Codzienność o tej porze roku jest szara i zwyczajnie nudna. Przerywnikiem są zakupy, spacer, spotkanie znajomych, rozmowy telefoniczne. Oczywiście są książki, muzyka, tv, rozmowy. Brak mi jednak wrażeń oczekiwania, co się jutro wydarzy. Wiem, niedługo już, ale i tak mam dosyć, chociaż jestem cierpliwa. Zamykam wówczas oczy albo zawieszam się i jestem np.w Krakowie, idę Plantami na Sławkowska, na lody włoskie. Potem Rynek przecinam kierując się na św.Anny, stamtąd blisko nad Wisłę. Albo jestem gdzieś w Polsce, na łonie natury i tu pojawiają się obrazy z Arkadii, z Puszczy Bialowieskiej, z rozlewiska ujścia Warty. I ptaki, wszędzie słychać ich śpiew, jest zielono, niebo niebieskie, jestem rozleniwiona słońcem. potrzeba wyjazdu narasta we mnie coraz bardziej. Powrót do rzeczywistości, to obraz za oknem i co tu więcej pisać. Jutro mąż ma wizytę u ortopedy i zdjęcie szwów. Zapał do rehabilitacji trochę mu siadł, ale spodziewam się, że ta wizyta coś zmieni. A ja , co ja? Jak co dzień, zakupy, znów szukanie jakiegoś dobrego pieczywa, po drodze planowanie posiłku na jutro, biblioteka. Po powrocie pranie, gotowanie, teleporada z moim lekarskim kontaktem aby otrzymać skierowanie do ortopedy. Muszę jakiegoś sobie zaklepać, żeby miał mi kto szwy zdjąć i kierować dalej. Na jutro przygotowałam zupę ogórkową i leczo. Podam je z ryżem. Dziś mąż zjadł resztę karkówki z kopytkami i z marchewka, ja z ryżem i z buraczkami.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
mada2307
4 lutego 2025, 21:46I mnie jest ciężko wysiedzieć w domu, a na razie jakoś planów mało. W tej chwili, gdy zamknę oczy, widzę stoki Dolomitów i... jadę sobie w dół. ach jak cudnie było.