Dzień 7/8 diety
(muszę zmienić system, bo moja motywacja jest wyższa od mojej zdolności posługiwania się pisownią rzymską ;p )
Weekend upłynął spokojnie, choć godziny się nieco rozjechały i wpadło kilka nadprogramowych rodzynek czy orzechów. Mimo to jestem dumna, bo pokusa by sobie odpuścić była wysoka. Tydzień powinien być spokojniejszy - choć po tym spadku wagi Vitalia ucięła mi również kalorie do 1400. Sport? Kulał, ale spędziłam trochę czasu na rolkach szlifując "talent".
Tak wyglądałam podczas hamowania.
Moją głowę zajmowało coś zupełnie jednak innego. Dziś pojechałam na obiad do rodziców. Każdy jadł karkówkę z ziemniakami, a ja? Przygotowaną wcześniej zupę z soczewicy. I wtedy uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, kiedy usiadłam do rodzinnego obiadu bez wyrzutów sumienia. Chyba ostatni raz w liceum. Tak się teraz zastanawiam, czy to już zawsze będzie tak wyglądać?
A jak Wam minął weekend?
Marta626
16 maja 2017, 20:46Co do rolek moje stoją odkurzone i czekają tylko na towarzysza ;)
Skrytozerca
16 maja 2017, 21:05To niech już nie czekają. Wskakuj i do przodu! A jak sobie w ogóle radzisz?
Marta626
16 maja 2017, 20:45Ogromny plus dla Ciebie za wytrwałość :) nie jedna z nas by poległa ;) myśle że z czasem nabierzemy do tego większego dystansu i będziemy cieszyć się nawet takim grillem tylko zamiast tłustych żeberek czy kiełbasek będziemy wybierać chude mięso ;)
zytazgrzyta
16 maja 2017, 13:28To są czasami te momenty, kiedy myślisz sobie "a po co mi ta dieta". Ale z drugiej strony następnym razem zorientuj się może wcześniej co będzie jedzone i spróbuj coś podobnego znależć w katalogu potraw. Dysonans będzie mniejszy ;) Chyba ;)
Skrytozerca
16 maja 2017, 16:40To będę stosować w przyszłości. Kiedyś wpadłam w pułapkę wymiany potraw. Najpierw zamieniałam na to co mi najbardziej smakuje (jak dziś pamiętam makaron z serem, miodem i cynamonem). Potem jak przestałam widzieć spadek ucinałam kolejne produkty i w efekcie dzień w dzień jadłam ryż z jogurtem ;p Dlatego póki co staram się nie ulegać pokusie dopierania pod siebie, bo wiem, że jestem dość słaba psychicznie i albo polegnę, albo przegnę w drugą stronę. Ale w przyszłości? Jasne,że będę tak robić :) Nie można być żywieniowym outsiderem całe życie :)
zytazgrzyta
17 maja 2017, 11:17O! Nie można być żywieniowym outsiderem, tu się zgadzam i dlatego podoba mi się ta dieta, bo niby mam jakieś ograniczenia, ale nie do końca je czuje. Twoje podejście też mi się podoba, wiesz, że jesteś na cos podatna, znasz siebie i dostosowujesz dietę pod siebie - nie wymieniasz. Powodzenia i nie, nie jedz tylko ryżu z jogurtem, bo są pyszniejsze rzeczy :)
Shahrazad
15 maja 2017, 23:26Tak, też myślę, że cheat meale to mogą się pojawiać dopiero po ustabilizowaniu diety i podkręceniu metabolizmu. Pamiętam że jak pierwszy raz byłam na diecie Vi ze 3 lata temu to przez 2 miesiące bardzo ortodoksyjnie się do niej stosowałam (właściwie do momentu kiedy mój mąż nie wrócił z zagranicy bo przy nim się nie da jeść jadłospisu z diety no po prostu się nie da) ale jeszcze potem ładnie chudłam mimo że jadałam już i różne inne rzeczy czasami. Noo widzę że jednak ćwiczysz i lubisz ćwiczyć, oby tak dalej :p
Skrytozerca
16 maja 2017, 16:37Lubię, lubię, ale brak czasu mi doskwiera. Mogę urwać się na trening dopiero wieczorem, ale o tej porze zwykle mi sił już brak. Trzymam póki co dietę. Wiem, że jak będę lżejsza to i energia mi wróci :) Fajnie, że jest ktoś kto ma podobne do mnie podejście do diety :)
cyganeczka01
14 maja 2017, 21:37Ja sobie raz w tygodniu pozwalam na cos na co mam ochotę,ważne chyba żeby sie nie objadac bez opanowania.Dzisiaj zjadłam kawałek tortu .Cały tydzień się trzymałam diety, więc nie mam wyrzutów.Mimo wszystko wielkie gratulację,bo ciężko jeść coś innego jak wszyscy inni jedza sobie karkówkę.:)Pozwól sobie raz w tygodniu na coś na co masz największą ochotę,oszukasz trochę organizm, a waga i tak bedzie spadać:)
Skrytozerca
14 maja 2017, 21:57Jeszcze trochę poczekam nim zacznę sobie pozwalać :) Przynajmniej do czasu aż rozwinę skrzydła z treningiem. Póki co wiem, że moja psychika jest za słaba :) A ten tort smaczny był?
cyganeczka01
15 maja 2017, 18:17Był smaczny.Ja nadal mam problem z przestrzeganiem cdiety niestety:(
Skrytozerca
15 maja 2017, 18:26Nie poddawaj się :) Przypomnij sobie o co walczysz :) Powodzenia i trzymam kciuki.
cyganeczka01
15 maja 2017, 18:38staram się ,żeby zachować bilans ujemny.W domu jest tez inne jedzenie trudno się powstrzymac,.Dzisiaj zamiast kolacji vitali zjadłam jablko,kilka orzechów,gruszkę i pól loda troce kiepsko,ale obiecalam ze juz dzisiaj nic nie zjem:)
Skrytozerca
16 maja 2017, 16:35I jak dzisiaj? Dajesz radę? Ja kocham słodkie, dlatego staram się robić tak aby jeden posiłek Vitali miał znamiona "deseru". Np. dzisiaj zjadłam jakąś papkę bananowo- czekoladową. Była pyszna :)
cyganeczka01
17 maja 2017, 11:19Czasem mam jakieś wpadki,ale ogólnie się nie podaję.I pomalutku waa spada zaczynałam od 70 teraz jest 67,1 czyli coś wywalczyłam
izejszyn
14 maja 2017, 20:05mam diete od 2 miesiecy sumiennie i bez żadnych ustępstw. Ale,ale jak człowiek jadł co chciał to teraz cieżko sie odzwyczaic. Dziś mój wpis w pamiętniku dot. cheat meal. Takie rozwiazanie RAZ NA JAKIŚ CZAS może ulzyc psychicznie. Czytałam że na diete nie ma wpływu, przyśpiesza metabolizm, i mozna powoli przyzwyczaic sie do nowych nawyków żywieniowych. Chodziło za mną kilka zabronionych rzeczy. Chałka z masełkiem i biszkopty wrocławskie. Na ten week zorganizowałam sobie taki wybryk. Aż mi lepiej na duszy ;) Aby nie bolało mnie tak bardz,o to poszłam na kije, 7 km sie przeszłam i z czystym sumienim moge iść spać. Mysle że raz miesiąc możesz zjeść obiad rodzinny i napewno nic sie nie stanie jeżeli nadal bedziesz trzymać diete. Trzymam kciuki. never give up!!!!
Skrytozerca
14 maja 2017, 20:15Wiem, że raz na jakiś czas mogę sobie zrobić taki dzień, ale jestem zbyt krótko na diecie. Już parę razy po tygodniu diety wpadało coś, co tłumaczyłam cheat mealem, ale następnego dnia płynęłam już na szerokie wody. Może za dwa miesiące sobie pozwolę, po tygodniu wiem, że nie mogę. Z obiadem jednak bardziej boli mnie to, że gdzieś w tej erze diet traci się rodzinność posiłków. Wspólne śniadania czy obiady wyglądają tak, że każdy (mąż, dziecko, ja) je co innego. Eh, jak moja mama to robiła, że jadła schabowe, a figurę miała nienaganna?
tracy261
14 maja 2017, 20:00Widzę, że mamy na paseczkach taką samą wagę, tylko cele inne :) Nie ma co robić sobie wyrzutów, że jesz co innego niż rodzina. Muszą do tego przywyknąć :)
Skrytozerca
14 maja 2017, 20:17A mój cel to taki trochę pi razy drzwi. Bardziej patrzę po ubraniach. Wejdę w ulubione dżinsy i boczki nie wypłyną to znaczy, że już jest dobrze :) Moja rodzina do moich osobnych posiłków już dawno przywykła, tylko mnie to denerwuje, że to zawsze obliczam, kalkuluję i odmawiam lub wydziwiam.