Wczorajsze świętowanie oczywiście przybrało niepożądany
obrót. Niespodzianka się udała – Mąż się ucieszył, ze kupiłam szampana. Sam
kupił dla mnie kwiaty. Ale o te kwiaty to go ostatnio trochę męczyłam, że mi
nie kupuje. Zrobię dla Was zdjęcie i wstawię. Ale do rzeczy. Moje menu po
kolacji legło w gruzach. Tzn. zrobiłam sobie trochę sałatki z sałaty, ogórka i
papryki z jogurtem naturalnym i zawinęłam ją w 4 plasterki wędliny drobiowej.
Potem zjadłam jeszcze mały kawałek sera pleśniowego, bo kupiliśmy taki z chilli
i chciałam go bardzo spróbować. Potem szybka kąpiel, bo przed kolacją zrobiłam
masaż bańską chińską i truchtałam 55 min na stepperze podczas gdy w piekarniku
siedział mój chlebek. Odpuściłam siłowe ze względu na @.
Następnie zasiedliśmy w dużym pokoju gotowi do świętowania.
Mąż otworzył szampana – ale był pyszny!! I jak to przy alkoholu włączyła się
moja nieodparta pokusa jakiejś przegryzki i tu połowiczny sukces, bo nie
kupiłam chipsów ani paluszków w komplecie do tego szampana. Jedliśmy orzechy –
mieliśmy otwartą mieszankę studencką oraz fistaszki. No i nie powiem trochę ich
zjadłam…. A do tego wypiliśmy w dwójkę całego szampana. Plus taki, ze nie
miałam problemów ze spaniem. Powiem Wam, że nie mam jakichś super wyrzutów
sumienia. W sumie to nie żałuję, bo miło było tak sobie usiąść napić się szampana
i przegryzać orzeszki nie myśląc w kółko o tym ile mają kalorii.
Dzisiaj już jest przykładnie. Jedna z Pań z pracy ma dzisiaj
60 urodziny i przyniosła ciacho – nie jadłam! Dzisiaj może podgonię trochę z
siłowymi, ale mamy też w planie porządki. Jakoś tak się nauczyliśmy sprzątać w
piątki i tym sposobem mamy wolne soboty. Planuję jutro nalot na ciuchland, bo mój
Mąż musi zajrzeć do naszego autka, bo za tydzień przegląd.
Dzisiejszy jadłospis:
7.00 2 kromki żytniego chleba z jajkiem na twardo z solą, pieprzem i chilli, kawa zbożowa
10.00 gruszka, mandarynka
13.00 pęczak z warzywami
16.30 zupa ogórkowa, kawa z mlekiem 1,5%
19.30 serek wiejski z warzywami
Mam problem z jutrzejszym jadłospisem. Zresztą zobaczymy o
której wstanę. Problem wynika stąd, że idziemy na ten spektakl, który zaczyna
się o 18, więc jak wrócimy to pewnie będzie koło 21. Ale tak sobie myślę, ze
pewnie przekąszę coś przed, a po np. wypije kefir. Będzie białkowo i nie
powinno pójść w biodra.
Na koniec coś śmiesznego. Mamy nową pracownicę. Dziewczyna
ma może 23 lata. Dzwonił jej telefon – rozmowa wewnętrzna. A ona nie odbiera
tylko się patrzy… ja pytam czy to jej –ona kiwa głową. To ja na to, żeby odebrała,
a ona: „Nie umiem”……… Na co ja: „Trzeba podnieść słuchawkę”. Wiem jestem
okropna, ale bez przesady…. Zaczynam coraz bardziej odczuwać, że się marnuję w tej firmie...
grgr83
1 lutego 2013, 21:38Takie orzeszki to samo zdrowie :) A kol. w pracy może miała mega stresa - daj jej szansę.... choć możesz mieć przy tym wesoło hihi
Jess82
1 lutego 2013, 17:54W rocznicę orzeszki nigdy nie idą w biodra:) Codziennie sobie nie pozwalasz na takie "szaleństwo" więc należało Ci się. I zjedz coś koniecznie przed spektaklem bo inaczej zamiast cieszyć się sztuką będziesz myślała co zjeść i zagłuszała innym burczeniem w brzuchu. A potem wiadomo - rzucisz się na cokolwiek z głodu.
Okruszek83
1 lutego 2013, 16:44Może ona myślała, że coś trzeba wciskać, żeby odebrać :) Dobry plan z tym kefirem. Pozdrawiam :)
Rarka
1 lutego 2013, 13:27Hehehehe :) dobre z tym telefonem uśmiałam się :)