Dzisiaj lekki kryzys...spowodowany tym, że w lodówce trochę zaświeciło pustkami i popadłam w mało regularne jedzenie. Pogoniłam swojego faceta i właśnie pojechał na zakupy
Co prawda kryzys nie oznacza u mnie rzucenia się na jedzenie czy też podjadania. Tak więc nie jest tak źle ale jak tylko wróci, to od razu robię sobie pyszny koktajl i zabieram się za ćwiczenia na macie. Po wczorajszej wycieczce rowerowej, która trwała ponad godzinę, nie jestem w stanie znowu na niego usiąść (tyłek trochę boli ), tak więc dzisiaj ćwiczenia w domu.
Zauważyłam, że jedyną rzeczą, która u mnie kuleje, to fakt wejścia do sklepu spożywczego i początek błądzenia wzrokiem po półkach ze słodyczami. Dzisiaj się na tym złapałam idąc po wodę niegazowaną (której de facto zapomniałam z domu zabrać). Teraz już wiem, że za nic w świecie nie wolno mi wchodzić póki co do sklepów, bo nadal te regały kuszą...a do pracy muszę jeździć bardziej przygotowana i ubezpieczona
domcia1996
14 lipca 2014, 15:54Ale bym sobie teraz koktajl truskawkowy wypiła ! Mniam :) Ochoty mi narobiłaś :)
katinka75
14 lipca 2014, 15:51koktajle są pyyycha :)
VikiMorgan
14 lipca 2014, 15:48ja zawsze patrze na slodycze i nic z tego nie wynika, jak dobrze zbilansujesz dietę pod wysiłek fizyczny to jedząca osoba Twoje ulubione słodkości nie wywoła u Ciebie ślinotoku ani odrobiny chęci na zjedzenie tego. Czasem idę do cukierni po moje ulubione ciacho i powiem Ci że jak trzymam się planu żywieniowego to takie ciacho przestaje mi smakować ale jak rozjadę się ćwiczenia/dieta i zaczyna mi czegoś brakować w jadłospisie (na ogół kaloryczności) to od razu na samą myśl o słodyczach jest ślinotok.