Moje życie jest spokojne. Mam wewnętrzny komfort i to jest u mnie norma. Ale czasem wybucha jakaś bomba. Jakiś niepokój, niepewność, która wwierca się w mózg i nie pozwala się wyluzować. Nie mogę spać, jedzenie mi nie smakuje, chodzę rozkojarzona i nie mogę egzystować. Wszystko się psuje, nic nie cieszy. Dopóki sytuacja się nie ustabilizuje, nie zmieni lub nie znormalnieje, cały czas coś wisi nad głową.
Tak było ostatnio, kiedy mój tato powiedział, że zaobserwował u siebie tachykardię, że ma w spoczynku tętno na poziomie 135-140. Oczywiście przekopałam internet i doszłam do wniosku, że to z powodu szczepień. Po kilku dniach już się prawie z nim żegnałam, bo do lekarza go wygonić graniczy z cudem. Po kilku dniach mój szanowny tatuś oświadczył, że jak mierzy sobie ręką na tętnicy, to jest OK, a to wysokie tętno pokazywała mu jego opaska sportowa. Nosz kurde! Nie wiem, czy bardziej się śmiać, czy wkurzać. No ale wracam do stanu luzu.
Koleżanka córki z klasy zrobiła nieoficjalnie test na covid i wyszedł jej dodatni. Histeria, panika. Dzisiaj przyszła piątka dzieci do szkoły. Sama córce nie pozwoliłam iść, chociaż jest ozdrowieńcem. Dzisiaj koleżanka powtórzyła test w przychodni - wyszedł ujemny. Kamień z serca.
I takie różne przeszkadzacze mi w życiu kwitną. Żeby nie było za różowo, bo można się zrzygać z tej słodkości :P
klemensik
3 grudnia 2021, 16:01Takich przeszkadzaczy w związku ze zdrowiem bliskich osób i moim mam ciągle dużo za dużo. Wytrąca mnie to bardzo z równowagi...
kasiaa.kasiaa
25 listopada 2021, 13:23Byłoby za nudno, gdyby nic się nie działo 🙂😉
CuraDomaticus
25 listopada 2021, 04:38Przeszkadzacze to wciąż i wciąż wytrącają