1.
Pogrzeb tłumny. Pół tysiąca ludzi co najmniej. Człowiek, którego młodzieńcze lata w harcerstwie trwale zaszczepiły bakcylem działania na rzecz innych, gorszych, poszkodowanych przez los, zdarzenia, zdrowie, świat. Zmarł, kurwa, "nagle". W lipcu miał pierwszy zawał. I co? Rekonwalescencja? Odpoczynek? Nie! Już w sierpniu na następny obóz dla poszkodowanych pojechał. Do Gołdapi. Serce pokazało mi figę. Nie można się poświęcać za darmo. I nadaremno. I za mocno. Drugi zawał i koniec.
I co z tego, że pośmiertnie przyznano mu Złoty Krzyż Zasługi. To życia nie wraca. Jakby kto był ciekaw, Andrzej Winiarski, harcerz, społecznik do tchu ostatniego, Warszawa, hufiec Praga Południe.
2.
Umarł kawałek mnie.
Byliśmy serdecznymi przyjaciółmi cztery lata. Czas między durnością dojrzewania a młodością. Czas kształtowania dusz i charakterów. Razem robiliśmy kurs instruktorów zuchowych. Zawsze w wakacje wyjeżdżaliśmy z zuchami na ten sam turnus. Bo oprócz pracy z dzieciakami ? wieczorami i nocami był czas na gadanie, na namiętne dyskusje (jak to Osioł Smrekowy powiedział) "takie o życiu i śmierci". To był czas początku zmian w naszym kraju.
Pamiętam, jak w roku 80 nie było czym nakarmić tych 240 dzieciaków w Ocyplu, zaopatrzeniowiec dwoił się i troił i NIC NIE MÓGŁ. I kupił stado żywych kur. I te kury, kury i koguty, trzeba było zabić, opierzyć, sprawić i pokawałkować. Pracowaliśmy ramię w ramię. Pamiętam koguta, co mu spod toporka uciekł i bez głowy koło pieńka biegał. Pamietam jego śmiech, gdy w mojej sprawianej kurze znaleźlismy 11 jajek w różnym stadium rozwoju. Nagły zalew wspomnień.
Jedyny przyjaciel z czasów młodości z którym NIGDY się nie pokłóciłam. Choć światopogląd mieliśmy diametralnie różny. NIGDY nie byliśmy na siebie obrażeni, nie zrobiliśmy sobie krzywdy. Współzawodniczący - owszem. Dyskutujący zawzięcie - owszem. Wściekle zawzięci w udowadnianiu własnych racji - owszem. Ale nigdy nie......
Potem miałam chore dziecko, potem wyemigrowałam na wieś. A gdy wróciłam do miasta - już byliśmy sobie dalecy. Ale nigdy nie obcy.
Beczałam jak durna nastolatka, gdy nasz wspólny kolega przechodził obok z urną.
3.
Rano jeść nie mogłam, bo nerwy. Po powrocie z uroczystości, po krótkim spotkaniu z dawnymi znajomymi - zrobiłam sobie prywatna stypę. Domową. Figi słodkie, morele, feta, i zdrowie nieboszczyka, i niech mu ziemia lekką będzie, i wspomnienia, i łzy i wściekłość na los. I piosenki sprzed lat nucone, te zuchowe, te harcerskie i te ogniskowe.
4.
Vitaliowo porannie.
Waga w strefie lekkiego spadku.
Aktywności sportowej dziś nie będzie. 2 km na obcasach w kondukcie wystarczą. Stopy pieką. Nie chce mi się. I deszcz. I mokro.
Wystarczy, że mam taniec na rurze w domu. Taniec na rurze od odkurzacza. Dzieci wyjechały łikendowo. Niby sprzątały, gdy my żeglowaliśmy. Ale to takie tam sprzątanie młodzieży. Trzeba poprawić.
5.
Vitaliowo wrednie.
Weszłam w statystyki pamiętnika. I mnie stupor umysłowy złapał. Bo nie rozumiem za cholerę. Jakaś moja wrodzona ułomność umysłu. Na jaki plaster osoby, które mnie nie lubią, które nie cierpią moich poglądów, które wyśmiewają mój wygląd i moje wartości, które stworzyły na vitalii mój anty_fan_club - po co takie osóbki zaglądają do mojego pamiętnika????? W celu pielęgnacji niechęci????... hehe, kretynki...
To chyba jedyny radosny moment w dniu dzisiejszym, gdym z tego faktu chichotała, z satysfakcją i złośliwie.
6.
Vitaliowo sprawozdawczo.
Do godziny 18:29 zassane 914 kcali.
Nie wiem, co będzie później. Bo stypa trwa. Bo deszcz boleśnie bębni.
Bilans uzupełnię jutro.
Albo i nie.
edit:
uzupełniam
nocą dobiłam do 1647 kcali przez cały dzień, niestety nic nie dołożę do niedoboru kalorycznego, osobistą stypę kończyłam kartofelkami z solą i butlą szampana
czy znowu muszę od początku 7 tysięcy liczyć ?
szamanka74
29 sierpnia 2010, 09:11od razu wróciłam do wspomnień sprzed 8 miesięcy kiedy to odeszła moja Przyjaciółka. Bardzo Ci współczuję, to są straszne chwile....
Aaliyah1982
28 sierpnia 2010, 23:33Współczuję,choć nigdy tego nie przeżyłam...śmierć przyjaciela musi byc ogromną stratą. Pani Jolu proszę nie przejmować się tymi zazdrośnicami,tylko to im pozostało...Szczupła,inteligentna i pełna pasji kobieta...jest dla nich atrakcją :))) Wygląda Pani pięknie,ciało dwudziestolatki! Krabik super ale mi chyba bardziej podobają się pingwinki na Los;) Pozdrawiam i czekam na więcej fotek.
uleczka44
28 sierpnia 2010, 21:01Gdy odchodzą na zawsze nasze bratnie dusze, zostawiają na długo pustkę w sercu. Tak już jest. Ja już coraz częściej kogoś żegnam. A co do butów to firmowe są z pewnością lepsze i lżejsze, tylko cena ciężka.
masztalski
28 sierpnia 2010, 15:00to dobrze że mamy jeszcze wspomnienia! pozdrawiam.
nonos
28 sierpnia 2010, 14:26... z czystej ciekawości, czy w ogóle odpowiedzą;-)
NiekonsekwentnaN
28 sierpnia 2010, 11:56Spróbuj:)))
Isabel1973
28 sierpnia 2010, 11:15lubią, nie lubią, cenią, nie cenią - to najciekawszy pamiętnik na morzu Vitaliowych wypocin...
DuzaPanna
28 sierpnia 2010, 11:10to po pierwsze. Ale i tak zafascynował mnie fenomen anty fan clubu na forum - jakby nie było - o dietach :D no Moja Droga, że Ty jesteś ciekawą osobą, to wiem od dawna. Ale za własny prywatny anty-fanclub? czapki z głów! gratulacje :)))))))
jerne
28 sierpnia 2010, 07:12Wspolczuje ci bardzo straty kolegi. Szczegolnie kogos tak oddanego swoim przekonania i ideala.. Nie wiem co moglabym wiecej napisac. Trzymaj sie :*
Semilla
28 sierpnia 2010, 00:16Najlepsi odchodzą pierwsi, wielokrotnie się to już sprawdziło... Jolu zadziałało! Zresztą, wiele razy wspominałam, że Milionery na mnie działają! Dobrze, że miałaś choć jedną uciechę dzisiaj, na klub różowej panteki, herbu złoty solar jak widać zawsze możesz liczyć.
kitkatka
27 sierpnia 2010, 23:09już żyjemy na tym świecie, żeby się przejmować antyklubem. W życiu nie sprawdzałam kto do mnie zagląda. A zpopularności należy się cieszyć. Nie ważne jak mówią, ważne, że mówią. Mnie to lata koło dupy jaką kto ma o mnie opinię bo sama znam swoja wartość. A ostatnie badania wykazały, że polski to najzłośliwsze i najwredniejsze kobiety na świecie. A wracając do poświęceń to miałam takiego wujka - też społecznik i harcerz. Złoty człowiek i też się wykończył w wieku 55 lat. Trzy zawały pod rząd i do końca z harcerzami i zbłąkanymi owieczkami. Prowadził obozy w Soszycy. Pozdrówka
NiekonsekwentnaN
27 sierpnia 2010, 21:33Jola! Nogi mamy już piękne, to nie podlega dyskusji!! Ale brzuchy? Brzuchy musimy dopracować, żeby jakby co, nie tylko na rurze od odkurzacza potańczyć i coby nam wtedy nic nie odstawało;)) Zaczęłam te 8 - o minutówki na brzuch i na razie mam takie zakwasy, że w nocy nie mogę przerzucić się na drugi bok:)