Na wstępie muszę się przyznać, że wróciłam do codziennego ważenia się. Nie potrafię się nie ważyć codziennie... Przykro mi. Jak nie wiem ile ważę, to czuję się niepewna i niespokojna. I nie wiem na co mogę sobie pozwolić. Wiem, że waga może się bardzo wahać, ale trudno. Jakoś to przeżyję. Czy coś :D
Nie biegałam dzisiaj. Tak się zraziłam jak biegałam w piątek przy wietrze, że stwierdziłam, że drugi raz czegoś takiego nie przeżyję. Jak ustanie wiatr i/lub temperatura pójdzie w górę, to będę biegać. Szykuje się też rzecz, która mnie do tego będzie motywowała: Aśka na urodziny kupi mi buty do biegania! :D Myślę, że mnie to naprawdę zmotywuje, a poza tym bardzo mi się przydadzą, bo te które mam są... HMMM. DZIURAWE :P
Chciałabym sobie kupić w najbliższym czasie też jakieś wdzianko. Nie znam się na tym, ale są jakieś takie specjalne ciuchy do sportu :P Trza się wyposażyć ;)
Dzisiaj waga była kiepska. BARDZO KIEPSKA. 54,9... Wczoraj było 54,7, więc też żadna rewelacja. Ale wczoraj spieprzyłam, bo zjadłam na wieczór trzy galaretki z cukrem. To wina mamy. Kupiła i mówi mi (zostały ostatnie 4) no zjedz, zjedz. No to kurwa zjadłam. I byłam na siebie potem TAK ZŁA... Że szlag mnie trafiał. No ale co się stało, to się nie odstanie.
Za to dzisiaj jest bardzo dobry dzień. Oto mój jadłospis:
śniadanie: około trzy łyżki sałatki* zawiniętej z liść sałaty, dwa wafle ryżowe
II śniadanie: połowaserka wiejskiego z rzeżuchą, KROMKA CHLEBA PEŁNOZIARNISTEGO!!!!!
przekąska: orzeszki ziemne
podwieczorek: reszta sałatki ze śniadania z dodatkiem serka wiejskiego
[kolacja]: owsianka z łyżeczką dżemu morelowego
Generalnie teraz moja dieta w wielkim skrócie polega na tym, żeby nie jeść makaronu, ziemniaków i ryżu, słodyczy, nie pić kawy i alkoholi (oprócz czerwonego wina).
Muszę jednak przyznać, że jestem trochę zawiedziona tą pierwszą fazą. Skończyłam ją już, a nie tylko nie udało mi się dobić do 53, ale (tak jak zresztą przewidywałam) waga podskoczyła mi do 55. Tzn. oczywiście, że jestem zadowolona, no ale spodziewałam się jednak lepszego wyniku. W ostatecznym rozrachunku właściwie schudłam kilogram tylko, a widocznie ten drugi spowodowało to, że bardzo mało jadłam.
Pociesza mnie to, że chudnę powoli, bo mam już tak naprawdę idealną wagę. Tak naprawdę, to teraz - jak mówi Aśka - odchudzam się dla sportu. :P No i ma rację. Tylko i tak jest to deprymujące, że męczyłam się 2 tygodnie, a schudłam tylko kilogram. Może przynajmniej mi się ustabilizuje 55.
A może jeśli dzisiaj się nie złamię i będę do końca dnia tak dobrze jadła jak dotychczas, jednak zejdę jutro do 54 z powrotem.
Powiem Wam, że to naprawdę cudowne uczucie zjeść chleb pierwszy raz od 2-óch tygodni... :)
Tak więc: ćwiczeń dzisiaj brak, no, chyba, że wieczorem mi się zachce, jadłospis ok i czekamy "co powie waga" xD
Na dzisiaj tyle :)
Papa chudziaczki :*
* składniki: kawałek żółtej papryki, połowa pomidora, jajko na twardo, serek feta, rzeżucha
no.more1993
25 marca 2013, 18:50ej, codzienne ważenie kusi, ale nie jest za dobre! Adonis jest idealny, ma wyśmienity sześciopak na brzuszku :d
Julia551
25 marca 2013, 17:59Ale ta mama cie kusiła-o cholera!;D