Koniec z bezsensowną przerwą.
Moim jedynym usprawiedliwieniem jest dużo pracy, wyjazdy i przeziębienie.
Już teraz koniec wymówek. Kolejne podejście czas zacząć, nadal się nie poddaję!!!
Mój ostatni bilans:
Poniedziałek: 30 minut marszobiegu (początki według metody 1 minuta bieg i 4 minuty marsz), jeśli chodzi o jedzenie to wieczorem mocno popłynęłam z pizzą. Do dziś mam wyrzuty, ale nadal nie słodzę i jem pełnowartościowe śniadanka. Jakiś plusik:)
Środa: 30 minut marszobiegu (tak jak poprzednio) + zestaw ćwiczeń na brzuch (z książki Ewy- około 25 minut) , śniadanie: muesli z mlekiem, obiad potrawka z piersią kurczaka i warzywami w sosie kokosowym z curry, kolacja: skibka razowego chleba z twarożkiem, pomidorkiem i szczypiorkiem. Zgrzeszyłam niestety szarlotką z sosem waniliowym...ale z tym już koniec:)
Czwartek: Skalpel:) ponowne podejście, dałam radę, ciężko było z wyrzutami nóg do tyłu i z brzuszkami, ale i tak uważam, że nie jest źle po takiej długiej przerwie:)
Mam nadzieję, że tym razem może się uda:) Waga mocno nie poszła w górę, więc załamana nie jestem, wiem, że potrafię trzeba się tylko zmobilizować;)