Na początku, przez mniej więcej miesiąc, postęp obserwowałem każdego dnia. Najpierw bardzo szybki, chudłem niemalże kilogram dziennie. Schodziła woda.
Później proces uległ spowolnieniu i nabrał charakteru skokowego. Waga przez tydzień stała w miejscu, czasem idąc nawet lekko w górę, jednak pod koniec tygodnia (co ciekawe zawsze w weekend) następowało skokowe tąpnięcie: 1-1,5 kg w dół w stosunku do poprzedniej najniższej wagi. Następnie znów tydzień stagnacji i kolejny skok w dół. Takie skokowe chudnięcie trwa do dnia dzisiejszego. 5-6 dni waga stoi, potem w dół. Co ciekawe, nigdy dotąd nie miałem dłuższego okresu zatrzymania wagi, o którym wspominają czasem dietetycy. Najdłuższe okresy bez spadku były 2-tygodniowe, z czego jeden w czasie świąt Bożego Narodzenia (co raczej zrozumiałe :-) ), a drugi po ostrej anginie - jakby organizm wówczas bronił się przed nawrotem choroby, magazynując w sobie co tylko się da. Później znowu bum i w dół. Obecnie nauczyłem się już rozpoznawać reakcje swojego organizmu i jestem w stanie, na podstawie odczuć i zachowania swojego organizmu z danego dnia, niemal ze 100% pewnością przewidzieć, że wzmiankowane tąpniecie wagi nastąpi przy kolejnym porannym ważeniu.
Jeśli ta skokowość ulegnie zmianie, nie omieszkam Was poinformować. :-)
MonikaSeget
5 kwietnia 2013, 22:10Super! OGROMNE I WIELKIE GRATULACJE :)