Dzisiaj kolejny, ciężki dzień w pracy. Wróciłam do domu zła na cały świat, moje zachowanie było żenujące, krzyki, wrzaski o nic tak naprawdę ale tłumaczyłam sobie to jak zwykle - @. Pod koniec dnia jak zbierałam sie do spania czułam, że w środku jestem na maksa roztrzęsiona i zrobiło mi się mega smutno. Potem już było tylko gorzej, zalałam się łzami i nie potrafiłam znaleźć na ten stan odpowiedniej wymówki. Jedyne co mi przyszło do głowy to zmęczenie, bardziej psychiczne niż fizyczne ale mega wielkie zmęczenie życiem. Każdego dnia pracuję na najwyższych obrotach w stresie pod mega presją i gdzieś te emocje uwolnić się musiały. Z drugiej strony jestem pracoholiczką. Jak mam wolny dzień to nie potrafię go zorganizować, wolę iść do pracy, siedzę tam czasem 11, 12 godzin , nie mam czasu myśleć o głupotach i przede wszystkim nie mam czasu na podjadanie słodkości ( ostatnio mnie wzięło na czekoladę).
Ale koniec z podjadaniem, trzeba w końcu schudnąć, samo się nie zrobi.
do wypłaty 6 dni, planuję zakupy ale chiałabym być kg lżejsza do 10.
Zorganizowałam tydzień bez słodyczy u mnie w domu. oprócz małego loda to nie zjadłam innych słodkości i jestem z siebie zadowolona.
No to co, nie rozpisuję się, bo oczy mi się zamykają
Do jutra załogo ! :)