Dziś planuję pomalować meble, ale nie wiem czy lenistwo nie zwycięży. Spieszyć sie nie muszę, bo Sebastian przyjedzie chyba dopiero 13IX. Do tego czasu powinnam skonczyć. Troche sie obawiam problemów z szafą. Najpierw musi ją ktoś rozebrać i wynieść. Na pewno nie Krzysiek. Po pomalowaniu trzeba wnieść do pokoju, skrecić i wynieść starą szafę. Później trzeba będzie wszystko poukładać. To wnoszenie, wynoszenie i układanie trzeba będzie zrobic w jeden dzień, a ja kondycji nie mam.
Dziś znajomy będzie krył drewutnię. Drugą jesienią. Rozstrzygnie się też co ze ścianą i z wodociągiem.
Zapisałam się na warsztaty z ikony. Tym razem to będzie Matka Boża w pozie orantki z uniesionymi rękami. Jest to jeden z najstarszych motywów ikonograficznych i chcę taka ikonę mieć.
Wrzesień będzie trudny dla mnie, bo sporo wyjść mnie czeka i sporo pracy. Do tego trzeba będzie oszczędzać i to bardzo, bo finanse mam na styk. Ma też przyjechać Sebastian i pewnie będzie marudził, że wychodzę. Odetchnę dopiero w październiku. Wyciszy się, a ja będę cieszyć się jesienią z tym, że planuję zacząć pisanie książki. Wczoraj zaczęłam pisać rozdziały tzn plan. Jeszcze kilka dni mi zejdzie. Karty wróżą sukces. Ja czarno wydanie widzę. Będę jednak pisać, bo to lubię...
Wczoraj pomalowałam jedną szafkę. Pokrywam szafki jeden raz, bo chcę żeby to było zrobione niedbale i musi byc koniecznie widać pociągnięcia pędzla, a spod spodu ma wyglądać poprzedni kolor. Krzyśkowi się taki styl nie podoba. On by chciał równo i gładko. Nie mam zamiaru poprawiać choć farbę mam. Gładko mają prawie wszyscy i to za eleganckie dla mnie:) Eleganckie to ja lubię antyki ale mnie na nie nie stać...
Menu: zupa z fasolki szparagowej i barszcz czerwony.
Chcę skończyć obraz i napisać opowiadanie. Chcę zrobić zdjęcie porównawcze, bo w końcu 14 kg mniej ale ja się sobie nie podobam i nie mam nastroju na prezentowanie się... Może później... Na razie ciszy mnie 8 z przodu i byle do 7...