusi... Ja nie mam mocnego charakteru, ja tylko jestem uparta!!!
No nic, patrzę na patyki i patrzę i robi mi się głupio i głupiej .... i pooowoooliii zakładam buty do biegania... ... cholera, a mógł to być leniwy wieczór!!!! a nie był ! Wszystko przez Luckęęę.
A jak już wyszłam, jak przeszłam pierwszy kilometr, to potem mnie nogi same niosły i biodra się kołysały. Szłam niemalże tańcząc. Ach, muszę zmienić douszną muzykę patykową. Na ciut szybszą.
67 minut patykowania, 6,35 km - 367 kcali uciekło z wiatrem
2089 - tyle kcali spaliłam dzisiaj
Zjadłam kalorycznie bardzo mało, objętościowo ... hmmm, średnio.
Z ciekawości wpełzłam na wagę przy zmienianiu ciuchów po powrocie. Dalszy spadek.
ŁAŁ. łał!!!
Ciekawa jestem poranka.
Acha, odpowiadam. Ja sama wymyśliłam jarzynkową i słodkoowocową dietę z nagrodą kajzerkową. W ramach experymentu. Tylko ulubione warzywka. Tylko ukochane.
I wydaje mi się, że wytrzymam na niej co najmniej 4 dni. A czy więcej? Nie wiem. Dzisiaj śniła mi się feta. Pokruszona palcami na kawałki i kawałeczki. Z pokrojonymi drobno pomidorami. I posypane suszoną bazylią, taka grubą, nieotartą.
A na jutro mam buraczki, zetrę do nich jabłko, zjem na ciepło. Kupiłam świeżego brokuła. I jeszcze jedna słodka kolba kukurydzy turla się na balkonie.
kitkatka
10 września 2010, 00:28kobieto zdrowie. Najedz się tej fety z pomidorami bo przecież to nie jest tuczące. Kilograma tego sera nie zjesz bo zatyka. Pozdrówka
schizofrenja
9 września 2010, 20:11popcorner.pl - zakładka poświęcona Housowi
Spychala1953
9 września 2010, 12:56zazdroszczę Ci tej aktywności bo moja póki co jest ograniczona. Mówi się trudno. Fajnie, że waga spada bo to nakręca człowieka pozytywnie-)))
datuna
9 września 2010, 12:06chyba tej diety spróbuję, bo tak mi ostatnio nic nie smakuje po powrocie z wakacyj... a fasolkę kocham, ugotuję sobie dzisiaj. Wspaniale, ze waga ci tak spada, moja drgnąć nawet nie chce, a zaczęłam na nowo pocić się na fitnessie :) powodzenia w bojach, Jolu, dobrze być tak upartą, mocny charakter jak sens, nie jest, tylko bywa.
masztalski
9 września 2010, 11:33zazdroszczę chociaż się do tego nie przyznam! podziwiam ale Ci tego nie powiem ! prawdą jest tylko że gorąco pozdrawiam !!!
haanyz
9 września 2010, 11:08no sęk w tym, ze nigdy nie jestem pewna czy te nektarynki wysikam czy nie, a wzrost wagi przynosza dnia nastepnego - pewnik murowany. Dlatego wole ich nie ruszac. Poza tym, gdy juz zjem jedna, nie umiem sie powstrzymac przed kolejna i kolejna i kolejna..... Moge je jeszcze ewentulanie wypocic;-))))
malgocha0411
9 września 2010, 10:42dobrze widziałaś bigos z kabaczka talki dostałam przepis i tak to się nazywało a czy to ważne jak się nazywa ważne że smakuje ...pozdrawiam
Salemka
9 września 2010, 10:23Zazdroszczę wytrwałości :) Ja potrzebuję kompana do ćwiczeń... Sama szybko się zniechęcam. Tzn. poćwiczę jakieś 20-30 minut i już później mi się nie chce... Mówię sobie, że na dziś wystarczy. A gdyby ktoś przy mnie był i powiedział - e tam zaraz zrobimy drugie tyle - byłabym wniebowzięta :D Tak samo samej mi się nie chce chodzić na basen... albo biegać - jestem istotą wybitnie stadną ;)
uleczka44
9 września 2010, 09:28Pochwały motywują i zobowiązują, ale to wychodzi tylko na zdrowie. Dieta z nagroda bardzo dobra. Moze nagrodę zjadać wcześniej, a na noc juz tylko jarzynki, będzie jeszcze lepiej.
rozaar
9 września 2010, 09:28niestety nic nie spada,dobrze że chociaż w miejscu stanęło.Zjadłam to co było w planie,a ruch około 1,5h i nic.Zobaczymy kto wygra?
sthlike
9 września 2010, 09:16O mamo, 3,5h na rowerze?? Ja wczoraj 2h i byłam dumna z siebie, chociaż sobie tyłek poobijałam :P Swoją drogą, to myślą przewodnią tego rowerowania było "Czy musi TAK WIAĆ!!??" :P
Insol
9 września 2010, 08:22to ci na ambicje wjechały :P no za nic przecież nie możesz spocząćna laurach :)))))))))
Semilla
9 września 2010, 07:48Osz Ty w życiu! 2089??? Uwaga terminator, tfu jaki terminator! King-Kong wraca! Jolu dumnam z Ciebie!
zoykaa
9 września 2010, 07:47:)widzisz jaka jestes zdolna:)jeszcze dietke opatentujesz i staniesz sie slawna,i boooooogata:)a kijaswy zamowilam,czekam az dojda (nie same, a poczta:))i bede smigac (chyba...).teraz choroba zmusza mnie do nieruchawosci, wiec korzystam z przymusowego lenistwa.pozdrawiam
luckaaa
9 września 2010, 06:32Hi, hi hi . I co ja mam na to wszystko powiedziec ? Tez dooope w troki wzielam i 3 ostatnie dni bardzo solidnie przetrenowalam :-) , bo kijem sama siebie po plecach walic nie bede !
baja1953
9 września 2010, 06:08Dieta super, miło mi, ze to mój kapuściany doping Ciebie zdopingował:) Ta niedobra Lucka i mnie wczoraj wywaliła na kije... taka byłam biedna, osłabiona przy tej diecie, zmęczona wielogodzinnym łażeniem po lesie, a tu czytam, że niby ja jestem dzielna... Niech to szlag, biorę więc kije i idę....;) Towarzystwo Dopingu Wzajemnego;) Cmok;)
bebeluszek
9 września 2010, 02:35pochlaniasz te kilokale az milo! jestem dumna!