Jeszcze do „po śniadania” się trzymałam, ale potem co jakiś czas kuchnia mnie wołała... a tam pierniczki w jakiejś nieczekoladowej, ale brązowej polewie, a to sałata, a to wielkie jabłko, a to gulasz wieprzowy... Do 17 zrobiło się tego +1042 kcale. CHOLERA!
Pobiegłam na siłownię. Na bieżni ponad godzinę, to – 1012 kcale, nordic walking -100 oraz 3 programy na rowerze + 135 + 66 + 31. Razem spaliłam - 1344 kcale. Uff, trochę mi się sumienie uspokoiło. Po tym dzisiejszym treningu miałam wszystko mokre, łącznie ze skarpetkami i bielizną. Potem odpoczynek w saunie, przysnęłam, odpoczęłam....
Po powrocie do domu zjadłam duuuuużo, aż jestem pełna. Ale kalorii to prawie wcale nie miało, młoda kapusta z koperkiem i ciemny suchy chleb dla konia. Nażarta jestem prawie do wypęku, a zassałam tylko +292.
Ponieważ w domu nie mam (specjalnie!!) ani kropli alkoholu, to wypije kilka herbatek i zasnę chyba przed tivi
BILANS (+1042 – 1344 +292 ) -10 kcali
MINUS, minus, minus, hiphiphura, i w górę ręce, i ....!
Lubię takie dni, gdy więcej wydatkuję niż zjadam, tralala
haanyz
3 czerwca 2009, 09:23bez alkoholu? czyzby jakis program naprawczy? Trzymam kciuki! I nei cwicz tak duzo, bo zazdrosna jestem i zaraz znikniesz!;-))