Wczoraj to już nie miałam ani czasu ani siły pisać.
W związku z nadmiernie bolącymi pośladkami i nogami postanowiłam spróbować innego treningu Chodakowskiej. Wiadomo na zakwasy najlepsze są drugie zakwasy. "Skalpel 2" wydawał się lżejszy. Fakt, z krzesłem ćwiczy się dużo łatwiej, fajnie utrzymuje się równowagę, ćwiczenia wydają się być mniej męczące. No i owszem, zmęczyłam się teoretycznie mniej, ale spociłam dużo bardziej niż na Skalpelu. No efekt super, humor też mi dopisywał cały dzień bo nawet nie musiałam robić dodatkowych przerw.
Dopiero w nocy odczułam moc podwójnych zakwasów na tyłku. Jakbym się nie położyła to niewygodnie. Ech noc z głowy bo budziłam się co chwilę.
No, ale nie poddam się tak łatwo. Przecież własny tyłek nie może mnie ograniczać :) Dzisiaj walczę dalej ;-)
koliberrek
21 sierpnia 2014, 12:21Ja tak miałam cudownie po bootcamp'ie :) 3 dni nie umiałam zwlec sie z łóżka :P hehe, teraz już sobie na spokojnie biorę te zajęcia :) Ale zakwasy na tyłku uwielbiam, nie wiem czemu, ale jak czuję że mnie boli to wydaje mi się, że moja pupa nagle jest taaaka sexi kształtna :P
koliberrek
21 sierpnia 2014, 11:59Uwielbiam zakwasy na tyłku :):)
erzsebet
21 sierpnia 2014, 12:09Ja też chociaż te, które mam obecnie po Skalpelu są niczym w porównaniu do tych, które miałam jak się raz wybrałam do Fitnessklubu na Tabatę ;-)