Jak w tytule jesteście kochane. Bez was porzuciłabym to wszystko w diabły. Sam fakt, iż nie tylko ja się tak czuję jest dla mnie bardzo cenny. Poza tym wasze pomysły ze zwiększeniem kaloryczności i zmniejszeniem objętości jedzenia jest dla mnie zbawienny - bo jednak coś się da. Dietetyczka mi dziś odpisała, że powinnam się starać jeść wg diety, ale jeśli nie dam rady to trudno, efekty będą mniejsze. Jak mniejsze to ok, ważne aby były, a ja żebym nie musiała się tak bardzo torturować i żebym jednak przez te kilka mcy żyła normalnie i była zdatna do pracy itp. Ja wczoraj naprawdę obiad jadłam rycząc i mając odruch wymiotny na zmianę. Wieczorem do kuchni wejść nie mogłam... Także wodę uzupełniałam w łazience. O ile w domu sama mogę takie szopki odstawiać, to nie w pracy. Poza tym wyobrażacie sobie spacerek pomiędzy blokami i wdrapywanie się po schodach jak jest wam niedobrze i jesteście nawpychane jedzeniem? Mi się wtedy zawsze chce spać - pewnie przez cukier. To nie jest stan w którym można efektywnie pracować i być szczęśliwym. Moje chudnięcie przez to ile mam do stracenia nie zajmie mi 3 mce tylko z rok albo i więcej... Wyobrażacie sobie rok wyjęty z życia poprzez codzienne tortury? :D Wiem, że ze spadkiem byłoby lepiej, ale te pierwsze tygodnie są dla mnie po prostu nie do przebrnięcia. Po dlugim długim śnie - spałam dziś ponad 12h - postanowiłam, że mam to gdzieś. Będę brać przepisy z sd, będę sobie zmieniać posiłki, będę korzystać z ćwiczeń, pić jak najwięcej wody - ale przy zachowaniu normalnego życia. Bez napychania się po kokardy, bez tych strasznych tortur. Poza tym za 2 tygodnie mam wesele - też mam wziąć ze sobą wiadro żarcia na salę?:D A może nie iść, jak to jest bardzo bliska rodzina mojego narzeczonego? ;)
Nie chcę rezygnować z walki o siebie, bo jak na razie całkiem dobrze mi idzie, ale sd co do joty jest nie dla mnie. Zwłaszcza, jeżeli muszę pracować - a muszę. Ważę się w soboty, zobaczymy rezultaty za tydzień. Wczoraj od poniedziałku pojawił się spadek tylko 0.1kg. Normalnie bym się nie cieszyła, bo mały, ale po tym napchaniu się i poczuciu niesamowitej ciężkości (to tak jakby grawitacja się na mnie uwzięła) jestem tak bardzo zadziwiona, że nie ważę nagle 5kg więcej, że nawet się cieszę z tego malusieńkiego spadku.
Wracając jeszcze do początku - nawet sobie nie zdajemy sprawy jak czasem dobre słowo, chwila uwagi i zrozumienia dużo daje. Nie raz potrafi nawet uratować całą sytuację. Dziękuję wam dziewczyny za to i za to, że pomimo mojego wkurzającego marudzenia nie poczułam w ogóle krytyki i nieprzyjemnych słów.
GrzesGliwice
9 kwietnia 2017, 12:36Vitalia to nie tylko dziewczyny a tak po za tym to naprawdę jest tutaj mnóstwo fajnych ludzi...
Eulidia
9 kwietnia 2017, 12:37Wiem, że nie tylko dziewczyny :) Cieszę się, że i mężczyźni z nami walczą. Po prostu odniosłam się do komentarzy, które się u mnie pojawiły. Tak czy siak dzięki i wam, że z nami jesteście i dzielicie trudy! :)
aniucha24
9 kwietnia 2017, 12:33Jak już nie możesz to nie jedz. Nie może być tak że wpychasz na siłę z płaczem. A co do wesela to pewnie że idź. Rano zjedz zdrowe śniadanko. Na weselu na obiad pewnie będzie jakiś kurczak to też można. A potem jakieś sałatki i owoce. Na torta też raz możesz sobie pozwolić :)
Eulidia
9 kwietnia 2017, 12:36nawet nie jestem wielką fanką tortów, obędzie się :D Na każdym weselu znajdzie się też lżejsza potrawa, której mogę trochę zjeść :)
aniucha24
9 kwietnia 2017, 12:43Dokladnie. A owoce tez sa zawsze :)
Tereenia
9 kwietnia 2017, 12:29Ważne żebyś wody wypijała tyle ile masz zalecone. A co do jedzenia, to tak jak już wcześniej było napisane - jeśli nie możesz zjeść wszystkiego, to zjedz mniej o kromkę chleba czy mniej makaronu, ryżu czy ziemniaków. Nie obcinaj natomiast warzyw, mięsa/serów/jogurtów czy owoców. W SD jest bardzo dużo węgli i to po nich możesz czuć senność. Jeśli lekko zredukujesz ilość węgli to tragedia się nie stanie. I jeszcze jedno. Widziałam, że pisałaś wcześniej, że dotychczas jadłaś ok 1800 kcal? To było za mało jak dla Ciebie. Jeśli teraz będziesz jadła ok. 2800 to możesz mieć mniejszy spadek niż założony przez vitalię.
Eulidia
9 kwietnia 2017, 12:35trudno, ważne aby spadek był. Ucieszę się nawet z 2kg na miesiąc. Ważne aby moje zdrowie i samopoczucie się poprawiało, bo gruba to ja byłam zawsze i nie wiem jak to jest wyglądać fajnie i szczupło. Wiem natomiast jak to jest czuć się dobrze, a ostatnio przestałam czuć się dobrze. I to jest mój główny cel. Bo mój luby pokochał mnie jak ważyłam ponad 120 kg i wytrzymał ze mną ponad 4 lata kiedy przytyłam kolejne 20kg i nawet się oświadczył, także nie zrobi mu to, że będzie dłuzej czekał na mój ładniejszy wygląd. Natomiast to on był zapalnikiem mojej walki, bo widzi, że czuję się znacznie gorzej niż jak się poznaliśmy. I to jest dla niego ważniejsze :)
Tereenia
9 kwietnia 2017, 12:54I dobrze. To nie wyścig. Masz dobre podejście. Zresztą podobno wolniej to trwalej. Ważne, żeby nie rezygnować. :-)
Eulidia
9 kwietnia 2017, 13:44no ale dzisiejsze 2 śniadanie jest tak bombowe, że ustawiłam sobie na jutro do pracy - koktajl z banana i cukinii z orzechami miodem i kakao na mleku - boziulu jaka poezja...
Tereenia
9 kwietnia 2017, 15:05banan i cukinia? no ja chyba tak odważna nie jestem. A ja miałam makaron z jagodami i jogurtem na obiad. Pycha :-) Ogólnie w SD jest całe mnóstwo smacznych przepisów.
Eulidia
9 kwietnia 2017, 15:09Też sceptycznie do tego podeszłam, cukinia i banan? Dziwne... Ale tej cukinii prawie nie czuć... Pyszne to wyszło.
hejkahej
9 kwietnia 2017, 12:00Super, nie poddawaj się! Kaloryczność będzie zmniejszać się wraz z osiąganiem kolejnych efektów i spadkiem wagi, także nie martw się, że czeka Cię rok takiego napychania :). I zdecydowanie nie ma co popadać w paranoję i dać się wpuścić w niewolę diety. Na weselu baw się wspaniale! :)
hejkahej
9 kwietnia 2017, 12:03ahhh i dużo wody to podstawa! ja po miesiącu widzę jak zszedł mi cellulit, moja cera jest inna i całościowo czuję się lepiej :). Mój sposób na to, to mieć zawsze przy sobie butelkę i sączyć sobie bez ustanku - wtedy nie widzę, że wypijam te 2,7 litra w ciągu dnia :). Początki też były trudne, ale po miesiącu picie stało się chlebem powszednim. Uściski!
Eulidia
9 kwietnia 2017, 12:09To jest jedyny czynnik diety, który obecnie nie sprawia mi problemu bo nagle zaczęłam czuć ogromne pragnienie i co chwila popijam. No i w sumie to nie chce mi się słodyczy. Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy przypadkiem cukier mi nie skacze w górę...
hejkahej
9 kwietnia 2017, 12:29mi też kompletnie nie chce się słodyczy! dieta jest po prostu dobrze zbilansowana :).