Cały ubiegły tydzień był do de...Co prawda śmignął szybciej niż można by się spodziewać ale pełen był napięć, agresji, złych emocji. Szczególnie w domu : ciągłe zadymy a to z córą, a to z PiW. Jak w domu się uspokoiło to pierdykło w pracy...właśnie siedzimy w ciszy we dwie, mamy focha. Poszło jak zwykle o głupotę. Stały rytuał w moim biurze: wchodze a tu konsylium złożone z 3 osób i rozprawiają o chorobach, śmierci...nosz k..wa nie ma innych tematów z rana? szczególnie w poniedziałek? Zapytałam dziś (po rozejściu się zainteresowanych) czy naprawdę nie mają innych tematów z rana. I doigrałam się, zostałam zgaszona przez moją świętą, prawą, najmądrzejszą koleżankę z pokoju...No to zapadła cisza. I tak siedzimy od 7:00 i milczymy, ja tak mogę długo. A że jestem cholera (wiem to) to nie zamierzam odzywać się pierwsza. Te biurowe gierki doprowadzają mnie do szalu, te mądre głowy, a ta to tak robi, a jak ktoś robi inaczej to jest głupi, te dobre rady, te napominania, te motta wygłaszane z miną "wiem lepiej"!! Jessuuuuu mam dosć. Mam nadzieję,że ten tydzień szybko sie skończy. Oby, bo inaczej odwiozą mnie do wariatkowa.
I nie czekam na święta. Najchętniej przespałabym ten moment, ale cóż trzeba przybrać maske i postarać się dla dziecka o jako taką atmosferę świateczną. Nienawidzę sprzątać, nie wiem jak się zmuszę do głebszych porządków przedświątecznych. Nie lubię gotować, jak pomyślę o tych wszystkich potrawach - flaki mi się przewracają. Zresztą idę do teściowej, nie zamierzam się napinać, ona i tak wszystko lepiej zrobi, ja przynoszę ciasto, którego i tak nikt prócz mnie i PiW nie je...a nie piekę byle czego, naprawdę. No ale co ja umiem, przecież nie jestem tą ulibioną żoną tego ulubionego syna. Sama nie wiem po co to piszę, to w końcu pamniętnik odchudzania anie wyżalnia. Ale musze to wylać z siebie, inaczej - wariatkowo!
Jadłospis :
I - płatki z pełnego ziarna z 1/3 szklanki chudego mleka i 2 łyzkami jogurtu malinowego, kawa z mlekiem
II - jabłko, jogurt naturalny
lunch - bułka pełnoziarnista z twarozkiem ziołowym
obiad - zupa gulaszowa - bulionówka, jabłko
przekąska - kawa z mlekiem
kolacja - jajko, parówka z szynki, surówka z warzyw
Ruch :
w sobotę był basen - 13 małych basenów (6.5 basenu olimpijskiego), wczoraj pobiegalismy troszkę, nową trasą, niestety krótszą niż stara trasa ale za to nie po chodnikach
Dziś - stepper - przynajmniej plan jest taki.
Rozkminiam zapis do klubu strefaformy w gorzówku. Chodzi ktoś z Was tam, do Watrala? Plusy dodatnie to : blisko, dużo różnych zajęc, siłownia, nielimitowane wejścia, nielimitowany czas, basen...
Plusy ujemne : karnet na rok, na 3 miechy, na pół roku - na rok najtańszy (119 zł) - czy jestem gotowa na roczny karnet? Nie; nie lubię klubów fitnes i całej tej otoczki
Z drugiej strony wiem, że sama nie dam rady osiągnąć celu. Wiem też, że jestem w stanie zapłacić za rok pochodzić 3 miesiace i olać sprawę, gdy nie zobaczę efektów, które sobie wymyśliłam (pomijając fakt ich realności lub abstrakcyjności). I sama nie wiem co robić, daję sobie czas do stycznia, wiem, że w domu z ćwiczeniami różnie bywa, przeważnie nie mam czasu, klub to klub : trener, sprzęt...tylko te dziunie i napakowane koksy - to jest masakra, już nawet nie te koksy tylko te dziunie. O matko
AMORKA.dorota
7 grudnia 2011, 21:19SWOJEGO CZASU CHODZILAM NA SLOWIANKĘ PRZEZ ROK A DOKŁADNIE NA SPINNING.BYŁO EKSTRA,BO TO LUBIE BARDZO.A DO TEGO ZRZUCIAŁAM PONAD 8 KILO.ALE JEŚLI NIE LUBISZ TŁUMU TO DAJ SPOKÓJ,BO TAK JAK PISAŁAM POCHODZISZ I RZUCISZ,A PŁACIC TRZEBA.BIEGAJ DALEJ,RZUC CZEKOLADĘ I BEDZIE EKSTRAKLASA.POZDRAWIAM.
Morinho
5 grudnia 2011, 11:32Taka wyzalnia to czasami duzo pomaga. U mnie w biurze ocprawda nie o trupach, ale o fussbalu... tez pomalu juz mam dosyc..... zeby przynajmniej o kobietach gadali hihihiihih..... pozdr.
barbra1976
5 grudnia 2011, 11:19no dziunie fakt,potrafia frajde zepsuc.ja do takich hurtowni potu jescze nigdy nie weszlam,nie cierpie zespolowego stekania,wiec niestety musze sama:)a na swieta czekam bo lubie pichcic:)i choinke.i caly ten kicz kocham.buzka