Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem zwykłą osóbką. Jeszcze :) Postanowiłam dokonać wielkiej metamorfozy w swoim życiu, nauczyć się sięgać po to, czego pragnę, przestać żyć marzeniami, tylko działać. A zaczynam od utraty wagi.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3207
Komentarzy: 23
Założony: 2 października 2015
Ostatni wpis: 17 października 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
hjoanna

kobieta, 42 lat, szczecin

168 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 października 2015 , Skomentuj

Powinnam użyć dużo mocniejszego słowa, bo "kicha" to za łagodne w stosunku do tego, co od czwartku wyczyniam. Ehhhh ... Posiadanie planu i strategii to pierwszy krok, ale kolejnym jest działanie zgodnie z nimi. Mam wrażenie, że już od kilku dni mój mózg szykował się do sabotażu. Wystartowałam z dietą i ćwiczeniami od października. Dwa tygodnie szło super. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze mi szło. Ubyło 3 kg. Ale już od kilku dni nachodziło mnie uczucie, jakby oczekiwania, kiedy to się zawali, bo zawsze tak było. Czekałam, czekałam i się doczekałam, jakbym sama podświadomie dążyła do tego, bo nie wierzyłam, że może się udać i iść tak dobrze. Sama dokonałam sabotażu: jem, co mi popadnie w ręce - słodycze, kanapki z majonezem, pizzę, i znowu słodycze. Aha - no i jeszcze słodycze.


Trudno. Stało się. Biorę się w garść. Trzy dni rozpusty kończą się. Mała bitwa przegrana, ale przede mną 8,5 miesięczna wojna, którą wygram. Wiedziałam, że nie będzie gładko, łatwo i różowo. Nie jest prosto zmieniać, nawyki i zachowania, które trwają od lat.


Co się zadziało?

  • nie zwracałam uwagi na to, co jem i ile, 
  • zamieniłam bułkę na kromkę chleba - mniej kalorii na I i II śniadanie,
  • nie ćwiczyłam,
  • mało piłam,
  • byłam bardzo zmęczona, niewyspana, nie miałam energii.

Wniosek:

Zaczęło się od tego, że zamieniła bułkę, którą jadłam co najmniej na I i II śniadanie na kromkę chleba - siłą rzeczy te dwa posiłki zmniejszyły swoją ilość kalorii niemal o połowę. Chyba ważne jest i dobrze się u mnie sprawdza, aby od rana zjeść konkretnie i pożywnie, dzięki czemu nie mam napadów głodu i jestem syta do wieczora.

Dodatkowo zaczęłam ćwiczyć w zasadzie codziennie co najmniej godzinę + dojazd do fitness klubu. A doba się nie wydłużyła. Zatem, aby znaleźć czas na ruch - obcięłam go ze snu. Co, niestety, poskutkowało zmęczeniem, sennością, brakiem energii.


Przestałam też pilnować tego, ile piję - a to mi wypełniało żołądek i dawało pewnej sytości.

Te 3 rzeczy wywołały już dalszą lawinę: od rana za mało kalorii, skutkowało tym, że wieczorem nadrabiałam z nawiązką. Zmęczenie najlepiej podrasować słodyczami. A pragnienie potrafię mylić z głodem i wtedy niepotrzebnie jem, zamiast pić.


Co sprowadzi mnie na właściwe tory i nie pozwoli powtórzyć takiej sytuacji?

  1. jem bułkę zamiast chleba i pilnuję ilości kalorii na każdy posiłek,
  2. dużo płynów - wieczorem przygotuję dzbanek herbaty owocowej na kolejny dzień, aby już stał i czekał, pudełko z herbatą zieloną kładę koło czajnika - wszystko to mi przypomni, że mam pić, jak tylko spojrzę i maksymalnie to ułatwi,
  3. godzina spania: 22:00 kładę się do łóżka - granica nieprzekraczalna !!!!! Mogę jeszcze coś poczytać albo popisać na Vitalii, max do 22:30 i koniec. Żadnego FB !!!!!!
  4. ustalam rytuał wstania - muszę nad nim popracować, na pewno będzie zawierać 2 szklanki wody z cytryną, śniadanie max 30 min po obudzeniu się i fajną muzykę na dzień dobry,
  5. jeśli chcę ćwiczyć, spać odpowiednią ilość godzin i nie chodzić zmęczona, muszę bardziej się zebrać w ciągu dnia i sprężyc pośladki, aby ze wszystkim się wyrabiać - no ale to już temat na inny cel, nad którym pracuję.


13 października 2015 , Skomentuj

Wczoraj wieczorem poszperałam sobie w grafiku kilku fitness klubów na dzisiaj w poszukiwaniu zajęć fitness z choreografią. I znalazłam aero dance, w klubie niedaleko mnie i to w dodatku ze świetnym instruktorem, którego poznałam kilka lat temu i na którego zajęcia chodziłam w innym miejscu.

No i nie rozczarowałam się oczywiście :) Zajęcia super, pełne dynamiki i energii. Bałam się trochę, bo od 4 lat nie chodziłam na żaden fitness, a jedynie aqua aerobik od przypadku do przypadku, i nie wiedziałam, czy dam sobie radę. Ale pewnych kroków się nie zapomina, chociaż kondycja trochę gorsza :) ale to do nadrobienia. Godzina zleciała ekspresowo. Wyszłam z zadyszką i mokrusieńka, ale z bananem na ustach :) Aaaa, no i w obie strony na rowerze się przemieściłam, więc dodatkowy plus tych zajęć.


Dieta: 1380 kcal

Sport: fitness 50 min

           rower 30 min

12 października 2015 , Komentarze (2)

W weekend trochę sobie pofolgowałam z jedzeniem . Zwłaszcza wczoraj do meczyku - w ruch poszły chipsy - nie żałuję :) Sportu też nie było, poza tym oglądanym. Dlatego będę koncentrować na diecie i ruchu w tygodniu, a w sobotę i niedzielę troszkę luzu. Zobaczę, co z tego wyjdzie i czy taki układ będzie miał sens (ryzyko: 'troszkę luzu' może przejść w 'całkowite poluzowanie' i odpuszczenie diety). To z czego się cieszę to, to że po luźnym weekendzie wróciłam dzisiaj bez problemu do mojego planu i zdrowego odżywiania. 

Ponieważ w sobotę i niedzielę trudno mi zebrać się do biegania, ustalam sobie poniedziałki, środy i piątki na ten sport. I tak dzisiaj bieg zaliczony - powtórzyłam sobie dzień 1 tygodnia 1 i od teraz będę szła już zgodnie z planem biegania. Dodatkowo był Skalpel. Na jutro planuję Aero Dance w fitness klubie - jeszcze w nim nie byłam, ale zajęcia prowadzi genialny instruktor tanecznych zajęć fitness i stepu, którego uwielbiam, więc zapowiada się świetny trening i dużo endorfin.


Dieta: 1520 kcal

Sport: Bieganie - Dzień 1 Tydzień 1

           Skalpel

10 października 2015 , Komentarze (2)

Wczoraj ważenie i ... pełen sukces 69 kg, czyli minus 3 kg. 2 kg były świeże - z ostatniego miesiąca, a 1 kg to już starszy tłuszczyk. Ależ się cieszę tym rezultatem :)

To jest dobra wiadomość, ale od wczoraj mam też kilka przemyśleń co do nowych ryzyk/trudności.


Ryzyko 1:

W ciągu tygodnia straciłam 3 kg. To sporo - nie wiem, ile w tym rzeczywistego tłuszczu, a ile wody. Myślę, że jest ryzyko, iż przy kolejnym ważeniu nie będzie spadku albo może być skok np. o 1 kg. Widzę, jak bardzo zmotywowało mnie to piątkowe ważenie i jak mnie ucieszyło - boję się, że jeśli nie będzie kolejnego spadku albo wzrost, to mnie to zdołuje i się poddam..

Wniosek: Kolejne ważenie za 2 tygodnie - jest większa szansa, że coś w tym czasie zrzucę. Mogę chudnąć powoli, mam sporo czasu - byle na stałe.


Ryzyko 2:

Zaplanowałam sobie, że będę biegać we wtorki, czwartki i soboty. Dzisiaj nie biegałam. W weekend w ogóle ciężej mi wrzucić gdzieś sport, więc jeśli jutro mi się nie uda, to znaczy, że sobota i niedziela na bieganie odpadają i muszę się zmieścić w poniedziałki, środy i piątki. W ogóle łatwiej mi ćwiczyć w tygodniu, niż w weekend, kiedy więcej się dzieje.

Wniosek: Środek tygodnia wykorzystać na maxa na ćwiczenia i bieganie.


Ryzyko 3:

Specjalnie wybrałam piątek jako dzień ważenia, a nie np. poniedziałek, bo czułam, że w weekend może być trudniej z utrzymaniem zaplanowanego jedzenia, więc wolę kryzysy po ważeniu, kiedy mam jeszcze czas na wyrównanie, niż tuż przed ważeniem. I faktycznie już widzę, że od piątku wieczór włącza mi się syndrom weekendowy - myśl, że należy mi się odpoczynek, coś ekstra do jedzenia, są spotkania za znajomymi, więcej się dzieje i trudniej zachować godziny posiłków, nie ma czasu na zapisanie i wyliczenie ilości kalorii.

Wniosek: W piątek od rana muszę maksymalnie skupić się na tym, co i kiedy jem i wysilić silną wolę, aby realizować plan w jak największym stopniu, jak najbardziej planować weekendowe aktywności, aby nie omijać posiłków.

8 października 2015 , Skomentuj

Bardzo dobry dzień za mną :) Dzisiaj biegałam zgodnie z planem: dzień 1 tydzień 1. Dałam radę bez problemu. Dostałam nowy zastrzyk energii i endorfin. Jestem dumna z tego, że podjęłam decyzję i zaczynam biegać. Powodem nie jest moda czy trend, ale praca nad swoim ciałem i poprawa kondycji, abym mogła bawić się i wygłupiać bez zadyszki z moimi maluchami, a jeśli wkręcę się i złapię bakcyla, to w przyszłym roku może jakieś zawody? :) Zobaczymy, w końcu to mój pierwszy dzień, hehehe. Kolejny trening w sobotę.

Przeszłam też dzisiaj zwycięskie starcie z kubełkiem z KFC :) Do meczu M zakupił takowy kubełek, do tego frytki i cola. A ja swoją bułeczkę szamałam. Najlepsze było to, że wcale nie miałam ochoty na tego kurczaka i nie męczyłam się siedząc z nim przy stole.




I i II śniadanie 10:30 (400): bułka, twaróg, cukier, kawa z mlekiem i stewią

lunch 14:00 (200 kcal): bułka, Almette, sałata, ogórek

obiad i podwieczorek 16:30 (250 kcal): kotlet mielony, kawa z mlekiem i stewią

kolacja 20:00 (260 kcal): bułka, wędlina, ser żółty, sos czosnkowy, sałata, pomidor, bazylia

RAZEM: 1110 kcal


bieganie 35 min

7 października 2015 , Komentarze (3)

Dzisiejszy dzień upłynął bardzo dobrze. Po wczorajszej nadprogramowej kolacji, nie poddałam się i od rana robię swoje, zgodnie z planem. 


I śniadanie 8:30 (230kcal): bułka, ser żółty, pomidor

II śniadanie 11:00 (250 kcal): bułka, twaróg, cukier, kawa z mlekiem i stewią

lunch 14:00 (100 kcal): bułka

obiad 16:30 (300 kcal): zupa pomidorowa z makaronem

podwieczorek 17:30 (100 kcal): kawa z mlekiem i stewią

kolacja 19:00 (260 kcal): bułka, wędlina, ser żółty, sos czosnkowy, pomidor, bazylia

przekąska 21:30 (200): borówki, maliny

RAZEM: 1440kcal


Skalpel 40 min



Podsumowanie:

Kontrola nad jedzeniem jest. To najważniejsze. Zrobiłam dzisiaj cały Skalpel - łącznie z brzuchem, co nie było dla mnie łatwe, ale zmobilizowałam się. Chociaż rozbawił mnie tekst Ewki : "Oddychaj miarowo ..", a ja oblana potem i ledwo łapiąca oddech próbuję wytrwać do końca :) Ale wytrwałam!

7 października 2015 , Skomentuj

Wczoraj był dzień 6 moich zmian. Już od rana było ciężko. Mały dał w nocy popalić z jedzeniem, wstałam niewyspana i bez sił. Cały dzień musiałam zmuszać się do każdej czynności, a oczy tak mi się kleiły, że chodziłam z lekko przymkniętymi. Na spacerze z maluchami przewiało mnie na wskroś, co nie pomogło w ogólnym samopoczuciu. Popołudniu niby lepiej - zdrzemnęłam się trochę i zrobiłam test na rozpoczęcie biegania. Z tego wszystkiego nie wypiłam kawy popołudniowej i około 20 już ledwo stałam. O 21 naszło mnie ogromne ssanie w żołądku i jakoś nawet bez walki wewnętrznej - poddałam się zjadając nadprogramową bułkę z 6 plastrami szynki schwarzwaldzkiej z majonezem oraz dżemem. Biorąc pod uwagę moje możliwości obżarstwa wieczornego, jakich do tej pory doświadczałam, to i tak nieźle, chociaż szkoda, że tak łatwo się temu poddałam.

Trudno. Stało się. Nie przerwie to mojej pracy nad sobą. Wniosek: w przypadku złej formy, gorszego samopoczucia muszę być szczególnie czujna na pokusy, przestrzegać zasad zdrowego żywienia, nie omijać posiłków, wypić kawkę popołudniu i zmobilizować się do ćwiczeń. I zdecydowanie bardziej uruchomić swoją silną wolę na wieczór.

7 października 2015 , Komentarze (2)

Na wczoraj zaplanowałam sobie rozpoczęcie mojej przygody z bieganiem. Co za problem? Przecież dużo chodzę i to nawet uprawiam szybki marsz z wózkiem, więc bieganie powinno jakoś pójść. M radził mi, żebym jeszcze trochę ten szybki marsz poćwiczyła, zanim zacznę biegać, ale ja byłam pewna, że spokojnie dam radę. Postanowiłam trenować zgodnie z www.biegaj40minut.pl - M tak zaczął rok temu i spokojnie biega 10 km podczas treningu, a plan jest konkretny i jasno opisany. Nie byłam pewna od którego tygodnia treningu zacząć. Doszliśmy jakoś z M do consensusu - tak jak radzi portal - postanowiłam zacząć od testu, który obiektywnie powie mi, w jakiej jestem formie i od którego tygodnia treningu zacząć.

Najpierw na rozgrzewkę szybki marsz - 10 minut. Już pod koniec miałam zadyszkę, ale dzielnie zaplanowałam sobie w głowie trasę biegu. Dobra, no to zaczynam biec. Pierwsze kilka kroków spokojnie, za chwilę już coraz ciężej, a po kilkunastu metrach zaczęłam już odliczać kolejne, sprężając wszystkie siły, aby jeszcze kilka metrów pobiec. Po 3 minutach kapitulacja. Test pokazał, że zaczynam od tygodnia 1. Spektakularnych sukcesów nie było, ale nieważne skąd zaczynam tylko, jaki postęp zrobię. Cieszę się, że zrobiłam pierwszy krok w kierunku biegania. Jestem z siebie bardzo dumna. W czwartek dzień 1 tydzień 1.

5 października 2015 , Skomentuj

Minął właśnie następny dzionek moich zmian i muszę przyznać, że idzie naprawdę świetnie. Trzymam się limitu kalorii, nie mam napadów głodu, nie ciągnie mnie do słodyczy. Mam też dużo energii. Nie czuję, że mam nie wiadomo jakie ograniczenia, że nagle nic nie mogę, nie chodzę głodna, nie muszę wytężać silnej woli. Co więcej świadomość, że dobrze mi idzie i że dawno nie dotarłam, w kolejnych próbach odchudzania, nawet do dnia czwartego powoduje, że mam frajdę i motywację do kontynuacji pracy nad moim odżywianiem.


Od dziś wprowadzam sport do mojego planu dnia. Dzisiaj był Skalpel Chodakowskiej - oprócz brzuszków. Jestem po cesarce i jej ćwiczenia na brzuch są dla mnie za mocne, więc zaczynam od podstawowych ćwiczeń na brzuszki - jak trochę poprawię stan tych mięśni, to poćwiczę z Ewką. A oprócz tego 1h szybkiego marszu z pchanym wózkiem bliźniaczym. Od jutra zaczynam program biegania.


I śniadanie 8:30 (180 kcal): chleb razowy, twaróg, cukier

II śniadanie 11:00 (220 kcal): chleb razowy, masło, makrela wędzona

lunch 13:00 (200 kcal): jogurt naturalny, kiwi, orzechy włoskie

obiad 16:30 (430 kcal): ziemniaki, mizeria, polędwiczki z sosem kurkowym

podwieczorek 17:30 (100 kcal): kawa

kolacja 20:00 (350 kcal): tortilla, pierś z kurczaka, ananas, sałata, pomidor, ogórek, papryka, sos jogurtowo-czosnkowy

RAZEM: 1480 kcal


Skalpel 30 min

brzuszki 200

marsz 1h



Podsumowanie:

Super. Idzie świetnie. Byle tak dalej. Najważniejsze, że panuję nad jedzeniem. Kluczowe jest pilnować przerw między posiłkami, aby nie rezygnować z żadnego, i dużo pić - chyba to najbardziej pomaga trzymać się moich postanowień.

4 października 2015 , Komentarze (3)

Kolejny dzień za mną. Nie był dietetyczny, ale bilans kaloryczny się zgadza, więc jest ok. Trzyma mnie teoria, że weekend jest trudniejszy, chociażby ze względu na różne spotkania towarzyskie, a w tygodniu trochę łatwiej o trzymanie diety. Zatem skoro ważę się w piątki, to do kolejnego ważenia mam jeszcze kilka dni, a najtrudniejsze - teoretycznie - za mną :)

Dzisiaj byliśmy u znajomych, a tam mało dietetycznie. Trochę odpuściłam, ale cieszę się, że to było faktycznie 'trochę' i potrafiłam się opanować przed 'pozwalam sobie na wszystko i w dowolnej ilości', co mi się niezwykle często zdarzało na 'wychodnym'. 

Jutro zaczynam ćwiczenia. Zaplanowałam sobie 1h szybkiego marszu, 200 brzuszków i skalpel Chodakowskiej. Biorę udział w jej 88-dniowym wyzwaniu. Zobaczymy, jak pójdzie :)


I śniadanie 9:00 (170 kcal): bułka, twaróg, cukier

lunch 12:00 (600 kcal): sernik dyniowy, figi z boczkiem i rukolą

obiad 16:30 (350 kcal): kulki po wiedeńsku, ziemniaki

podwieczorek 17:30 (100 kcal): kawa

kolacja 20:30 (120 kcal): bułka, ser żółty, pomidor

RAZEM: 1340 kcal



Podsumowanie:

Kolejny dobry dzień. Od jutra dodaję jeszcze ćwiczenia.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.