A właściwie 3 perfekcyjne dni, piątek, sobota, niedziela. Dziś też jest dobrze. A było prawie perfekcyjnie i pięknie jak w piosence z tego ogrodu, o tym ogrodzie
Piątek.
Prawie koniec remontu. Łazienka gotowa, ubikacja gotowa, pół przedpokoju gotowe. Mycie, wieszanie, porządkowanie, przenoszenie rzeczy i rzeczy do umieszczania rzeczy, lampy odzyskują klosze, spod taśm i płacht foliowych wyłaniają się ręcznie przeze mnie tworzone, szlifowane i lakierowanego do gładkości aksamitu elementy drewniane. Podłoga w przedpokoju wyszła perfekcyjna i super, niby zwykłe karo, ale pod kątem 73 stopnie.
O 15 zostawiam wszystko w rękach Pana i Władcy, wchodzę do wanny. Wymoczyć się, zeskrobać z siebie warstwę farby i lakierów, warstwę zmęczenia, warstwę pyłu. Rower też do odkurzenia, z pyłu po cięciu kafelków.
Masa Krytyczna na nielegalu. HA!!! Ktoś się spóźnił ze złożeniem jednego z 7 papierków, co miasto skrzętnie wykorzystało i 5 minut przed rozpoczęciem przysłało do zabezpieczającej policji zawiadomienie, że Masa nie ma zgody na "zajęcie pasa jezdni na zasadzie kolumny uprzywilejowanej". No i dupa!
W związku z tym ogłosiliśmy "godzinę dla roweru", czyli dowolne jeżdżenie półtora tysiąca masowych rowerów tylko i wyłącznie po Śródmieściu i w grupach niezorganizowanych. Skoro miasto nie daje zezwolenia na przejazd zorganizowany, to nie. Ale przecież rowery i tak będą jeździły. Nie znikną z powodu braku zezwolenia. Nie wyparują w niebyt! Zamiast uporządkowanego i pod kontrolą przejazdu - Śródmieście opanowały niezależne, niesforne i zajadłe rowery, skutecznie wypychając z jezdni samochody.
No i się działo. Policja dostawała kota. W którymś momencie rondo pod Rotundą było zajęte we wszystkie strony i na wszystkich pasach tylko i wyłącznie przez autobusy i rowery.
Adrenalina w żyłach i bananowy uśmiech na paszczy.
Tu, pod linką , są fotki z "godziny dla roweru", od indexu 6 do końca. Warto zobaczyć jak wygląda miasto opanowane przez rowery.
Acha, czekolady sobie kupiłam. Wedlowskie, nadziewane. Dwie. O smaku bajecznego. I jogurtowo-wiśniową. Pożarłam nocą z piątku na sobotę, każdej połowę bez żadnych wyrzutów sumienia. W ramach obchodów urodzin. Należy mi się.
Sobota
Pan i Władca od świtu robi w kuchni poprawki malowania. Od świtu też jest Stasiek, bo synalek go podrzucił, sam musiał pojechać z ludźmi do jednego z zakładów.
Wspólne sprzątanie po-remontowe, wspólne szykowanie przyjęcia urodzinowego dla mnie. 8 godzin pracy bez przerwy. Staśkiem się nie zajmujemy, nie mamy czasu. Chyba że się poskarży, że jest głodny. Kanapki na szybko tylko. Trudno, dzieciak raz na kilka lat może być dzieckiem zaniedbanym, hłe, hłe. Ma dowolny dostęp do laptopa i do gier z sieci, ma starego GameBoya z nowymi bateriami, ma pilota od telewizora, ma vhsy i dvd z filmami, ostatecznie na moim kompie może odpalić w ramach nagrody mojego Tomb Raidera.
Oczywiście, że zgrzyty we wspólnej pracy też były. Niedoczas pogania i powoduje napięcie. Gdy mięso chciało wyskoczyć na podłogę. Gdy jemu się stłukła szklana pokrywa naczynia do zapiekania. Gdy ja stłukłam jedną z dwóch moich osobistych ulubionych szklanic do drinków.
W międzyczasie życzenia odbieram i czuję głaskanie po zwojach mózgowych, z przyjemności. Małpie poczty, PeWu, kwiatowa poczta, FiBi rozpalone do czerwoności, SMSy zablokowały skrzynkę.
Z porządkami poremontowymi i przygotowaniem domu na imprezę zdążyliśmy. Uch, prawie w ostatniej chwili. Stasiek poprawiał mi suwak w spódnicy mini, gdy zajeżdżały taxówki.
Moja podłoga w holu wywołała zachwyt i okrzyki zazdrości. Przywrócone do blasku drewniane elementy na oślepiająco białych ścianach cieszą oczy. Błyszczące wielkie tafle luster wszędzie. Zachwyt innych utwierdził mnie w przekonaniu, że warto najpierw dobrze i oryginalnie wymysleć a potem uparcie pilnować jakości wykonania, w ostateczności samemu zakasać rękawy i zrobić tak, jak się wymarzyło. ( w związku z tym fachman od kafelków ma jeszcze do ponownego osadzenia dwie listwy maskujące przejście z jednej powierzchni do drugiej)
Impreza ze wszech miar udana. Żarcie oryginalne i na szczęście nie za dużo, szwagier dokładki nie mógł dostać. Desery za to tradycyjne bardzo, bo najzwyklejsze ciastka tortowe ze znanej cukierni. Ale za to jakości chyba najlepszej w mieście, bo ostatnią bajaderkę musieliśmy dzielić na 4 części, tylu było na nią chętnych. A deski serów zostały zmiecione do czysta.
Jak babci przystało - w prezencie dostałam i kapcioszki i kwitnącą pelargonię w doniczce. Fotela bujanego nie.
Pamiętam, jak w zeszłym roku źle się czułam w urodziny, jak mi dusza i serce nie chciały zaakceptować wieku. Nie przyjmowałam do wiadomości, że mam już 50 lat.
Za to w tym roku w urodziny po prostu kwitłam. Białe letnie pantofelki na niziutkiej szpilce. Wściekle fioletowe rajstopy. Czarna tulipanowa miniówa, wąska w pasie okropnie. Biała bluzka w malutkie czarne owale, tak uszyta, że piersi niesamowicie eksponuje, każdą z osobna. Ozdoby ciężkie, czarnofioletowa secesyjna gruba bransoleta, na szyi na czarnym rzemieniu grecki białofioletowy wyszlifowany kamień. Fiołkowy makijaż, białe roztrzepane włosy. Moje lustra nie kłamią. Co z tego, że mam 51 lat? Przecież niektóre z moich o dychę młodszych koleżanek wyglądają starzej, a wiele znacznie mniej zgrabnie. Stasiek mówi, że ze wszystkich babć kolegów i kolezanek w jego klasie - to jego babcia Ocia jest najwyższa, a jego babcia Jola najładniejsza. I że żadna inna babcia nie uczyła chłopaków jeździć na rowerze.
Żyć, nie umierać!!! HA!
Niedziela
Pierwsze pół dnia w łóżku, antrakt w wannie, drugie pól dnia na zakupach. Prezentowych - albowiem zostałam obsypana prezentami. Takimi, o jakie prosiłam. Takimi, na które czekałam. Takimi, o jakich nawet nie marzyłam.
Wieczorem niezły film, lekka wspólna kolacja.
Naprawdę - Perfect Day
vitaliowo
Wagowo - prawie perfect.
Ciuc-ciut urosło. Ale biorąc pod uwagę 2 czekolady wedlowskie, sobotnią imprezę i niedzielne lenistwo, to nie ma znaczenia.
Dzisiaj rower
I mam nadzieję, że od dzisiaj już regularnie będzie.
Do odnowienia został mi jeszcze salon. Ale to muszę dłużej pomyśleć. A na razie nie mam żadnego pomysłu. I kafelki na balkonie-tarasie, szorstki fakturowy gres, na pewno, ale kolor?
monimoni27
30 kwietnia 2013, 09:28Ufff, wczoraj wpadłam tylko na chwilkę zrobić wpis, dziś poczytałam zaległości. Ja tez spóźniłam się z życzeniami dla Ciebie - przyjmij najszczersze z serducha płynące. Dziękuję za życzenia.
alkapisz
30 kwietnia 2013, 05:41miksuję,daję małe porcje,pytam na co ma ochotę i widzę tylko wzruszenie ramion, a po kilku łyżkach chusteczka idzie do ust i wszystko ląduje w papierze.Kupiłam zupki Gerbera może tym ją zachęcę i zacznie jeść...czuje się bezsilna.
renianh
30 kwietnia 2013, 00:38Beskidzki Raj wygogluj sobie ,wszystko to jest własnością mojej koleżanki ,fajnie mają ale coś za coś uwiązani jak nigdy od paru lat o wyjazdowym urlopie mogą zapomnieć .kol jest cały tydzień w Krakowie wszystkie weekendy tam i tego nienawidzi .Mąz cały czas tam i wciąz inwestuje ,to spa to nowość .
renianh
29 kwietnia 2013, 23:02Wszystkiego najlepszego na kolejne lata i obyś byla tak zgrabna i radosna i najpiękniejsza Babcią na zawsze.Z tą 50 mialam identycznie przeżywałam okrutnie ,nawet się nie przyznałam wyjechaliśmy do Chorwacji.Późniejsze urodziny juz normalka ,no i zal że mogłoby chociaż stanąc ,nie jestem tak zachłanna by cofać czas.
kasperito
29 kwietnia 2013, 19:21wszystkiego co najlepsze Jolu!!!! Sto lat sto lat!!!
alinan1
29 kwietnia 2013, 19:12sto lat, sto lat! Muzyka CUDNA! Remont z chęcią obejrzałabym...Znaczy może nie tyle sam remont, co jego efekty:):):). no i Cię urodzinową... Trochę użyłam wyobraźni...nieźle, nieźle...Ale jakby tak jakąś fotkę....:)
Windsong
29 kwietnia 2013, 18:11Wstyd mi przegapiłam Twoje urodziny, składam więc lekko przeterminowane, ale najszczersze życzenia urodzinowe, niech słońce zawsze świeci nad Tobą radośnie i opromienia Ci każdy dzień :)
mrowaa
29 kwietnia 2013, 17:25To była głupota, wiem... ale jechało się tak fajowo, nawet nie wiem kiedy stuknęło 58 km.. a potem trzeba było jakoś wrócić:)))) Nogi nie bolą nic a nic - zimowe bieganko to jest jednak to! Ale pupa i kark.... masakra!!!!!
fiona.smutna
29 kwietnia 2013, 16:28tak Jolu - to Clexane 40 mg. Przeciwzakrzepowe.Igła cieniutka, ale co z tego jak psychika boli od tego robienia samej sobie...ale jeszcze tylko 4 sztuki... do czwartku. Remontu zazdroszczę:) przede mną jakieś plany sypilani i kapitalny korytarza... ale J. czasu na razie nie ma:(
baja1953
29 kwietnia 2013, 15:38Cześć i czołem, pięćdziesiątka z Ciebie eksportowa, taka na pokaz, mało która tak pięknie w ten wiek weszła i w nim trwa:)) Jolu, wszystkiego najlepszego urodzinowego Ci życzę, ciut się spóźniłam, ale i tak mocno i serdecznie wyściskuję;)) Fajny taki remont -prawie-na ukończeniu..Juz cieszy oko, juz wzbudza zachwyt, a jeszcze daje możliwości upiększania dalszego:)) Co do majonezu, to robię jak Ty, po prostu nie kupuję, wiadomo, że majonez dekoracyjny z Winiar sam się je, ale ponieważ poważnie się zabieram za przygotowanie przyjęcia przyszłej synowej do rodziny i do goszczenia jej w domku przez najbliższe kilka dni, no to musiałam ten majonez kupić...I dziś musiałam kupić nowy...... Strasznie jestem jej ciekawa... Syn długo czekał z wyborem( ma 34 lata!!), no i wreszcie wybrał, a dzidziuś przyjdzie na świat we wrześniu;))... Pozdrawiam, Jolu:)))
sr.lalita
29 kwietnia 2013, 15:30Tak, teraz są masywne, ale kolor ma zejść o 50% i wtedy będzie git :-)
monalisa191
29 kwietnia 2013, 15:20Zdrówka, szczęście i wszelkiej przyjemności !!!
monalisa191
29 kwietnia 2013, 15:19Rwa kulszowa - jeszcze z nią walczę, ale po rehabilitacji i zastrzykach jest lepiej. Powoli wracam na dobre tory. Dziękuję:)
Insol
29 kwietnia 2013, 14:47łykam i trochę pomaga ale i tak z gilonami chodzę
mania131949
29 kwietnia 2013, 14:45Piwonie wysokie, bo wybujały w tym zielsku. Zaniedbałam je w ubiegłym roku. A pola mam w sumie 1,22 ha :-))))
Agusia948
29 kwietnia 2013, 14:13powodzenia! ;) właśnie zgadzam się z koleżanką niżej ;>
Martynka155
29 kwietnia 2013, 14:09A ja bym bardzo chciał zobaczyć te "remontowe" wyczyny. Wrzuciłabyś fotki:)