Minął prawie tydzień od poprzedniego wpisu. Niestety radość z 76 kg za ostatnim razem szybko się skończyła, bo był to objaw raczej odwodnienia niż spadku wagi, która podskoczyła do 76,9. Oczywiście nie dałam jej tam za długo postać :D Uzupełniłam płyny i teraz staram się jednak pilnować, ponieważ nie lubię takich oszustw mojej szklanej.
Po prawie 4 tygodniach racjonalnej diety, z której miałam wyrzucone wszystko co przetworzone, zdecydowałam się na przejście na post dr Dąbrowskiej. Uprzednio przechodziłam na niego 4 razy, ja głupia! Bez przygotowania pod wpływem chwili. Teraz byłam świetnie nastawiona, a i organizm od jakiegoś czasu zdążył się nieco oczyścić.
Zaczęłam właśnie 5 dzień. Długo się zastanawiałam czy nie pisać bloga o tej tematyce, ponieważ kiedy ja szukałam informacji z pierwszej ręki od osób, które go przechodziły - nie było tego za wiele. Na razie notuję objawy poprzednich dni i może kiedyś zrobię z nich dobry artykuł :). Nie spodziewam się dużego spadku wagi, ponieważ pierwsze 5 kg spadłam właśnie podczas 4 tygodni zdrowej diety, pozbywając się zapewne wody, ale mam kilka dolegliwości, które chciałabym zwalczyć.
Dzień przed planowanym postem zrezygnowałam z kawy. Do tego zmniejszyłam też porcję jedzenia. Co do całego oczyszczania - pozbywam się z domu zbędnych kremów, balsamów, emulsji myjących do ciała, ponieważ zauważyłam, że mi szkodzą. Robiłam 3 tygodniowy test, gdzie przerzuciłam się na mycie szarym mydłem z firmy Barwa (to ważne!). Otóż większość wyprysków zniknęła. Moje plecy są gładkie i nie ma na nich ani jednej krosty. Dodatkowo na ramionach miałam wysyp czerwonych krostek, który były szorstkie i nieprzyjemne. Nie dość, że zniknęły, to jeszcze nie ma po nich śladu. Może kiedyś zredaguję więcej dobrodziejstw, których doświadczyłam wywalając myjadła :)
Dzień 1, czwartek, 76,9:
Nie byłam zbyt głodna, ale cały czas podjadałam to pomidory koktajlowe, to kawałek papryki. Miałam uczucie lekkiego ssania w żołądku oraz brakowało mi smaku kawy z mlekiem w ustach. Odczuwałam spadek energii. 2 dni wcześniej przeszłam ekstrakcję górnej szóstki, więc nieco pobolewały mnie dziąsła. Po południu ból się nasilił wraz z delikatnym bólem głowy. Wypiłam pół saszetki nimesilu,trzymając go dłużej w ustach, aby ból dziąseł szybciej ustąpił. Cały dzień biegałam do toalety.
Dzień 2, piątek, 76,5
Obudziłam się zmęczona i zapuchnięta. Nie byłam specjalnie głodna. Na dzień dobry wypiłam 0,5 l wody z wyciśniętym sokiem z połówki cytryny. Odczuwam lekki brak energii, ale do niczego mnie nie ciągnie. Nie mam specjalnej energii do sprzątania, plątam się po mieszkaniu. W dalszym ciągu odwiedzam często toaletę.
Dzień 3, sobota, 76,0
Słabszy dzień. Odczuwam lekkie przyćmiewanie, ale pogoda też jest dziwna. Na śniadanie pomidory z cebulką i ziołami. Wiem, że powinnam pić, ale niespecjalnie mnie ciągnie. Jedziemy na wycieczkę na jezioro aby popływać rowerami wodnymi. Trochę za gorąco jak na wysiłek na głodówce, więc wygrzewam się do słońca. Czuje się nieźle, ale czuję, że wieczorem będzie mnie boleć głowa. Około 18 wracamy do domu, w połowie trasy głowa daje o sobie znać, a woda nie pomaga. W domu rozpętuje się istne piekło. Ciągnie mnie na wymioty, jest mi źle, razi mnie słońce, a ból głowy rozpiera. Wypijam pół saszetki nimesilu. Dodatkowo narzeczony robi mi lekki sorbet z grejpfruta, żeby nieco podnieść cukier. Czytam co by mi mogło pomóc, w końcu decyduję się na lewatywę. Ból głowy mija jak ręką odjął i resztę wieczoru mam całkowicie spokojną. Czuję niesamowity przypływ energii. Spokojnie zasypiam.
Dzień 4, niedziela 75,9
Obudziłam się całkowicie wyspana i gotowa do działania. Na śniadanie znowu pomidory z cebulą, kupiłam koktajlowe, wybitnie słodkie. Od rana pilnuję picia wody. Po południu wybraliśmy się do rodziców narzeczonego. Tam mam brokuła, kalafior, pomidory i jabłko oraz wodę. Czuję się bardzo dobrze i lekko, mam coraz więcej energii. Po powrocie do domu zjadam leczo, które przygotowałam przed południem na ciepło. Nie mam ochoty na więcej jedzenia, samopoczucie bardzo dobre.
Dzień 5, poniedziałek, 75,5
Obudziłam się z nieco zapuchniętymi oczami, ale bardzo szybko doszłam do siebie. Mam dużo energii i ochotę zadbać o siebie. Do realizacji przechodzi plan szczotkowania ciała. Do łazienki zanoszę moje 0,5 l wody z cytryną i popijając rzez 20-30 minut szczotkuję całe ciało. Potem przygotowałam peeling z kawy i cynamonu. Rewelacyjnie złuszczył naskórek, któremu nie podołała szczotka. Potem wzięłam prysznic i zrobiłam 5 cykli naprzemiennych wodą ciepłą/zimną. Na koniec wtarłam w ciało olej kokosowy. Czuję się cudownie i mam sporo sił. Stąd też dzisiejszy, podsumowujący wpis. Wieczorem dodam relację z całego dnia, ale mam nadzieję, że energia mnie nie opuści :)