Co jakiś czas nachodzą mnie myśli, że w głebi duszy jestem wiedźmą. Niby mam czasem potrzebę odmówienia różańca, ale zaraz coś mi szepce do ucha, że jaka ze mnie katoliczka skoro wrożę, wierzę w astrologię, patrzę w kulę, przelewam wosk i robię rytuały. Za nic z tego nie zrezygnuję, bo to mi bliższe od nauk z Biblii. Nie jestem pokorna, nie jestem skłonna do poświęceń, nie czuję się gorsza od mężczyzn i nie widzę potrzeby, żeby sie mężczyźnie podporządkować. Jestem taka po mamie z tym, ze ona uznaje czarną magię, a ja nie. Ona miała styczność z magią cygańską. Wiedźmy i szeptuchy wspolczesne to według Alicji Chrzanowskiej kobiety rozdarte. Rano bywaja w kościele, a wieczorem odprawiają rytuały. Ostatnio znowu bardziej sercem do rytualow wrociłam, bo to coś daje w przeciwieństwie do modlitw. Modlitwy trzeba codziennie odmawiać, a Bóg wedlug Alatei może spełnić prośbę po 30 latach albo dostaje sie dobro dopiero w przyszlym życiu. Ja do tej pory praktykowałam tylko magię kobiecą i trochę magię natury. Zawsze działam sama. Nie ciągnęło mnie do Vicanek, kowenów. Aktualnie studiuję książkę Słowiańska wiedźma. To wiedza mi bardzo bliska. Nawet jeśli pojdę na studia to i tak z parapsychologii i ezoteryki nie zrezygnuję. Jedno z drugim się nie gryzie. Może wspoldzialać. Doreen Virtue jest psychologiem i terapeutką od spraw łaknienia, a aniołami się zajmuje.
Ostatnio siedzę dlużej nad matematyką. Umiem połowę tego co się uczę. Wygląda to tak, ze prostsze zadania rozwiązuję bez problemu, a trudniejsze zawalam. Rozwiązuje zadania z poziomu matury podstawowej. Wykupiłam sobie premium na jednym portalu i chcę kupić jeszcze na drugim. Kusi mnie kurs maturalny. Ostatnio ćwiczę geometrię, a konkretnie Talesa, ale trzeba będzie jeszcze wracać do potęg i pierwiastkow, może logarytmów. Boję się funkcji.
Wczoraj było cięcie drewna, bo Sebastian rozebrał z obudowy piec. W piecu niektóre cegły popękały w transporcie. Będzie je musiał podrasować szamotem. Po szamot i inne zakupy jedzie w poniedziałek. Wczoraj skopał resztę ogrodka. Dziś pracy nie ma. Ja też nie. Krzysiek zbierze resztę orzechow.
Mama nadal narzeka i widzi wszystko w czarnych barwach. Nie znoszę tego defetyzmu.
Wczoraj zdałam sobie sprawę, ze mam skłonność do brania odpowiedzianości za wszystkich i to mnie przytłacza. Jestem opiekuńcza i bywam nadopiekuńcza albo czuję taka potrzebę. Uważałam, ze tak powinno być. Chcialabym ułozyć życie innym, by byli bezpieczni i żyli tak jak trzeba. Narzucam się z radami. To pewnie innych drażni i przytlacza. To moze ich tłamsić. Trochę muszę myśleć za Krzyśka, ale za nikogo poza tym. Mama, Adrian, Sebastian to dorosłe osoby. Nie są ubezwłasnowolnieni i odpowiadaja za siebie. Niepotrzebnie przejmuję się tym co mama mówi. Ona narzeka, bo lubi a ja niepotrzebnie to biorę do siebie. Wydaje mi się, że ona woła wręcz o pomoc. To nie tak. Ona o pomoc nie prosi i do czasu aż nie poprosi nie będę się tym przejmować. Nie powinnam przynajmniej.
Naturalna! (Redaktor)
29 października 2021, 14:22Ta książka jest na mojej liście zyczen. Kupię!!!
ggeisha
24 października 2021, 22:43Pewnie, że jesteś wiedźmą. Taką, która WIE. :)
araksol
24 października 2021, 22:55:)
tracy261
24 października 2021, 19:39Moja babcia była głęboko wierząca. Prawie codziennie była w kościele, a jednocześnie wieczorami stawiała tarota. Zawsze powtarzała, że dobrze się z tym czuje.
araksol
24 października 2021, 20:30tak bywa:)