Hej,
Długi weekend minął. Nie poszło najlepiej, byłam na wyjeździe i nie kontrolowałam jedzenia.. Mam potrzebę ponarzekać sobie trochę, także jak kogoś takie coś męczy niech lepiej wyjdzie, lojalnie uprzedzam. Może jeśli wyrzucę to z siebie to jakoś mnie to oczyści? Potrzebuję małego katharsis, nawet nie pocieszenia, tylko po prostu.. powiedzieć coś. Chyba po to w końcu są te blogi?
Jestem uzależniona i kompletnie sobie nie radzę z jedzeniem, ale chyba nawet nie to jest najgorsze. Tylko moja opinia na swój temat i mój psychiczny stan. Im więcej obietnic sobie człowiek składa i potem łamie tym większą pogardę sam do siebie czuje. Zawiedzione zaufanie. Bezsilność. Zmęczenie. Brak wiary, że kolejna obietnica coś zmieni. Ile razy można zaczynać od nowa? Nie umiem już chyba robić "postanowień" bo już nie wierzę, że cokolwiek dociągnę do końca.
Widzę, że ta bezsilność stopniowo kumuluje się we mnie i z biegiem czasu zmienia w gorycz. I mam wrażenie, że staję się nie dość, że grubą, to jeszcze rozgoryczoną furiatką. Nie chcę, żeby moje porażki wpływały na moje otoczenie, ale niestety trudno to kontrolować. Bo to - podobnie jak tycie - nie dzieje się z dnia na dzień. Mój charakter się psuje stopniowo, tak jak stopniowo odkłada się tłuszcz. Dzień po dniu coraz mniej siebie lubię. To się musi skończyć.
Szokujące, jak wygląd może wpływać na człowieka. To jest absurdalne, w końcu to 'tylko' opakowanie.
Jutro oczywiście będę próbować od nowa. Tak bardzo chciałabym odzyskać kontrolę i być tą osobą którą byłam kiedyś.