Męczący poniedziałek za mną, w pracy jakiś taki kołowrotek miałam, ciągle coś tam załatwiałam a mam wrażenie, że swoich spraw nie ruszyłam...
Weekend za to minął bardzo przyjemnie w sobotę byliśmy u znajomych zobaczyć ich nowy dom - uwielbiam takie wizyty a wczoraj byliśmy z mężem w kinie na Hobbicie, teściowa przyszła do dzieci z nimi posiedzieć. Obiadek na mieście - tzn. w galerii w której jest kino i był tam "zdrowy fast food" - jeśli tak to można nazwać Zjedliśmy więc zestaw: zupa krem z marchewki (nie wiem czy to była szklanka) i trójkąt tarty szpinakowej i na spółkę sałatkę cezar. tarta była pyszna, zupa też dobra, choć jak dla mnie za mocno popieprzona i raczej nie powinna być nazwana kremem (było konsystencji dosłownie soku), więc zdrowe jedzenie rulez!
Wracając jeszcze skorzystaliśmy z okazji i kupiliśmy prezenty na dzień babci i dziadka i z głowy - jeszcze dzieciaki muszą zrobić laurki.
Koniec mojej chwili relaksu, oczy mi się normalnie zamykają, pędzę do dzieciaków - jeszcze trochę obowiązków przede mną.
Miłego wieczorku!!!