Moje drogie, porzucam wyzwanie Mel B. Nie chodzi o poziom trudności ani o to, że treningi mi nie pasują. Powód jest nieco bardziej prozaiczny - nie mam na to czasu. Więcej niż połowa treningów trwa ok. 50 minut, nie mam tyle czasu w tygodniu. Poza tym tak z ciekawości się dziś pomierzyłam i po dwóch tygodniach ćwiczeń nie widzę nigdzie nawet pół centymetra spadku, co dodatkowo mnie zniechęca. Ale głównie o czas chodzi. Wczoraj miałam robić trening, ale zanim się dotrzepałam do domu po zakupach, zanim odsapnęłam, zanim zaczęłam się zbierać, to się tak późno zrobiło, że uznałam, że nie ma sensu. Bo to jeszcze obiad trzeba zrobić, pranie nastawić, kurze pościerać... Do tego ja nie lubię ćwiczyć, więc myśl, że te ćwiczenia będą trwały prawie godzinę rodzi we mnie potrzebę szukania wymówek. I dlatego uznałam, że coś trzeba w tej kwestii zmienić. Plan był ambitny, ale jak się okazało - kompletnie oderwany od rzeczywistości.
Zmiana pierwsza to zmiana trenerki. Lubię Mel B i podobają mi się jej ćwiczenia, ale jak już mówiłam są za długie. Dlatego wracam do Jillian Michaels. Jej zestawy z 30 Day Shred mają 27 minut i taką długość jestem w stanie zaakceptować. A że człowiek już w połowie wypluwa płuca na dywan? Jak sądzę, o to właśnie chodzi. Do tego mam mocne postanowienie dodać jakiś ruch z rana. Albo joga jak wczoraj, albo spacer do tramwaju jak dziś, albo oba jak będzie czas i pogoda. Mam świadomość, że trening Jillian Michaels - mimo że to HIIT - jest dość krótki, więc aż tylu kalorii ile przez godzinę z Mel B nie spalę. Dlatego dołożę tyle innych form aktywności ile będę mogła. Jeśli czas pozwoli to pewnie będę odpalać boczki z Tiffany w ramach bonusu.
Po drugie, wypowiadam wojnę wieczornemu piwku :P Oczywiście abstynentem zostać nie zamierzam, ja lubię alkohol i nie zamierzam z niego rezygnować. Ale piwko będę chciała dopuszczać tylko w weekendy (ewentualnie podczas meczu z tatkiem). Dlatego zamierzam zaopatrzyć się w wino, i to wytrawne. Nie dość, że ma o wiele mniej kalorii, to jeszcze dobrze robi na trawienie. I jeśli będę miała ochotę na wieczorny relaks w tygodniu, to będę sięgała po lampkę wina, nie po piwo. Zobaczymy jak to zadziała.
Trzecia zmiana to większe pilnowanie diety. Jak widzę na wykresach z opaski monitorującej, moje CPM to ok. 1900-2000 kcal. Znalazłam kilka artykułów, w których autorzy radzą odjąć od tej liczby 500-700 kcal - ja tyle nie mogę, bo wyjdzie mi wynik poniżej PPM (ok. 1450 kcal). Ale znalazłam też radę, żeby odjąć 15-20% od CPM. Licząc na okrągło wyszło mi 400 kcal, czyli 1600 powinnam jeść i basta. A ja często dobijałam do 1800 i dziwiłam się, że nie chudnę. Dlatego koniec tego dobrego, od dziś 1600 kcal (góra 1650, bo nie zawsze da się wymierzyć idealnie) i się pilnujemy. Lato coraz bliżej, trzeba coś wreszcie ze sobą zrobić.
Jadłospisu z wczoraj nie wrzucam - jakoś tak mnie podłamała rezygnacja z ćwiczeń i poczucie, że ten system zawiódł na całej linii, że nawet nie policzyłam obiadu, więc cały bilans nie ma sensu. Wybaczcie. Jutro się pojawię z fotomenu. A póki co lecę się zmotywować czytaniem Waszych wpisów :)
wPatka
24 kwietnia 2018, 08:09Trzymam kciuki za ciebie i twoje zmiany :D
KochamBrodacza
22 kwietnia 2018, 21:43Najważniejsze to dobrać coś dla siebie, na miarę swoich możliwości i czasu :) A mnie zmotywował Twój wpis żeby się tak głęboko zastanowić nad sobą, chyba za mało się staram.
106days
20 kwietnia 2018, 23:11Całe szczęscie, że nie lubię piwa bo miałabym dodatkową pokusę :) Trzymam kciuki za nowe postanowienia. Moze inne ćwiczenia sprawią więcej przyjemności i dadzą oczekiwane efekty ;)
theSnorkMaiden
20 kwietnia 2018, 13:57Mocno postanowione trzymaj sie planu
Werka.kk
20 kwietnia 2018, 13:33centrumsportowca polecam, fajne niedługie treningi :)
martiniss!
20 kwietnia 2018, 13:20Innymi słowy odrzucisz piwo to i bilans będzie jaki sobie chcesz narzucić ;D próbuj, i oceniaj w końcu znajdziesz złoty środek :)
vicugna
20 kwietnia 2018, 12:34No niestety. Ja tez muszę liczyć chociazby na oko. W zeszlym roku nie liczylam,bo stwierdzilam ze wypale na silce (a chodizlam wtedy dosc często) a i tak zero spadku,bo tu się dolozy troszke więcej makaronu albo ziemniaczka...owocka... I leci 2500 xD
Cathwyllt
20 kwietnia 2018, 12:39No dokładnie. Ja niedawno tak miałam z kawałkiem ciasta - bo kurcze raz na jakiś czas chyba można, w końcu ile może mieć taki kawałek ciasta i to marchewkowego? No okazało się, że prawie 600 kcal...
elziwa
20 kwietnia 2018, 11:38Ja też muszę liczyć kalorie bo wtedy wiem na czym stoje a tak to łatwo z czymś przesadzić. Zapisuje sobie w zeszycie a jak się jakieś posiłki powtarzają to już mam policzone:) A ta informacja o odjęciu 15-20% od CPM jest prawidłowa:) bo 700kcal to za dużo:) Powodzenia:)
Cathwyllt
20 kwietnia 2018, 12:11Tak, ja zwłaszcza przesadzam z olejem do smażenia albo sosami. I naprawdę nie wiadomo kiedy robi się posiłek na 1000 kcal zamiast na 500...
nitktszczegolny
20 kwietnia 2018, 11:07Trzymam kciuki, że były piękne efekty tych zmian :)
Cathwyllt
20 kwietnia 2018, 11:22Dziękuję :) Z Jillian już ćwiczyłam i byłam z efektów zadowolona, więc jest nadzieja :)
aniloratka
20 kwietnia 2018, 10:57te kalorie to jeden wielki bol tylka. nie bawie sie w nie juz. obrazilam sie :) ale piwko warto ograniczyc :)
Cathwyllt
20 kwietnia 2018, 11:03O rany, ból tyłka i to jaki! Ale jak nie liczę ile jem, to nie mam problem z trzymaniem się rozsądnych ilości. W końcu tak łatwo nalać trzy łyżki oleju na patelnię zamiast jednej i nawet się nie zorientuję kiedy mój obiad urósł do 1000 kcal...