Więc nie wchodzę dzisiaj na wagę.
Jeszcze wczoraj późnym porankiem było bardzo ok. Bo cóż to jest pół kilograma w obliczu wieczności? Bo cóż to jest pól kilo w obliczu mojej wagi? Niewiele... można uznać za błąd pomiaru... albo przyjąć za dobowe wahanie w normalnych granicach.
Ale wczoraj była popołudniowa wyżerka u teściowej. Mniam! Sałatki.... pyszne, lecz z majonezem. Ale prze-pyszne, daję słowo!! I jabłecznik.... poezja... kawałki jabłka przed włożeniem do ciasta były obsuszane .... ciasto niesłodkie..... można było bez obawy mdłości zjesć dużo. No to ....
A w domu trzeba było przegryźć ten słodki smak.... sałatka ... i pasztety smakowe...
Waga dzisiaj niech kurzem obrasta! Mam jeszcze w sobie to jedzenie.... błe.....
Aktywność fizyczna w czasie świąt nie-najgorsza. W piątkowe popołudnie ponad 47 km na rowerze. W poniedziałkowe śliczne południe znowu rower, 40 km z ogonkiem. Miały być jeszcze wieczorem kije..... ale ta okropnie grzmotliwa burza za oknem bardzo mi się nie podobała. Aktywność fizyczna inna, no... ta akrobatyczna... codziennna prawie ... choć ja wolałabym częściej i intensywniej. Chyba wiosnę czuję w kościach i hormonach.
Na lodówce, na drzwiach, powiesiłam wielką literę N. Czerwoną. Bo w czeluściach jeszcze czeka sałatka jarzynowa łagodna i pasztet. I ciasto czekoladowe od teściowej, ale ja akurat tego nie lubię. Więc to czerwone N stoi na straży sałatki i pasztetu.
Tęsknym okiem zerkam za okno.... Nawet powietrze wygląda na chłodne i mokre. Nie mogłoby słońce się pokazać na chwilę?....
ps
straty poświąteczne - jeno przez kota - zmemłał jednego plastikowego kurczaczka i gdzieś w zębach wyniósł i schował moją świętą ukochaną starą wydmuszkę, jest czerwona we wzorki z żółtą kokardką... ktokolwiek widział, ktokolwiek wie ?...
kitkatka
7 kwietnia 2010, 23:40już został tylko pasztet bo z braku funduszy było skromnie. A ten pasztet jest z drobiu i bez dodatku tłustego więc można go jeść bezkarnie. Pozdrówka
savelianka
7 kwietnia 2010, 10:08chociaz,moze cie poozytywnie zaskoczy,tak jak moja?
paniBaleronowa
7 kwietnia 2010, 09:35po pierwsze- zakochałam się w zapiskach na kolanie. Czytałam cztery razy na okrągło i w poprzek. Po drugie- zatkała mnie reakcja na (pisane w zgodzie ze sobą, nie szkodząc przy tym nikomu!!!) perypetie Twojego syna. Jestem zniesmaczona. Bardzo. Rzeczywistość boli. I chęć życia cudzym życiem. Bo chwilowo jest bardziej skomplikowane (i trudniejsze, oł jeeee!!!) niż własne. Brrrrr!!! Bez komentarza. Ściskam ciepło. Chciałabym mieć mamę, która kocha pomimo wszystko.
paskudztwoo
7 kwietnia 2010, 08:48i jak ?? działa to czerwone N ??
renianh
6 kwietnia 2010, 23:55W mojej lodówce też pełno pyszności ,cześć powędrowała niżej do zamrażarki.U mnie litera N by nie pomogła ,przecież jak otworzę już jej nie widać.
nanuska6778
6 kwietnia 2010, 22:40Poczytałam sobie zaległosci, o niemiłych komentarzach też. Ja tego komentować nie będę, bo o pisaniu myślę dokładnie to samo, co Ty. A na dodatek jest to dla mnie dobra terapia. Tak, ze olej "tamte". A w zamian służę opowieścia o "balonikach", najprawdziwsza z prawdziwych. Przydarzyła się nam - szarym zjadaczom chleba własnej roboty. Dwa lata temu, jak co roku, pojechaliśmy nad morze, do apartamentu teściowej, którego nam łaskawie użycza. Pierwszego dnia zrobiliśmy duże zakupy w supermarkecie - proszki, mleko, mieso, wędliny, sery, jogurty, makarony, kawa, płatki, dżemy, ... i "baloniki tutti frutti" firmy na D. Kolejka była straszliiiwa. W kasie pani przepuszcza wszystko przez maszynę kasujaca. 'Baloniki" jakoś nie chciały się skasować, więc kasjerka: ROSAAAAAAA, ILE TO KOSZTUJE? - i tryumfalnie pokazała zgromadzonym kolorowe pudełko. Byczek - kamienna twarz, Princessa: mamaaa, to dla mnie??? A Nanuska wyje, płacze ze śmiechu:-). Potem pani kasjerka: wpiszę to państwu na paragonie jako "tekstylia", bo kod nie chce wskoczyć, dobrze? - Chciałam powiedzieć: spoooko, może pani wpisać nawet jako "warzywa i owoce", w końcu to "Tutti -, frutti":-))) Buziaki:-)
monimoni27
6 kwietnia 2010, 19:46to dokładnie jak mówisz, niby grzeczne, a jednak w tych pończochach prowokują. I kurde na jednych wyglądam fajnie, a na większości jednak grubaśnie, przez te giry cholerne. Nie mogła Bozia dołożyć w cycki zamiast w nogi tą moc? Pozdrawiam poświatecznie, jutro się ważę, obaczymy.
portek44
6 kwietnia 2010, 14:36Wczoraj u mamy na koniec świętowania stanęłam na wagę i ...2 kg więcej niż w przed tygodniem ;( ale to chwilowe i po obżarstwie przecież! dziś pewnie jest 66kg. Miałam nie zmieniać paska wagi, ale jakoś takoś uczciwość wzięła górę, poza tym jak to miło będzie znowu zjechać w dół za jakiś czas...pozdrawiam serdecznie :)
uleczka44
6 kwietnia 2010, 13:24na lodówce kupuję bez targowania. Czerwona bardzo dobra. Przynajmniej do czasu, kiedy świąteczne zapasy znikną.
Wiedzmowata
6 kwietnia 2010, 13:243 godziny szybkiego snu, a potem... czekam, na wytrzeźwienie, na świt... Bez sensu.
Emwuwu
6 kwietnia 2010, 13:20tłumaczyć się trzeba u "prezia" tylko wtedy kiedy jest gorzej, a marzec akurat to był bardzo dobry miesiąc!:)) Poza tym ja mam wszystko serdecznie w "d....",ha,ha Rany! Twój facet ma w takim razie z Tobą...raj jak tak mu dostarczasz tej "akrobatyki" prawie codziennie!:))) Ja to czerwone "N" mam w wyobraźnia ale i tak nie ciągnie mnie wcale do lodówki!:)
mirabilis1
6 kwietnia 2010, 12:40nalezy raczej szukać mobilnego kurczęcia w czerwony wzorek i z żółtą kokardką na szyi? Poza tym, w związku z faktem, że jestem w przededniu decyzji o zakupie kijków - czy możesz mi, jako doświadczony Patyczak, doradzić na co zwrócić uwagę??
uliczka7
6 kwietnia 2010, 12:33Nie robiłam dużych zapasów świątecznych więc lodówka już właściwie wolna od pokus :) Ciasta nie było, lody wyżarte, opakowanie wyrzucone..... ślady zbrodni dietetycznej zatarte ;)
iglaigla
6 kwietnia 2010, 12:23duze N nie zaszkodzi a noz widelec pomoze
fiona.smutna
6 kwietnia 2010, 12:18Może ja spapuguję? W święta mnie nie nosiło do jedzenia, ale dziś co chwilka zaglądam, niby w trosce, czy muszę coś szykować na mój trzydniowy wyjazd, czy im wystarczy....Idę wycinać tę N:))) Miłego dnia:)
nanuska6778
6 kwietnia 2010, 12:11Ależ Oni to robia w WIADOMYM celu;-))) Akcja "bikini" działa w obie strony:-))))))
baja1953
6 kwietnia 2010, 11:59Dziękuję za radę... To dzięki Tobie nie poprzestałam na 65...Schudłam jeszcze dwa kg i spokojnie czekałam na efekt świąt... I się doczekałam... Jest nadal 63...Tyle, że z hakiem, ale hak nieważny:) Dziękuję, Jolu:) Pozdrawiam, u nas tez jakoś chłodno, pochmurno...nie wiem czy dam radę męża z domu wyciągnąć na rower... Cmok;)
BasiaR.
6 kwietnia 2010, 11:57z tym napisem. Ja przylepiam zdjęcia. Pozdrawiam BasiaR.