jak miło.
wróciłam do domu.
koniec białego chleba na śniadanie (oj, naprawdę? nie wydziwiaj, zjedz porządnie śniadanie) koniec namawiania na ser żółty, wafelki, jagodzianki, ciasto, koniec słodzonej herbaty (bez sensu ta twoja woda nic w niej nie ma), słodzonej kawy (lepiej ci pomoże), słodzonej zupy, słodzonych naleśników, słodzonych wafli przekładanych dżemem, croissantów tak dla smaku, słodkiego likieru... nawet jeśli części odmawiałam, budząc zgorszenie (no pół gofra z bitą smietaną ci naprawdę nie zaszkodzi)
głupio mi, bo wszyscy starali się być mili, nawet jak mi tłumaczyli, ze tk to już jest ze z wiekiem tyjemy a przecież, no zobacz ile ludzi ma nadwagę i co, nic, żyją.
wróciłam do domu. wzięłam prysznic i zrobiłam gimnastykę z mel b i tiffany - i poczułam się znacznie lepiej. A jutro jakas wersja diety.
czuje się jak nastolatka, która ucieka z domu lub planuje oglądanie zakazanych filmów.
już zapomniałam, jaka irytujaca jest a może bywa dieta dla otoczenia....
leon42
3 sierpnia 2014, 21:36Standart: Wychodzi na to, że umierasz z głodu jeżeli jesz to co Ty chcesz :) Oby się nie poddać do końca...
Karampuk
3 sierpnia 2014, 08:40hi hi, skad ja to znam, tez mnie maja za dziwolaga
fitness.poznan
3 sierpnia 2014, 06:44Gratuluję dobrego podejścia do odżywiania!! ps. ja raczej bym stwierdziła, że dla to osoby na diecie, irytujące są osoby, które co chwila coś próbują w nią wcisnąć;)