Cieszę się kolejnym dniem urlopu i siedzenia w domu. Mąż pracuje, więc o żadnym wypadzie nie ma mowy, ale ostatnio ciągle jestem poza domem, to dla odmiany posiedzę sobie w nim, pobawię się w porządki, poczytam trochę i zwyczajnie nacieszę się swoimi czterema ścianami.
Wczoraj wzięliśmy się za tapetowanie korytarza. Nie mogę się doczekać, kiedy to skończymy, bo to jedyne ściany w domu, które były tylko otynkowane i na tym się prace zakończyły. Miał być tynk strukturalny, potem mozaika, ale nie mogliśmy się zdecydować, więc stanęło na tapecie. Może kiedyś się zdecydujemy, to nie będzie problemu z pozbyciem się tego, co aktualnie jest.
Dieta ciągle w toku, nie grzeszę słodkościami i nie brak mi ich, choć miałam przelotną ochotę na tort śmietanowy, którego kawałek proponowała koleżanka w pracy. Pewnie bym się skusiła, gdyby nie był to akurat dzień proteinowy, ale w porę się jednak opamiętałam. Wczoraj zrobiłam kolejne podejście do ćwiczeń z hantelkami. Było bez oszukaństwa i dużo lepiej niż ostatnio, choć jednego ćwiczenia nie dałam rady wykonać w 100%. Mam jeszcze za słabe ręce. Potem poćwiczyłam jeszcze brzuszek i nogi, także było bez opier... się. Urlop rozpoczęty aktywnie. Na wadze spadek, ale tylko o 40 dag. W pomiarach 1 cm mniej w brzuchu, co uważam za duży powód do radości Wczorajsze śniadanie to sałatka z rybą, skropioną octem balsamicznym, na przekąski miałam rybę pieczoną w folii z papryką, pieczarkami, cebulą, pietruszką i miętą (na zdjęciu obok), na obiad były szaszłyki, a na kolację zupa z selera naciowego i pieczarek z kawałkami pieczonej piersi z kurczaka. Zupa wyszła super, nawet się nie spodziewałam. Dałam sporo selera, więc wyszedł z tego taki krem, ale dzięki temu zupa mnie nasyciła.
Dzisiaj pierwszy dzień 3. fazy, więc rano były naleśniki, na przekąskę wczorajsza zupa z selera naciowego, tym razem z dodatkiem orzechów włoskich
, a na obiad mały eksperyment: kotlety z czerwonej soczewicy z surówką z kalafiora, świeżego ogórka i pietruszki . Na deser był grejpfrut. Wszystko wg proporcji ustalonych przez Pomroy. Z 3/4 szklanki soczewicy wyszło mi 8 kotletów, zjadłam 5. Więcej nie dałam rady. Całość usmażona na 3 łyżkach oleju z pestek winogron. Soczewica jest znakomitym źródłem nie tyle węglowodanów, co białka, więc nie musiałam tu już myśleć o mięsie. I dobrze, bo w tym tygodniu jakoś niespecjalnie mam na nie ochotę.
Na koniec wrzucam jeszcze coś z weekendu, czyli z 1. fazy: zupa dyniowo- pomarańczowa z imbirem. Niektóre wersje są z marchewką. U mnie jej nie ma, bo kiedy w moim jadłospisie pojawia się gotowana marchewka waga automatycznie robi hop do góry. Lubię gotowaną marchewkę, ale chwilowo pozostaniemy w separacji
Wracając do zupy, była bardzo smaczna, mocno rozgrzewająca i ten kolor... tak jakoś je się tę zupę, jakby z każdą łyżką połykało się odrobinę słońca. Mój mąż się nie skusił, bo nie przepada za dynią. Cóż... rzecz gustu. Mnie smakowała i z pewnością do niej wrócę.
aluna235
25 lutego 2016, 22:21Bardzo smacznie u Ciebie :) Ja sobie nie radzę z ćwiczeniami w fazie 2, od zawsze miałam słabe ramiona. Podpowiedz mi co ćwiczysz? Kotleciki z soczewicy i pasztety to ja lubię :) Pozdrawiam
aniab2205
25 lutego 2016, 22:45Ćwiczę to, co na tym filmiku: https://www.youtube.com/watch?v=zvTq2Nb8JU0 Ja mam problem z ćwiczeniami typu przysiady, pajacyki, bo kolana wtedy protestują, ale jest tyle możliwości, że spokojnie można coś dla siebie znaleźć. Poczytaj, jakie ćwiczenia z hantlami wzmacniają kręgosłup zamiast mu szkodzić i do dzieła:)
roogirl
25 lutego 2016, 21:01Uwielbiam kotlety z soczewicy, a czerwona jest w ogóle super.
aniab2205
25 lutego 2016, 22:08Ja też ją lubię, swego czasu często jadłam zieloną. Lubiłam robić z niej farsz na pierogi. Znajomy wyjadł mi kiedyś 2 talerze, a nie był na początku przekonany do takiego dania.