Na wczoraj zaplanowałam sobie rozpoczęcie mojej przygody z bieganiem. Co za problem? Przecież dużo chodzę i to nawet uprawiam szybki marsz z wózkiem, więc bieganie powinno jakoś pójść. M radził mi, żebym jeszcze trochę ten szybki marsz poćwiczyła, zanim zacznę biegać, ale ja byłam pewna, że spokojnie dam radę. Postanowiłam trenować zgodnie z
Najpierw na rozgrzewkę szybki marsz - 10 minut. Już pod koniec miałam zadyszkę, ale dzielnie zaplanowałam sobie w głowie trasę biegu. Dobra, no to zaczynam biec. Pierwsze kilka kroków spokojnie, za chwilę już coraz ciężej, a po kilkunastu metrach zaczęłam już odliczać kolejne, sprężając wszystkie siły, aby jeszcze kilka metrów pobiec. Po 3 minutach kapitulacja. Test pokazał, że zaczynam od tygodnia 1. Spektakularnych sukcesów nie było, ale nieważne skąd zaczynam tylko, jaki postęp zrobię. Cieszę się, że zrobiłam pierwszy krok w kierunku biegania. Jestem z siebie bardzo dumna. W czwartek dzień 1 tydzień 1.
szabadabada
7 października 2015, 22:35Bardzo dobrze, że zrobiłaś sobie ten test, do wszystkiego trzeba podchodzić z głową, nawet do czegoś co wydaje się tak naturalne, jak bieganie. Nie ma co się rzucać, jak to mówią, jak szczerbaty na suchary, a potem leczyć kontuzje zamiast cieszyć się aktywnością ;) powodzenia!
hjoanna
7 października 2015, 22:44Już po fakcie też dochodzę do takiego wniosku - muszę mierzyć siły na zamiary, żeby też się nie zniechęcić. Dzięki :)