Witajcie, moje drogie! Czy mogę się tu Wam kolejny raz wyspowiadać? Opowiedzieć o tym, co u mnie, czemu mnie tyle tu nie było?
Nie czekając na odpowiedź uznam, że tak i w poniższych linijkach zacznę ;)
Ostatnio, gdy dodawałam wpis do pamiętnika napisałam, że nie jest dobrze. Mnóstwo zmartwień, stresu, problemów. Niestety odbiło się to na moim zdrowiu. Zaczęły się bezsenne noce, krwawienie z nosa, biegunki, ogólne osłabienie. Gdyby tego było mało - odizolowałam się od świata, ludzi, wszystkiego co mnie otaczało. Zdecydowanie sobie nie radziłam. Codziennie płakałam, a atmosfera w domu wcale się nie poprawiała, a jedynie wciąż psuła. W końcu po namowach samej siebie i lekkim zmuszeniu, wyszłam "do ludzi". Spotkałam się z przyjaciółką (jedyną prawdziwą, ponieważ jak się okazało wszyscy "przyjaciele" mnie zostawili), szczerze porozmawiałyśmy. Ania zadała mi na koniec jedno pytanie, które tak naprawdę zwróciło mi uwagę. "Czy Ty nie masz depresji?". Oznajmiła, że zna świetnych specjalistów, że mi pomoże, da namiary... Może to prawda. Może i miałam początkowy etap depresji. Ale wiecie co? Nie poddałam się. Zmuszałam do codziennego pozytywnego myślenia. Nadal wszystko się we mnie buntuje, gdy sobie powtarzam, że będzie dobrze, ale pocieszam się - wejdzie mi to w nawyk. Potrzebna jest i siła i wiara. We wszystko co robię. Bardzo mi tego brakowało i podejrzewam, że nadal brakuje, ale staram się jak tylko mogę. Nie myślę o fałszywych ludziach, którzy mnie zostawili. Nie myślę o tym, że gdy się izolowałam, to jak nic przytyłam parę kilo. Nie myślę o nielubianym przeze mnie odbiciu w lustrze. Bo to wszystko minie, prawda? Czas non stop płynie, dlatego muszę czerpać całymi garściami. Nie biorę tego do siebie, że z mamą jest gorzej i jej czas upływa szybciej niż powinien... Bo co mi z tego? Czy nacieszę się wtedy mamą? Czy sprawię, że się uśmiechnie? Czy pomogę jej płaczem? Przecież nie! Walczę pomimo krzyków i płaczu w domu. Walczę dla siebie i dla bliskich. Powinno mnie to motywować na długi czas!
Poza tym zebrałam się do złożenia deklaracji maturalnej. Poprawa matematyki podstawowej, chemii i biologii rozszerzonej. Później nadeszły dni zwątpienia. Że nie dam rady, że wszystko jest bez sensu i że chyba sobie żartuje skoro zakładam, że pojawią się bardzo dobre wyniki. Bardzo w siebie nie wierzę niestety... Nie umiem jeszcze tego zmienić, ale cierpliwe czytam podręczniki, robię notatki. Wiem, że zostało TYLKO 3 miesiące, ale nie mogę przecież popadać w paranoję. Wtedy na pewno nic nie zrobię, a działać muszę. Może być powoli, ale dokładnie! Tylko nachodzą mnie wątpliwości, jak właściwie się nauczyć. Może po prostu robić zadania? Chyba właśnie przyjmę taką taktykę, ponieważ mało jest konkretnych pytań o konkretną teorię. Liczy się logiczne myślenie, wykorzystywanie schematów, informacji.
Na szczęście tato pozwolił mi na korepetycje, więc kamień z serca! Cieszę się, że nie zostaję jednak ze wszystkim sama.
Nie myślę też za bardzo o przyszłości, a jedynie o tym, co mam teraz i o tym co mogę uzyskać jutro. Przeszłości również nie roztrząsam. Nie myślę o słabych wynikach matury, ani też o tym na jaki kierunek zdecyduję się pójść. Mam kilka planów, chociaż powinno być ich więcej ;) Czas wszystko pokaże, choć muszę teraz się starać ze wszystkich sił! Zarówno jeśli chodzi o mamę, jak i o maturę, czy swoją sylwetkę! :)
Złożyłam również wypowiedzenie w sprawie mieszkania. Umieściłam ogłoszenie na grupach facebookowych, zamierzałam również na kampusie politechniki, czy przy akademikach, ale potencjalna współlokatorka już jest. Oby to była ta osoba! Wtedy może nie musiałabym płacić czynsz za cały luty. Problem jedynie tkwi w moich koleżankach-współlokatorkach. Żadna nie chce ustąpić. Żadna nie chce mieszkać z kimś obcym, a jeśli już miałyby mieszkać we dwie w jednym pokoju, to albo jedna nie zmieści się w pokoju drugiej, albo ta druga nie zamierza udostępnić jedynki i zająć wspólnie przejściówkę. Brak słów po prostu, tylko że ja nie zamierzam wyjść na typową świnię. Że zostawię je z niemal dwa razy większymi opłatami.
Może teraz to wszystko przedstawia się już w mniej szarych barwach, ale tylko dlatego, że i nastawienie mam lepsze. To nic, że tato się generalnie do mnie nie odzywa. Mama jest na rehabilitacji, a ja kupiłam ukulele. By rozweselało mi nieco życie ;) A powiem Wam, że była to miłość od pierwszego wejrzenia! Kupiłam też strój kąpielowy i w planach mam naukę pływania. Może być ciężko, bo występuje u mnie silna awersja (topiłam się dwukrotnie), ale chcieć oznacza móc :) Najpierw nieco popracuję na ciałem, by wszystko w miarę jakoś wyglądało :) Może to nieco egoistyczne, ale gdy nie ma mamy, a ja wrócę do kotliny (aktualnie jestem we Wrocławiu), to odpocznę. Mama będzie ćwiczyć - wyjdzie jej to na dobre, pozna nowych ludzi, będzie miała choć trochę rozrywki. Ja nie będę tyle biegać, dźwigać, gotować, sprzątać - zrobię coś dla siebie: pogram na ukulele, pobiegam, poćwiczę, pouczę się, pooglądam film. A i tato może będzie miał czas zmienić nastawienie, porozmawia ze mną i akurat się dogadamy. Jestem w końcu jego córeczką :D
Tylko nieco boli mnie fakt, że ludzie zawodzą. Akurat ci, którymi się otoczyłam - zawiedli. Przyjaciele zdali się być obcymi, a koledzy przyjaciółmi. Jak widać, człowiek mylnie ocenia wszelkie relacje... Pamiętacie Pawła i Nikolę? Pawła, który wymuszał zazdrość drocząc się ze mną i zadając mi nieco dziwne pytania? Otóż nie odzywa się. Podejrzewam, że z tego powodu, ponieważ zbyt wiele z nim rozmawiałam i siedziałam pod koniec dnia, w którym obchodzili z Nikolą miesięcznicę. Unika mnie przede wszystkim. Nikola początkowo też, ale skoro jej reprymenda pomogła, to już się odzywa. Szkoda, bo dogadywałam się z nim i miałam w nim naprawdę dobrego kolegę. Nie potrafię jedynie zapomnieć o tym, że zostałam potraktowana jak dziewczyna, która chyba chce odbić faceta. Mam swoje zasady i nawet gdybym miała się ślinić na widok zajętego już chłopaka, to i tak nie zniszczyłabym jego związku...
Przepraszam za ten jakże długi wpis! Jutro napiszę coś weselszego, ciekawszego, typowo o tematyce Vitalijek ;) Zatem do zobaczenia w jutrzejszym poście! :)
P.S
Wreszcie przejrzę Wasze choćby ostatnie wpisy! <3
patih
7 lutego 2015, 12:27ja też nie lubię ćwiczeń cardio, trzymam kciuki aby u ciebie wszystko było tak jak chcesz
paula15011
3 lutego 2015, 22:14Mega Ci współczuję sytuacji w której się znalazłaś... niestety, życie jest okropne, ludzie zawodzą i mają w dupie co się z Tobą stanie, ważne jest tylko ich wielkie "JA"... musimy się do tego przyzwyczaić bo inaczej zginiemy :) trzeba przyjąć taką taktykę, by myśleć tylko o sobie no i o rodzinie bo z doświadczenia wiem, że wychodzi to na dobre. I myśl pozytywnie! Jeśli się postarasz to zrzucisz zbędne kilogramy i poprawisz maturę na super wyniki w oka mgnieniu! :) Trzymam za Ciebie kciuki ^^
Vivien.J
4 lutego 2015, 09:50Wiesz, każdy tłumaczył się, że nie ma czasu z powodu sesji, pracy, nauki itd. Chociaż wydaje mi się, że nawet jeśli komuś by naprawdę zależało, to znalazłby choćby 5 minut na rozmowę przed snem. Cokolwiek. Podejrzewam, że to kwestia chęci i przywiązania do danej osoby... Nic, trzeba być bardziej egoistycznym! ;) Dzięki, muszę jeszcze w to uwierzyć pomalutku, a skutecznie :) Buziaki! :)