W tym roku postanowienia noworoczne przyszły z dużym opóźnieniem. Oczywiście standardem jest to, że gruby zawsze obiecuje sobie, że będzie się odchudzał. Czy winię siebie za opóźnienia? Jeśli chciałabym być ze sobą w 100% uczciwa, to powinnam się winić, bo zawsze można zamknąć oczy na każdą okoliczność i powiedzieć „dość”. Ale chyba nie jestem na taką uczciwość gotowa. Lepiej przeczekać wszelkie święta i niedogodności. Zresztą co daje ciągły żal do siebie? Trzeba się pogodzić z własną głupotą, wybaczyć sobie i po prostu ruszyć dalej.
Moje drogie Ja, tym razem niech Ci będzie, ale wybaczam Ci po raz ostatni – moja opieszałość miała swoje powody: organizowałam sylwestra, co sprawiło, że w mojej lodówce pojawiło się 500% normy tego, co można zjeść i 100% rzeczy, które nadają się na imprezę, a nie na dietę. Oczywiście większość tego jedzenia i tak zostaje potem u organizatora, który dojada te resztki. Można rozdać, można wyrzucić… ale nie, po co, skoro można mieć potem dobrą wymówkę. Ale teraz dość! Ze złych produktów w lodówce pozostał jedynie ketchup i pół białego wina… Wróg u mych bram, ale postaram się podołać.
Co chcę osiągnąć w nowym roku?
Chcę być szczęśliwa. I to całą filozofia. Niby proste zdanie, a definiuje wszystkie moje problemy.
Człowiek szczęśliwy, to człowiek zdrowy, człowiek pewny siebie, który czuje się dobrze w swoim ciele oraz w tym, w co to ciało jest ubrane. Taki człowiek odbierany jest lepiej przez społeczeństwo, co też jest źródłem szczęścia, bo człowiek to przecież zwierzę stadne.
Huh… ok. Jest marchewka, to teraz bacik.
Dlaczego NIE CHCĘ być gruba?
Moje grube ja…
· Czuje frustracje, gdy wchodzi do sklepu odzieżowego…
· Czuje wstyd, gdy na taśmie przy kasie leżą tuczące produkty, a ludzie widzą co to i kto to tam położył…
· Czuje wstyd, jak musi się gdziekolwiek rozebrać (lekarz/siłownia/basen)
· Ha! Z tym basenem żartowałam… moje grube ja w życiu nie poszłoby na basen ;)
· Czuje się fatalnie, gdy jest super gorąco, bo a) jest super gorąco b) jest za ciepło ubrane, bo przecież trzeba fałdki poukrywać…
· Czuje się źle, gdy jedno pranie zajmuje całą suszarkę, chyba że niektóre spodnie i bluzki poskładam na pół…
· Ma podkrążone oczy i nieładną cerę…
· Przejada znaczną część swojej pensji, tylko sobie szkodząc…
· A najgorsze, że moje grube, zewnętrzne ja, W OGÓLE NIE PASUJE DO MOJEGO WEWNĘTRZNEGO JA! Moje grube ja ciągle gra kogoś, kim nie jest i nie chce być. Ciągle w czymś ogranicza… jak nie fizycznie, to mentalnie.
Brrr… jak tak człowiek podsumuje sam siebie, to można dojść do przerażających wniosków…
Proces klarowania postanowień noworocznych w toku, ale dieta od dziś rozpoczęta.
Metoda? Zmiksowanie ideologii Gillian McKeith z dietą Soutch Beach.
Co zjadłam?
Rano pstrąga tęczowego z fasolką szparagową, potem własnej produkcji sok z marchwi i selera naciowego, potem zupę kalafiorową gotowaną na kurczaku bez skóry (2 małe porcje), potem garść migdałów i jogurt 0%... Pewnie za dużo, ale jak na pierwszy, spontaniczny dzień to chyba nie najgorzej.
Ku przestrodze, plakat z moimi ulubionymi demotywatorami.