Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Te czarne, co one takiego w sobie mają ? Że nie
można przestać, że to jak nałóg ....


Że człowiek staje jak przywiązany i się delektuje... wciąż i wciąż. Te białe i te czerwone i te z rumieńcami, owszem dobre i smakowite, ale ta stara rasa jest najlepsza!

 

Piszę oczywiście o czereśniach!!!!

Najpierw pojawiają się czerwone, ciemno-czerwone, o ton jaśniejsze od wczesnych wiśni. Twarde, jędrne i soczyste. Dwa tygodnie później na straganach puszą się kremowe, takie z rumieńcem. Te są słodkie i twarde.

Ale to wszystko są współczesne gatunki, nadające się do dalekich transportów i mające kilkudobową wytrzymałość.

Czasem jeszcze można spotkać stare odmiany czereśni.

Nieodpowiednie dla współczesnego rynku spożywczego. Nie można ich przewozić - bo się obijają. Nie można ich przechowywać powyżej 12 godzin - następnego dnia zaczynają zamieniać się w rodzynki. Łatwo obijające się i nietrwałe. Ale jednocześnie słodkie, najsłodsze z wszystkich odmian, z gęstym czarnym sokiem, który barwi dłonie tak samo, jak sok wiśniowy. Z miąższem aksamitnym i niewielka pestką.

Wczoraj Pan i Władca przywiózł takie.

Młoda kapustka i młode kartofelki zapomniane stygły. Staliśmy razem nad wielkim sitem i jedliśmy. I jedliśmy. I jedliśmy. Chwila przerwy i znowu atawistyczna potrzeba smacznej słodyczy wołaja do kuchni, do czereśni. Brzuchy już wielkie i wzdęte, i żołądki podchodzą pod gardła . . a jeść nie można przestać.

 

Przemilczę widok dzisiejszy na wadze.

Warto było.

A poza tym . . hmmm, przeleci.

Może i dobrze, że czegoś tak przepysznego nie mogę kupić na pobliskim straganie. Ani na bazarku.

 

 

 

 

 

Wciąż czczę uprzednio jutrzejszą środę.

Dziś drugi dzień czczenia.

Popołudniem na rower, dzisiaj przejechałam 74,59. Czyli w ciągu dwóch popołudni razem przepedałowałam 151,72 km.

 

więc mogę !

więc potrafię ! 

teraz to tylko kwestia organizacji, żeby wyjechać na tyle rano, żeby czasu starczyło na jednorazowe przejechanie 150 km

i żeby to nie był łikend, bo wtedy chmary łikendowych rowerzystów

.... pomyślę ...

... bo kusi mnie bicie własnych osobistych rekordów !....

 

 

 

 

 

Tak, tak

Wiem. no, wieeem....

Wiem, że przez chwilę byłam sławna na forum vitaliowym

Ale to nie mój problem, tylko tej grupy dziewczyn, co wciąż nie mogą się ode mnie uwolnić. Pod wpływem jednego z moich textów założyły nawet grupę. Taką przeciwną mnie, że niby w grupie wreszcie mnie pokonają. Słodkie kretynki. Kiedyś próbowałam z nimi dyskutować, ale to jak mieszanie łyżką morza. Można, ale po co? Zaczepiały mnie w komentarzach i na forum. Ale albo olewam, albo grzecznie radzę, by sobie gdzieś indziej szły brandzlować resztki mózgu i przyzwoitości.

To okropne, tak olewać ich wysiłki. Więc tym razem wstawiły moje zdjęcie z pamiętnika vitaliowego na stronę ośmieszającą. I za pomocą świeżo utworzonego konta vitaliowego rozpropagowały ten fakt na vitaliowym forum.

Ale?

Ale to ich problem. Nie mój.

Problem umysłowości i moralności dziewczątek, które moje zdjęcie z Vitalii zatargały na tamtą stronę - ten problem nie jest mój. Jest ich, bidulek.

Biedne... tak się starają mi dokuczyć, a tu wciąż jak kulą w płot...

(pomijając już fakt istnienia wrednych programików do śledzenia pakietów przesyłanych danych z danego IP, z danego konta pocztowego, eh, dzieci....)

Bielizna ze zdjęcia była kiedyś moją, i nie tylko, ulubioną. Z inkryminowanego zdjęcia jestem bardzo zadowolona i lubię je. Pamiętam, gdzie i kiedy je robiłam. Na dachu umywalni na Naxos, na Cykladach. A pod drzwiami stała następna część załogi, w kolejce do korzystania z przybytku czystości.

Więc, sorry, ale to nie mój problem.

Ale dzięki za wszystkie okrzyki alarmu na pocztę, na skypa i na telefon.

 

 

 

 

 

 

 

To zdjęcia z dzisiejszej wycieczki rowerowej

Te trzy pierwsze to z Parku Tańczących Fontann na Podzamczu. Prawie magiczne miejsce, zwłaszcza, że pamiętam zapyziałą sadzawkę, która tu ze 30 lat straszyła. Musze wyciągnąć Pana i Władcę na spektakl typu "światło i dźwięk" w noc sobotnią, bo wtedy tu się dzieje.

 

 

 

 

A to jest ogon samolotu.

Tylko ogon. Brzucha samolotowego nie zdążyłam podrapać, bo nas wszystkich, samolotowych podglądaczy, ochrona lotniska wespół z cieciami z budowy autostrady, .... pogoniła nas ta ochrona.

 

 

A POZA TYM - JUŻ JEST ŚRODA

taka śliczna, taka odświętna .  . dla mnie

krewetki, sałata, pomidory i czosnek granulowany czekają

i ajerkoniak w miseczkach się mrozi, w oczekiwaniu na spirale lodów tiramisu

  • otulona

    otulona

    15 czerwca 2011, 00:51

    po forum i nigdzie prawie, tylko na marsze cardio:-) Nic nie wiem i olewam. Ja Cię podziwiam. Nie wolno tylko przesadzić w żadną stronę. Pracoholizm jest równie niebezpieczny co lenistwo :-)) Więc czuwaj!

  • wiktorianka

    wiktorianka

    15 czerwca 2011, 00:43

    nie moge uwierzyc w to co tu jest napisane...ze jak??..ze Twoje zdjecie???....jakie smutne to nasze spoleczenstwo....jakie dulskie i uwstecznione....wstydze sie za takich ludzi....i wiem, ze to tylko nieliczne takie kwiatki tutaj, a pomimo tego mam ochote uciekac z vitalii...zeby mnie z nimi nie identyfikowano....zeby sie odizolowac....bo tylko w ten sposob potrafie sie chronic....pozdrawiam Cie cieplutko

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.