- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (6)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 2400 |
Komentarzy: | 12 |
Założony: | 10 kwietnia 2016 |
Ostatni wpis: | 25 maja 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Przeczytałam gdzieś, że bardzo dobrym sposobem na efektowne pozbycie się zbędnych kilogramów jest wykonywanie ćwiczeń na czczo. Że niby jak nie ma nic w żoładku, to organizm nie ma wyjścia i musi szybko zacząć tłuszcz spalać, co by energię produkować. Jak na naukowca przystało (robię doktorat ), postanowiłam przetestować tą bardzo atrakcyjną hipotezę na sobię. Zerwałam się dziś z rana o 10 () i poszłam biegać. Co by nie było biegam regularnie, 2-3 razy w tygodniu po co najmniej 10km ze średnia prędkościa 10-11km/h. Dziś też strasznie duszno było i ciepło, 20 stopni; teraz burza jest. Dziżas.... jak mi się źle strasznie niedobrze biegło bez tego śniadania! Jak sie musiałam zmuszać, głowa mnie boleć zaczęła, masakra jakaś. To przebiegłam prawie 6km, tylko strasznie wolno i jeszcze kilka razy zatrzymać sie musialam. Upociłam sie jak dzika świnia i myślałam ze ducha wyzionę. Nie polecam. Tego kto takie poronione pomysły postuje na internecie powinien ogień piekielny pochłonąć. Może i się traci więcej i szybciej ten tłuszcz, ale jak zawsze uwielbiam biegać to dziś był to koszmar jakiś. To taka porada: uczcie się na cudzych błędach i na czczo nie biegajcie
weekend: dieta a aspekt społeczny i rowery górskie
Jeżeli chodzi o weekend, to nie ma bata, nie będę diety przestrzegała. Nie da się. W piątek po pracy postanowiliśmy uczcić koniec tygodnia i poszliśmy na piwo ze znajomymi z pracy. Wiadomo, ze jak poszliśmy na piwo to będę piła piwo a nie wodę. Tym bardziej, że tutaj w Holandii piwo jest bardzo dobre :D I dwa piwka wypiłam - BAAM. I po diece. W sobotę wszystko ładnie pięknie, aą do wieczora, spotkałam się z dziewczynami na pogaduchy, takie spotkanie przy winie. Było nas 3. Wina też było 3 butelki. I je wypiłyśmy - BAAM. I po diecie. No nie da się diety w weekend przestrzegać.
A dziś pojechałam z chłopakami na rowery. W góry holenderskie. Bo góry holenderskie są bardzo znane na całym świece Gór nie ma. Ale Holendrzy włożyli bardzo dużo pracy co by stworzyć w lasach trasy przeznaczone dla rowerów górskich. Fajne te trasy: troszkę pod górkę, troszkę z górki, wyprofilowane zakręty i skocznie. Problem tylko jest taki, że jestem trochę wolniejsza od chłopaków, i co by za nimi nadążyć to prawie ducha dziś wyzionęłam. Przejechaliśmy 43 km. I ciekawe czy jutro dam rade chodzić Ja na tych chłopaków krzyczę strasznie, że muszą jezdzić wolniej, nawet ich straszę, ze jak nie będą jezdzić wolniej to nie będę z nimi jezdzić. Oni mi że spoko, spoko, pojedziemy wolniej, i potem wcale wolniej nie jadą. No ale dobre chłopaki są. Na koniec usiedliśmy w kafejce (zawsze na koniec siadamy w kafejce) i wypiłam 2 przepyszne piwa. Zasłużyłam Tak jezdzimy, ja na końcu:
Głodna dziś jestem a Tobias mądry jest bardzo
Ogólnie, głodna dziś jestem. Zjadłam ładnie wszystko według dobranej dla mnie diety. I głodna jestem teraz. I nie to, że sobie bym coś zjadła, bo czasami po prostu zjadłabym coś sobie. Jestem normalnie, fizycznie głodna. W brzuchu mi burczy, ssie mnie. Więc sobie idę teraz coś zjeść. Nadprogramowo. Bo rozmawiałam z Tobiasem, Tobias mądry bardzo jest. Pracuje u mnie w robocie, i on trochę taki body-builder jest. Tobias posłał mi książkę (posłał pdfa mejlem), w której było napisane, że najgorzej jak jest się głodnym. Wtedy nie ma bata, nie schudnie się, albo schudnie się trochę a potem przytyje jeszcze więcej. A to dlatego że nasz organizm raczej średnio mądry jest, i nie rozróżnia czy jesteśmy na diecie, czy będziemy głodować. Generalnie nasz organizm zawsze myśli, ze jak jesteśmy głodne, to znaczy że głodujemy. A jak głodujemy, to trzeba wszystko magazynować, co by potem nie umrzeć. Wiec jak jesteśmy głodne to nasz organizm wszystko co tylko do niego się dostanie magazynuje.... To idę troszkę zjeść, a potem ide biegać. Mam dziś ambitny plan +10km zrobić.
dzien 4: smoothie co wyglada jak gluty z nosa i
przystojny trener
Zrobialm sobie na drugie sniadanie smoothie. Dobre, ze szpinaku, ogorka, banana, jogurtu i soku z pomaranczy. Serio, dobre. Wzielam te smoothie do pracy. Moja praca jest zdominowana przez mezczyzn, fajne chlopaki generalnie. I tak sobie siedze i cos tam pracuje i pije to smoothine. Marc, ktory ma biurko zaraz na przeciwko mojego biurka tak patrzy, przyglada sie, i sie pyta czy gluty z nosa pije. Kurde, no... Smoothie wyglada tak:
Potem reszta ekipy przyszla moje smoothie ogladac. Im tlumacze, ze zrowe jest i ze smaczne calkiem i ze moge im dac sprobowac. Odmowili wszyscy.
Potem jeszcze w przerwie na lunch poszlam na silke. Jestem w takiej komfortowej sytuacji, ze mam na kampusie na ktorym pracuje kilka restauracji, silownie i supermarket. To czasami, tak raz w tygodniu, chodze na ta silke. I wlasnie tam jest taki fitness instruktor, taaaaaaaki przystojny. Znaczy gowniarze generalnie, 25 lat ma (ja 32, wiec gowniarz). Ale piekny jest. Madry bardzo nie jest, pogadam z nim zawsze chwile, ale mysle ze nie da sie tego wystarczajaco duzo razy podkreslic - mega przystojny chlopak :)
dzien 3: stress w pracy zajadlam...
Wczoraj bylam biegac - 10km w mniej nic godzine, ta da! :) A dzis jestem w pracy i sie bardzo zdenerwowalam. Ludzie czasami potrafia mnie z rownowagi wyprowadzic swoimi poronionymi pomyslalmi. Niektorzy sa fajni, i Tim (jeden z tych fajnych) zaproponowal co by na piwo i pojsc i bitterballen - to sa bitterballen:
Smazona na glebokim tluszczu imitacja miesa - przepychota. Zjadlam 6, czyli okolo 300kcal, do tego duze piwo - 250kcal. Buuuuuuuuu. Zdenerwowanie co prawda mi przeszlo ale mam za to do spalenia dodatkowe 550kcal. Na szczescie dzis ide na trening capoiery! Capoiera to sztuka walki, taka o:
Ja oczywiscie jeszcze tak nie potrafie, to bedzie dopiero moj 4ty raz. To mam nadzieje te 550kcal spalic.