Dziś jedziemy na cmentarz. To znaczy ja i Krzysiek, bo mama nie zamierza. Trzeba zawieźć znicze i wiązanki. Wiazanki zrobiła mama i jeszcze bardziej ogołociła iglaki na podwórku. Ja jestem temu przeciwna. Wolalabym coś na groby kupić niż niszczyć drzewa. Mama sie uparła, żeby robić. Na cmentarzu będziemy bardzo krótko, bo ma nas zawieźć sasiad. Nie chcę by długo czekał. Na mszy oczywiście nie będziemy. Na wypominki nie damy. Zamówiłam za to w kilku miejscach modlitwy za moich bliskich zmarłych. Trzeba by dać na msze. Po powrocie w domu będę cały dzień palić świece. Będzie zaduma. Będą wspomnienia. Większość moich bliskich jest już po drugiej stronie, a ile ukochanych zwierzat.
Wczoraj mialam stres, bo myślałam, ze Krzyśkowi uciekła na dwór Onka. Nie było jej w całym mieszkaniu i szukaliśmy ponad godzinę. Koteczka uciekła już kilka razy. Tylko czyha. Zawsze do tej pory wracała. Tym razem schowala się w sypialni, a ja ze stresu zjadłam całą paczke berlinek. :( Poźniej sie opanowałam, bo chciałam jeszcze paprykarz... Nadal nad tym z trudem panuję.
Menu: kopytka z sosem grzybowym, serek wiejski, pomarańcza, jajecznica z pieczarkami. Całość około 1200, bo trzeba zrzucić to co podjadłam.
Zaduszki
cmentarz trwa w ciszy
snuje się dym wśród chryzantem
wspomnienia o tych co byli
atakują myśli
tak kruche jest życie
żal zwilża oczy
żałoba kładzie się ciężarem
chwila zadumy smutku
i już samotność
ciemną smugą wypełza z kąta
czy długo jeszcze będę tak tęsknić
katy-waity
1 listopada 2019, 16:25tez tak reaguje na stres- wzmozonym apetytem, zazdroszzce tym,m ktorym 'sciska zoladek":i nie sa w stanie nic przelknac ;)
araksol
1 listopada 2019, 22:37ano właśnie...