Nie wiem od czego zacząć. Ostatnio tyle wokół mnie się działo. Najpierw rozstałam się z moją wielką miłością, Później jak grom z jasnego nieba pojawił się ktoś nowy. Ale wiem jedno to dziś zawalił się mój cały dotychczasowy plan. Dieta poszła w niepamięć. Czekałam jak wariatka na relację, na wiadomość od jednej osoby. I żałuję, że w końcu ją dostałam. A w sumie nie żałuję przynajmniej mogę grać w otwarte karty. Budować nowy domek z kart. Ale czy warto? Czy warto budować? Po to aby "ktoś" w ciągu sekundy zniszczył to co budowałam od kilku dni, tygodni, miesięcy. Proszę nie mówcie, że dobrze się stało, że między nami nic poważnego się wydarzyło, że ON był draniem, bo tak naprawdę nawet ja sama dokładnie GO nie znałam i to był mój błąd, bo gdybym znała JEGO plany nie robiłam bym sobie nadziei. Ale jak debilka to debilka. Wierzyłam w każde JEGO słowo, w które napisał, powiedział.Teraz widzę jaka jestem naiwna, że dałam się w to wciągnąć. Nauka pływania, wycieczki, spacery. Tak ładnie wyglądało to jak to opowiadał. Każdy dzień szczegółowo opisany, co będziemy robić. Czułam, że to nierealne, ale ON dawał mi złudne nadzieję, że jednak coś NAS łączy, że nic nie dzieje się przypadkiem. Czekałam jak idiotka na jakąś wiadomość od Niego. Byłam ślepa, nie widziałam tego co inni, albo co gorsza nie chciałam widzieć. Aż spotkałam Go przypadkiem. Poszłam biegać do parku. Wiecie dresy, trampki, słuchawki i kaptur. Mogę się założyć, że nie poznał swojej przyjaciółeczki od wyżalania, jakie to ma nieszczęście w miłości. Totalna bzdura. Żałuję, że nie ujawniłam się wtedy. Nie stanęłam mu prosto przed oczami. Ale idąc za Nim słyszałam rozmowę telefoniczną. I te słowa najbardziej bolały. Przyspieszyłam bo łzy leciały mi strumieniami. Usiadłam na ławce i wszystko sobie przemyślałam. Jedno jest pewne jeśli zrani tą dziewczynę okaże się dupkiem. Ja sobie poradzę. Jestem silna. Nie czuję chęci zemsty, bo to ja jestem sama sobie winna. Nie dałam mu na początku jasnej klarownej odpowiedzi co od NIEGO oczekuje. Mam tylko jedno małą iskierkę nadziei, że do 25 sierpnia znów będzie sam jak palec. Chociaż życzę mu jak najlepiej. I o 13 przyjdzie na rynek i wtedy zrozumie co stracił.
Mam 20 lat i teraz muszę wykorzystać każdy dzień, każdą minutę mojego życia. I wierzę, że ten dupek nie pokaże się na łącznej i nie będzie śmigał swoim autkiem. Bo nie ręczę za siebie. Mam ochotę mu przywalić. Nienawidzę Go, ale kocham... i to chyba najlepsze słowa opisujące mój stan.
Plany na jutro spacer, basen, bieganie, siatkówka. Byle nie spotkać faceta, który mieszka kilka ulic dalej.
niunia555
14 lipca 2012, 20:14ach Ci faceci... z nimi źle, a bez nich jeszcze gorzej... Głowa do góry Kochana, jeszcze wszystko się ułoży... Jesteś silna, masz 20 lat jeszcze znajdziesz sobie kogoś kto zasługuję na Twoje uczucia!!! Pozdrawiam i miłego wieczoru:)))