Trzeci dzień wyzwania już za mną,powoli przyzwyczajam się do mojej nowej "normalności" bez alkoholu,słonych przekąsek(za słodyczami nie przepadam) bez podjadania. Mój kochany dzielny mąż wspiera mnie w każdym calu razem za mną podjął wyzwanie-prawdziwy skarb.
Dziś był ten dzień w którym przeprosiłam buty do biegania nie zakładane od wakacji... A przecież tak lubiłam biegać. Okazało się że nadal bardzo lubię tylko po takiej przerwie...pogrom! Tlenu w płucach brak,nogi walczą o każdy metr tylko żeby dalej,żeby jeszcze trochę przebiec. Wróciłam do domu mokra jak szczur ale za to w niebo wzięta!!!!! I TAKA z siebie dumna dałam radę !!! Endorfiny nastroiły mnie cudownie na cały dzień. I tylko jedna myśl ciśnie mi się na usta-"jak to dobrze wstać z kanapy"....
CookiesCake
3 kwietnia 2016, 23:16Super! ;)