Jak rany jestem wykończona. Maluchy budzą mnie ok 5.30-6.00 i zaczyna się tango :)
Karmienie, sprzatanie, czyszczenie, mizianie i jak kończę to nie mam czasu dla siebie. No może nie tyle co zwykle. Jednak to nie jest takie straszne, obserwacja tych dwuch jest lepsza niż telewizor,są rozkoszne i przezabawne aaaaaa i mają już imiona Czesio i Elwis.
Wczoraj byłam na festynie ,prowadziłam zabawy rekreacyjne dla dzieci. Nie ruszyłam żadnego żarcia chociaż w kolo same zakazane oferty. Kielbasa, karkowka z grilla, frytki ,kulki ziemniaczane, lody, ciacha i inne żarełku. Zaprogramowałam wyłącznik i dałam radę. W domu już mi tak dobrze nie poszło. Po powrocie zajęłam się kociakami,potem nie było juz mowy o przygotowaniu lekkiej kolacji. Zaległam na kanapie i wciągnęłam to co było w zasiegu ręki: ciastka, rurki waflowe i czekoladę (na szczęście chłopcy nie zostawili tego więcej).Wagę omijam dzisiaj szerokim łukiem
ewakatarzyna
27 czerwca 2011, 07:45Ja też moje koty mogę godzinami obserwować.