Kolejny dzień diety. Idzie dobrze. Jestem niesamowicie zmotywowana, a zupy sa pyszne. Zawsze je lubilam i czuję sie po nich lekko. Dziś zupa z papryką i curry z kalarepy. Do tego kefir i pomarańcza. Na razie jem cztery porcje. Kobiety z normalnym metabolizmem zaczynaja od 7 nawet. No ale one chudna po 10 kg w pierszym miesiącu. Ciekawe ile mnie spadnie i czy wogóle.
Dziś odpoczywam psychicznie, ale i łapię energię, bo jutro mam wyjazd. Będziemy z Krzyśkiem u lekarza. Przy okazji moze kupimy jakieś byliny, bo moje grządki dość puste są. Na razie bardzo mnie ciesza dalie. Ladnie kwitną. Dalie to dla mnie taki wskaźnik poźnej jesieni. Trzeba je wykopać po pierwszym przymrozku. Łodygi leżą wtedy zniszczone, szkliste na ziemi. Nie da sie tego przeoczyć. U mnie dalie rosna od lat. Pokochalam je juz wtedy gdy sadziła je moja mama. Wtedy bylo ich o wiele więcej. Mama sadzila w roznych kolorach, a później rwala je do wazonow i rozstawiała po calym mieszkaniu.
Kończą mi się normalne perfumy. Zostaną mi tylko w olejku. Chyba by trzeba pilnie coś kupić, ale funduszy brak.
Wczoraj skończyłam jeden obraz i zaczęlam kolejny. Dziś może skończę. Kolory oczywiście na zdjęciu znowu inne. Fiolet nie wyszedł, a a zielonego zrobił sie brązowy...:(